Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

1 marca obchodzimy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych

Witold Michalak
Dr Sławomir Poleszak, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie
Dr Sławomir Poleszak, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie Małgorzata Genca
Oddziały podziemia, które przeprowadzały akcje po 1944 r. nie uderzały w przemysł. Nie było wysadzania fabryk, pociągów, zrywania torów, ani niszczenia infrastruktury, która ocalała powojnie. To pokazuje, że oddziały podziemia szanowały majątek, który pozostał. Dla nich problemem byli tylko sprawujący władzę komuniści. Specjalnością oddziałów podziemia stało się odbijanie osób z aresztów i więzień. Z dr. Sławomirem Poleszakiem, naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, rozmawia Witold Michalak.

Dzisiaj Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Kogo określamy tym mianem?
Określenie odnosi się do tych, którzy walczyli po uwolnieniu terenów Polski spod okupacji niemieckiej, w tej nowej rzeczywistości, budowanej przez Sowietów i polskich komunistów. To pewne określenie, które się przyjęło i robi zawrotną karierę, ale nie oddaje całości sprawy. Ja jednak wolę mówić o tych ludziach, którzy walczyli po 1944 roku jako o członkach polskiego podziemia niepodległościowego. To była pewna kontynuacja tego, co budowano w okupowanej Polsce w latach 1939-44, czyli Polskiego Państwa Podziemnego. To był ewenement na skalę europejską. Celem tego podziemnego państwa było odzyskanie niepodległości. Układ sił geopolitycznych to uniemożliwił. W momencie, kiedy w Polsce znaleźli się Sowieci i polscy komuniści, którzy dostali od nich władzę, Polskie Państwo Podziemne stało się pierwszym i najważniejszym przeciwnikiem, którego należało zniszczyć.

Działania podjęte przez podziemie były walką obronną.
Tak, w zdecydowanej większości były to działania mające charakter samoobrony. To było reagowanie na to co robili Sowieci i tworzony przez komunistów aparat represji. Należy pamiętać, że od sierpnia 1944 r. do września 1945 roku główną siłą, która zwalczała oddziały partyzanckie byli Sowieci. Polscy komuniści byli zbyt słabi, aby dać sobie samemu radę ze strukturami polskiego podziemia. Mieli oni świadomość tego, że gdyby nie sowieckie bagnety i czołgi, to bardzo szybko straciliby władzę. Wiedzieli, że cieszą się minimalnym poparciem w społeczeństwie. Pierwszym probierzem tego poparcia były prawdziwe wyniki referendum ludowego z czerwca 1946 roku, kiedy okazało się, że mogą liczyć co najwyżej na 20-proc. poparcie.

Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych: Prezydent Komorowski na uroczystościach w Puławach i Rykach

Przechodząc do samych walk ich forma znacznie różniła się od działań prowadzonych w czasie okupacji. Nie było akcji stricte sabotażowych.
Oddziały podziemia, które przeprowadzały akcje po 1944 r. nie uderzały w przemysł. Nie było wysadzania fabryk, pociągów, zrywania torów, ani niszczenia infrastruktury, która ocalała powojnie. To pokazuje, że oddziały podziemia szanowały majątek, który pozostał. Dla nich problemem byli tylko sprawujący władzę komuniści. Specjalnością oddziałów podziemia stało się odbijanie osób z aresztów i więzień.

Podobna akcja miała miejsce w 1945 roku na Zamku Lubelskim.
W Lublinie było tylko kilkunastu uciekinierów. Można wyliczyć cały szereg miast powiatowych i wojewódzkich, w których uwolniono kilkudziesięciu, a nawet kilkuset więźniów. To była w jakimś sensie specjalność powojennych oddziałów podziemia. Ponadto celem tej działalności było paraliżowanie nowego aparatu władzy. Rozbrajano posterunki Milicji Obywatelskiej i oddziały wojska. Co charakterystyczne, nie było rozstrzeliwania tych żołnierzy. Zabierano broń, umundurowanie i puszczano ich wolno. Natomiast rozstrzeliwano oficerów, szczególnie politycznych. Tak jak i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, NKWD i czerwonoarmistów.

Lubelszczyzna była obszarem, na którym wojska podziemne działały ze szczególną aktywnością.
Oczywiście, nasz region w okresie powojennym to istne zagłębie partyzanckie. Walka była u nas najbardziej aktywna i trwała najdłużej. Podobnie było na Białostocczyźnie, Mazowszu, Kielecczyźnie, Rzeszowszczyźnie. Można powiedzieć, że mieliśmy dwie Polski, a granicą tych obszarów była Wisła. Na wschodzie walka była bardzo ostra, tam działały oddziały liczące w latach 1945-46 po kilkaset osób. Zupełnie inaczej ta sytuacja wygląda na zachód od Wisły.

Skąd wzięła się ta różnica?
Tam bardzo serio potraktowano rozkaz ostatniego komendanta AK gen. Leopolda Okulickiego "Niedźwiadka" o rozwiązaniu AK, który został w większości wykonany. Dopiero terror ze strony NKWD i UB spowodował odradzanie się konspiracji. Na przykład w Łódzkiem restytucja podziemia nastąpiła w połowie w1945 roku dzięki Konspiracyjnemu Wojsku Polskiemu, które zorganizował kapitan Stanisław Sojczyński "Warszyc", w Poznańskiem działała Wielkopolska Samodzielna Grupa Operacyjna "Warta" podpułkownika Andrzeja Rzewuskiego "Hańczy". Inne obszary nie były terenami etnicznie polskimi. Na Dolnym Śląsku i Pomorzu zamieszkiwała ludność niemiecka, którą później wysiedlono. Tam siła podziemia była zdecydowanie słabsza. Natomiast w 1945 roku na Lubelszczyźnie działało ponad 50 oddziałów partyzanckich. To siła oscylująca w granicach 2000-2500 żołnierzy, nie licząc całych siatek terenowych, współpracujących z oddziałami, które mogły wtedy liczyć ponad 30 tys. zaprzysiężonych członków konspiracji.

U nas największa legenda otacza majora "Zaporę".
Major Hieronim Dekutowski "Zapora" to nie tylko symbol Lubelszczyzny, to jeden z kilku najwybitniejszych dowódców polowych powojennego podziemia... To fantastyczny życiorys. Pokolenie Kolumbów, rocznik 1918. W 1939 r. przedziera się do Francji, walczy w kampanii francuskiej, ewakuuje się do Wielkiej Brytanii. Tam zostaje przeszkolony i we wrześniu 1943 r. zrzucony jako cichociemny. Walczył w czasie okupacji. Później zostaje w lesie, bo uważa, że tak trzeba, że nie można zostawić swoich ludzi bez opieki i kontynuuje walkę. Choć szybko zdaje sobie sprawę, że to nie jest walka, którą można wygrać. Kiedy komuniści ogłosili latem 1945 amnestię, on decyduje się na przedzieranie się do amerykańskiej strefy okupacyjnej Niemiec. Niestety, na terenie Czechosłowacji jego oddział jest wytropiony przez tamtejsze służby specjalne, kilku żołnierzy ginie, kilku zostaje aresztowanych. "Zaporze" udaje się wrócić do Polski i na nowo skupia wokół siebie dawnych podkomendnych i walczy nadal.

Większość jego podkomendnych ujawniła się w marcu i kwietniu 1947 r. On sam tego nie robi, zdaje sobie sprawę, że komuniści nie wybaczą mu tego, co robił przez ostatnie lata. Podejmuje kolejną próbę przedarcia się na Zachód, później okazało się, że od pewnego czasu ta operacja była kontrolowana przez UB. Grupa "Zapory" została aresztowana w Nysie we wrześniu 1947 r. i później przeszła ponadroczne, straszne, brutalne śledztwo. "Zaporczycy" zostają skazani na karę śmierci i wyroki zostają wykonane poza Władysławem Siłą-Nowickim, którego Bolesław Bierut ułaskawił i zamienił karę śmierci na dożywotnie więzienie.

Wspomniał Pan o świadomości szansy na wygraną. Czy walczący z komunistami naprawdę liczyli na zwycięstwo.
Na początku liczono, że dojdzie do konfliktu w gronie samych sojuszników i Zachód nie pozwoli Stalinowi na przejęcie władzy nad częścią Europy. Okazało się, że te nadzieje były płonne. Świat był strasznie zmęczony wojną. Społeczeństwa państw zachodnich nie miały ochoty znowu chwytać za broń, chciały delektować się wolnością i normalnym życiem po tym koszmarze wojny.

Obserwując dzieje podziemia widać w nim pewne procesy, które w nim zachodziły. Wraz z powrotem Stanisława Mikołajczyka i reaktywacją PSL niektórzy ludzie z podziemia odpłynęli i ujawnili się próbując działać legalnie w ramach PSL, licząc na to, że komunistów będzie można demokratycznie odsunąć od władzy w wyborach. Kolejny ważny moment to referendum ludowe. Podziemie zrobiło naprawę bardzo wiele, aby uświadomić polskiemu społeczeństwu co jest przedmiotem tego referendum. Jednak okazało się, że komuniści przy pomocy Sowietów potrafili sfałszować to referendum. Ten fakt miał bardzo negatywny wpływ na psychikę konspiratorów. Wielu tych młodych ludzi zniechęciło się, wyjechało z terenów, na których działali. Próbowali normalnie żyć, nie widzieli sensu dalszej walki. Są też ci, którzy uważali, że należało walczyć do końca.

Takim żołnierzem był Józef Franczak "Lalek", zabity w1963 roku.
To symbol trwania do końca. Po amnestii w 1947 roku szacuje się, że w lesie pozostało ok. 1200-1800 ludzi. To nie była siła mogąca być jakimkolwiek zagrożeniem dla komunistów. To był wróg, którego trzeba ostatecznie zniszczyć. W roku 1953 przestały działać zorganizowane oddziały zbrojne i zostają pojedynczy ludzie, którzy próbują cieszyć się wolnością.

Nie chcieli oni gnić w więzieniach, niektórzy bali się, że będą jak inni torturowani, bici, zgładzeni. Wydaje się, że byli w jakimś sensie w błędzie, bo ci, którzy ujawnili się w 1956 r. byli inwigilowani, więzieni, ale zachowali głowy. Gdyby Lalek ujawnił się w 1956 r. odsiedziałby zapewne jakiś wyrok, ale nie przypłaciłby tego wyrokiem śmierci.

Jakie były losy prześladowców żołnierzy wyklętych. Wielu żołnierzy podziemia uważa, że ich katom nie spadł włos z głowy, czują, że nie zostali potraktowani sprawiedliwie.
To uzasadnione poczucie. Mimo że od ponad 20 lat mamy wolne i demokratyczne państwo, to ci ludzie, którzy robili straszne rzeczy w latach 40. i 50. tak naprawdę nie ponieśli żadnej kary. Są pojedyncze przypadki funkcjonariuszy UB, skazanych na symboliczne wyroki za to, jak skazywali i traktowali działaczy niepodległościowych w latach 1940-1950.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski