Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

100-lecie Zespołu Szkół Rolniczych w Kijanach (ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Tadeusz Starzyński, dyrektor szkoły. Rok 1918
Tadeusz Starzyński, dyrektor szkoły. Rok 1918 Archiwum Izabeli Korzeniowskiej
W 1918 roku dzień w szkole rozpoczynał się o godz. 4.30. Wtedy dyżurni wstawali do inwentarza. Zaraz po nich pozostali uczniowie szli na poranną modlitwę. Dziś Zespół Szkół Rolniczych w Kijanach obchodzi setną rocznicę istnienia.

W sobotę nauczyciele, uczniowie i absolwenci Zespołu Szkół Rolniczych w Kijanach obochodzili stulecie istnienia szkoły. Wszelkie przygotowania do jubileuszu zostały zakończone w piątek. Absolwenci szkoły przysłali swoje wspomnienia, uczniowie zorganizowali wystawy zdjęć oraz prac plastycznych, odkurzono najstarsze kroniki szkolne.

"Działo się to dnia 30 maja 1971 r. w miejscowości Kijany powiat Lubartów w woj. Lubelskim Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, kiedy I Sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR był Edward Gierek, Przewodniczącym Rady Państwa Józef Cyrankiewicz, Prezesem Rady Ministrów Piotr Jaroszewicz, Prezesem Naczelnego Komitetu...". Tu wymienionych zostaje kilkanaście osób z rad, prezydiów i temu podobnych. Listę kolejnych osobistości kończy Jan Mazurek - przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego. To część aktu erekcyjnego, rozpoczynającego rozbudowę Technikum Ogrodniczego w Kijanach.

"...Uwzględniając 60-letnią tradycję Szkoły Rolniczej i Technikum Ogrodniczego podjęto decyzję o rozbudowie... Władze centralne, wojewódzkie i powiatowe nie zawiodły nadziei i zaufania mieszkańców... gdyż w dniu 16 kwietnia 1971 r. rozpoczęto prace przy budowie...". Za kilka lat młoda nauczycielka Izabela Korzeniowska zostaje wychowawczynią w szkolnym internacie, a później nauczycielką biologii. Dziś przybliża nam stuletnią historię szkoły w Kijanach.

Historia powstania Szkoły Rolniczej w Kijanach sięga 1913 roku. Wtedy to ziemianin lubelski, Erazm Plewiński, zapisał Lubelskiemu Towarzystwu Rolniczemu 10 tys. rubli oraz 328 morgów i 240 prętów gruntu w majątku Felin z przeznaczeniem na zorganizowanie szkoły i kursów rolniczych dla miejscowej ludności.

- Następnie z dochodów płynących z zapisu dokonanego przez Erazma Plewińskiego, Lubelskie Towarzystwo Rolnicze zakupiło od Henryka Wiercieńskiego w kwietniu 1914 r., za kwotę 34 tys. rubli parcelę ziemską Kijany-Dwór o powierzchni 49 morgów 186 prętów wraz z budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi. Za zgodą Centralnego Towarzystwa Rolniczego w Warszawie w latach 1914-1917 prowadzona była 5-miesięczno-zimowa Szkoła Rolnicza dla synów drobnych rolników oraz kursy hodowlane dla rolników. Pierwszym dyrektorem szkoły został Adam Dorot. Młodzież zamieszkała w internacie, a warunkiem przyjęcia do szkoły było ukończenie 17 lat i 4 klas szkoły początkowej - tłumaczy Izabela Korzeniowska.

Pięciomiesięczny cykl szkoleniowy obejmował, oprócz przedmiotów ogólnokształcących, takie przedmioty jak rolnictwo, weterynaria, hodowla zwierząt, organizacja gospodarstw, rachunkowość gospodarcza, pszczelarstwo, higiena, prawo o spółkach i stowarzyszeniach oraz prawo gminne. Oprócz tego w programie nauczania znalazły się zajęcia praktyczne z: gospodarstwa rolnego, gospodarstwa podwórzowego, gospodarstwa ogrodniczo-pszczelarskiego, warsztatów z uwzględnieniem stolarstwa z kołodziejstwem, koszykarstwa i kowalstwa.

Ze szkolnych dokumentów dowiedzieć się można, jak w 1918 roku wyglądał dzień nauki.

Godzina czwarta trzydzieści - wstawanie dyżurnych do inwentarza, pół godziny po nich pozostali uczniowie udawali się na poranną modlitwę. Po modlitwie czekało ich sprzątanie gmachu i praca w gospodarstwie rolnym. Zanim poszli na śniadanie, słuchali jeszcze porannego wykładu.

- Zajęcia praktyczne i wykłady z przerwami na posiłki i odpoczynek trwały do dwudziestej. O tej godzinie przychodziła pora na tak zwaną czytankę ogólną z nauczycielem. Dzień kończył się modlitwą wieczorną o dwudziestej pierwszej trzydzieści - opowiada Izabela Korzeniowska.

"Ogólny poziom umysłowy uczniów określa się na średni. Inteligencja - średnia, wyrobienie życiowe i społeczne - małe, karność i poznawanie przepisów szkolnych - dobra, rezultaty w rozwoju uczniów pod względem umysłowym i społecznym - bardzo wielkie..." - pisał w sprawozdaniu z 1918 roku, ówczesny dyrektor, Tadeusz Starzyński.

Dodawał też, że: "Należy wprowadzić centralne ogrzewanie, wyremontować kanalizację i wodociągi, w gmachach korzystając z rzeki Wieprz założyć elektrownię i zorganizować tabor przeciwpożarowy...".

Kilkanaście lat później utworzono Gimnazjum Ogrodnicze - męskie. "...Życie uczniów rozpoczynał dzwonek o godz. 7. W ciągu kilkunastu minut należało się umyć, wyjść na modlitwę i gimnastykę, a następnie o 7.30 śniadanie... Lekcje trwały pięć godzin. O godzinie 13 był obiad, składający się z trzech dań. Dowolne ilości zupy można było nalewać z waz... Około 14 miała miejsce zbiórka przed pałacem, podział na grupy robocze i rozdanie zajęć. O godz. 16.30 kończyły się zajęcia i udawaliśmy się na podwieczorek..." - pisał w swoich "Wspomnieniach" Dominik Fijałkowski, absolwent szkoły z lat 1936-39.

Po podwieczorku młodzież miała czas wolny.

"Zajmowaliśmy się nauką, wyjściami na pocztę, niekiedy na spacery. Bogatsi i starsi wiekiem koledzy uganiali się zadziewczynami ze Spiczyna, a młodsi i ubodzy tylko im tego zazdrościli. Ja należałem do tej drugiej grupy... Życie towarzyskie w szkole było nudne, rozweseliły go tylko 2 spotkania z uczennicami z żeńskich szkół gimnazjalnych z Lublina zwanymi "Arciszkami" i "Kanoniczkami". Uczestniczyłem tylko w ogólnym spotkaniu zapoznawczym..." - wspominał Fijałkowski.

Absolwent opisuje też zajęcia z przysposobienia wojskowego. Szczególnie zapamiętał zajęcia z jednym z plutonowych, który wyjątkowo pastwił się nad licealistami. Ci jednak nie pozostali mu dłużni. "Grupa dręczonych uczniów zdobyła domowy adres zamieszkania plutonowego i dotkliwie go pobiła...".

Kiedy w 1974 roku do pracy w szkole przyszła Izabela Korzeniowska, uczyły się już tam również dziewczęta.
- Wtedy otworzono nowy internat, nową szkołę z salą gimnastyczną i dom nauczyciela. Ja byłam opiekunką w internacie dla dziewcząt. Chłopcy mieszkali wtedy w internacie w pałacu i kiedy przychodzili do dziewcząt, w czasie nauki własnej ganiałam ich jak mogłam - wspomina pani Izabela.

Choć... jeden miał wyjątkowe fory.

- Pewien uczeń, Zbyszek, absztyfikował do Małgosi. Żeby mieć dobre układy ze mną i dzięki temu wejście do Małgosi, zrobił mi profesjonalną siatkę na motyle, bo uwielbiałam łapać motyle. Poza tym on zainteresował mnie ornitologią i zawsze opowiadał o wszystkich ptakach w parku, bo wokół pałacu był ośmiohektarowy park - opowiada była nauczycielka.

A w tym parku...

- Była alejka, którą wszyscy nazywali "Rób, co chcesz". Istnieje do dzisiaj, choć nazwa pewnie poszła w zapomnienie. Można było tam wypić piwo i pocałować dziewczynę. Czasem znajdowałam tam jakieś kieliszki i inne "dowody zbrodni" - śmieje się Izabela Korzeniowska.

Jak to w szkole, każdy nauczyciel ma przezwisko. Niestety, pani Iza nie chce wspominać swojego.
- Niektóre po prostu źle się kojarzyły, ale pamiętam, jak nazywano nieżyjącą już dyrektorkę Marysię Bielak. Mówili na nią "Seledynowa", bo często tak się ubierała.

Wspomnień o alejkach, nauczycielach, studniówkach i zajęciach praktycznych z pewnością podczas zjazdu z okazji stulecia szkoły nie zabraknie. Aktualnie szkoła funkcjonuje jako Zespół Szkół Rolniczych w Kijanach. Oprócz rolnictwa, uczniowie mogą kształcić się w takich zawodach jak hotelarstwo, architektura krajobrazu, usługi gastronomiczne, mechanik oraz kucharz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski