Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

31. rocznica wybuchu stanu wojennego: Wspomnienia internowanych lublinian

Aleksandra Dunajska
Archiwum
Dziś mija 31. rocznica wybuchu stanu wojennego w Polsce. Zygmunt Łupina, Stefan Szaciłowski i prof. Wiesław Kamiński wspominają okres swojego internowania.

Zygmunt Łupina
Nauczyciel historii, w "S" od 1980 roku. Internowany od 13 grudnia 1981 do 23 kwietnia 1982 roku we Włodawie, potem w Załężu koło Rzeszowa i w Ośrodku Odosobnienia dla Internowanych w Kielcach-Piaskach. Zwolniony ostatecznie z internowania 15 września 1982 roku.

Zabrano mnie z domu przy ul. Irydiona. Kiedy Jaruzelski ogłaszał wprowadzenie stanu wojennego, my już byliśmy we Włodawie. Wśród trzech ośrodków odosobnienia, w których byłem, we Włodawie rygor był najostrzejszy. Rzadko mogliśmy wychodzić na zewnątrz, na spacery, telewizja była dawkowana bardzo oszczędnie, właściwie siedzieliśmy tylko w celach. Źle było zwłaszcza na początku - kiedy szliśmy szpalerem między strażnikami, patrzyli na nas jak na bandziorów. Byli indoktrynowani wykładami, co zresztą później nam powiedzieli, na których mówiono im, że jesteśmy bandytami, którzy zagrażają bezpieczeństwu m.in. ich, funkcjonariuszy.

Potem jednak sytuacja się poprawiła. Kiedy zobaczyli, że nie jesteśmy złoczyńcami, stali się bardziej życzliwi. Niektórzy nawet robili nam zakupy poza więzieniem - kiedy do jednego z kolegów w odwiedziny przyjechała żona, która miała tego dnia imieniny, funkcjonariusz kupił mu kwiaty dla niej.

W ośrodku próbowaliśmy w jakimś stopniu kontynuować działalność z czasów wolności. Byłem w "Solidarności" odpowiedzialny za działalność Wszechnicy Związkowej, we Włodawie prowadziliśmy więc m.in. wykłady z historii.

Stefan Szaciłowski
Reżyser teatralny, współpracownik drugoobiegowego czasopisma "Spotkania", internowany we Włodawie od 13 grudnia 1981 do 26 marca 1982, potem w areszcie przy ul. Południowej w Lublinie do 24 lipca 1982 roku.

W Lublinie dla internowanych przeznaczono jeden odrębny, parterowy budynek w areszcie na Południowej. Trafiło tam około połowy internowanych z Włodawy. Warunki i atmosfera były jednak dużo lepsze niż we Włodawie, w której spędziłem kilka wcześniejszych miesięcy. Podczas gdy Włodawa była regularnym więzieniem, w Lublinie cele były bardziej przestronne, otwarte, mogliśmy się między nimi przemieszczać, a także częściej wychodzić na spacerniak. Komendanta Kwietnia z Lublina też trudno porównywać do szefów więzienia we Włodawie. Kwiecień był człowiekiem, z którym dało się porozmawiać, przyjmował pewne argumenty. W Lublinie stworzono nam coś w rodzaju złotej klatki, usiłując stworzyć wrażenie, że nie jesteśmy za kratami. Funkcjonariusze przynieśli nam nawet - oczywiście nielegalnie - radio, a na mistrzostwa świata w piłce nożnej w świetlicy - już oficjalnie - stanął telewizor. I to kolorowy! Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że to był rodzaj socjotechniki, żeby nas zmiękczyć.

Wyszedłem na przepustkę 24 lipca 1982 roku, a 22 września zostałem definitywnie zwolniony.

Prof. Wiesław Kamiński
Członek m.in. Komitetu Założycielskiego Regionu Środkowo-Wschodniego i Krajowej Komisji Rewizyjnej, delegat na I Zjazd NSZZ "S" w Oliwie. Internowany od 13 grudnia 1981 r. do maja 1982 r. we Włodawie.

W więzieniu przygotowano dla nas jedno piętro, opróżnione wcześniej z więźniów kryminalnych. Na 14 metrach kwadratowych umieszczono po ośmiu mężczyzn. Chciano nas wtłoczyć w reżim więziennego życia, ale próbowaliśmy mu się nie poddawać. Pisaliśmy protesty i prowadziliśmy różne akcje sprzeciwu. Więzienie nie było bardzo ciężkie, ale zdarzały się sytuacje nieprzyjemne, kary, pobicia. Nie wiedzieliśmy początkowo o wprowadzeniu stanu wojennego. Mogliśmy się tylko domyślać - po enigmatycznych stwierdzeniach dotyczących przyczyn naszego zatrzymania i po słyszanych przez więzienne "szczekaczki" przemówieniach Jaruzelskiego. Niektóre z tych informacji wywoływały nasze silne reakcje - np. o tym, że internowani mieszkają i wypoczywają w luksusowych ośrodkach.

Z literatury wiedziałem, że jakieś informacje można uzyskać w więzieniach od lekarzy. Zapisałem się. W nocy wszedł funkcjonariusz z pałką w ręku i zapytał: "Który do lekarza?". Nie miałem dobrych przeczuć, pamiętając doświadczenia Radomia i słynnych "ścieżek zdrowia". Ale ostatecznie trafiłem do medyka. Okazał się być znajomym moich rodziców. Opowiedział mi, co się wydarzyło.

Staraliśmy się jakoś sobie organizować życie więzienne, bo nie było nic gorszego niż bezczynność, siedzenie w kącie i zapadanie w letarg. To bardzo źle wpływało na psychikę. Prowadziliśmy działania w zakresie samokształcenia, paradoksalnie we włodawskim więzieniu była dobrze zaopatrzona biblioteka. Zorganizowaliśmy "uniwersytet pod celą", ja miałem np. wykład dotyczący czarnych dziur. Niektórzy pisali wiersze, ja - dziennik z więzienia.
Zostałem zwolniony na przełomie kwietnia i maja.

Warto wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski