Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aktorki sprzed lat. Od dziewczątek po heroiny. Gdańskie amantki - gwiazdy Teatru Wybrzeże

Gabriela Pewińska
Lucyna Legut w „Testamencie psa” (1961) jako Piekarzowa.  - Byłam prawdziwą amantką, tylko z charakterem - mówiła
Lucyna Legut w „Testamencie psa” (1961) jako Piekarzowa. - Byłam prawdziwą amantką, tylko z charakterem - mówiła MNG
Amantka to był ktoś, kto stał na piedestale, kogo się podziwiało i do kogo się wzdychało. Ktoś nieosiągalny - mówią Małgorzata Abramowicz i Beata Majda-Boj z Działu Teatralnego gdańskiego Muzeum Narodowego.

27 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Teatru - święto uchwalone w 1961 roku, na pamiątkę otwarcia Teatru Narodów w Paryżu, które miało miejsce 27 marca 1957 roku.

Rolami amantek lirycznych zasłynęła w dawnym Krakowie młodziutka Helena Modrzejewska. Pisano: „Wszystkie te role oparte na silnych akcentach uczuciowych , od prostoty, wdzięku, tkliwości, do kokieterii świadomej swego powabu dojrzałej kobiety były w jej wykonaniu niezrównane. Głos posłusznie oddający każde wzruszenie, wymowne oczy, wyrazista mimika, gest celowy a piękny, sylwetka pełna wdzięku i lekkości oraz opanowane, szlachetne ruchy, opromienione były nieporównanym czarem”. Gdański, powojenny teatr to też amantki.

Kiedy mówimy o amantkach w kontekście początków gdańskiej sceny, od razu przychodzi na myśl Kira Pepłowska, choć my obie akurat znamy ją tylko z opowieści, ze zdjęć i portretów.

Klasyczna, przedwojenna piękność.

Przede wszystkim osobowość. Zakochany w niej malarz Antoni Suchanek uwiecznił ją na dziesiątkach swoich prac. Rysował ją namiętnie! Fascynowała. Wokół niej roztaczała się magiczna aura. Aktorki Wybrzeża przełomu lat 50. i 60. to jednak nie były tylko klasyczne piękności. Wanda Stanisławska-Lothe i Anna Chodakowska to już inna uroda, charakterystyczna, ale ten sam niepowtarzalny czar. Wszystkie, od słodkich dziewczątek po majestatyczne heroiny, to piękne kobiety i silne osobowości w jednym. Aktorki, które zapamiętuje się na długo.

Były gwiazdami na scenie i poza nią. Lucyna Legut tak pamiętała Wandę Stanisławską-Lothe: „Po jednym z bankietów poszłam spać do wielkiej aktorki Wandzi Stanisławskiej. Rano budzę się i widzę, że Wandzia froteruje podłogę. Miała na sobie czarną halkę i kapelusz z szerokim rondem. Była szalenie schludna i lubiła porządek”.

Wanda Stanisławska, może nie klasyczna piękność, ale na pewno dama. Bo bycie gwiazdą w tamtym czasie to jednak nie była kwestia li tylko urody.

Siostra Lucyny Legut, Ludmiła, którą obsadzano w rolach patetycznych heroin, niewątpliwie była amantką, ale czy Lucyna również? Nieraz opowiadała, że gdy w młodości kazano jej grać słodkie idiotki, widownia konała ze śmiechu. Sama przyznawała się, że amantki grała, ale zawsze były to „amantki z charakterem”.
Po latach stała się aktorką komediową, zawsze żałowała, że reżyserzy wcześniej nie obsadzali jej w takich rolach. Gdy zaproponowano, by zagrała Zakonnicę w „Niebezpiecznych związkach” Hamptona - to zresztą jej ostatnia rola - mówiła reżyserowi, że to fatalny pomysł, że ubrana w habit zepsuje przedstawienie. I tak się stało. Gdy ta prowokatorka, kawalara weszła na scenę, na widowni rozległy się salwy śmiechu. A nie takiej reakcji oczekiwał reżyser. Gdańska scena pamięta amantki tragiczne: Halinę Winiarską i Halinę Słojewską oraz amantki liryczne, aktorki zjawiskowo piękne: Krystynę Łubieńską, Teresę Kaczyńską...

Czy Zofię Mayr. Miała w sobie coś, co - jak głosi legenda - sprawiało, że całe rzesze panów marzyły, żeby ucałować choćby czubek jej bucika. Byli i tacy, co dzięki niej pokochali teatr. I przychodzili na przedstawienia, żeby choć na nią popatrzeć. Wielbiciele przynosili jej kosze kwiatów, czekoladki. Biegali za nią zazdrośni o każdy oddany na scenie pocałunek. Równie zazdrosny był mąż aktorki. Pan komandor snuł się po foyer z pistoletem, wygrażając potencjalnym fatygantom.

To były czasy, gdy aktorka była kimś ze snu, z marzenia, z bajki…

Nie wypadało jej tak po prostu stać w kolejce po mięso albo wynosić śmieci...

Wiele lirycznych amantek gdańskiej sceny z wiekiem zmieniło emploi.

Ale niektóre pozostały amantkami do końca. W jednym z wywiadów Krystyna Łubieńska śmiała się, że amantką była u Hübnera w latach 60., ale i 40 lat później u Nalepy w „Blaszanym bębenku”. Jej pełna namiętności Roswita, jak pisano, daje „kobietom nadzieję, że w każdym wieku można zachwycać i znaleźć miłość”.

Zjawisko amantki w teatrze - dziś już nieistniejące - to na pewno kwestia granych ról, repertuaru teatru. Repertuar klasyczny, a do tego klasycznie wystawiony, pozwalał aktorce stać się amantką. Łatwiej było jej wykreować taką rolę. Dziś, gdy gra się klasykę, jej interpretacja jest inna, niepotrzebne są heroiczne amantki, a uroda to zdecydowanie za mało. Aktorka nie ma być piękna, a interesująca. Obowiązują wzorce atrakcyjności narzucane przez film czy pokazy mody (a tam dawno już liczy się uroda charakterystyczna). I choć pewnie aktorki nadal marzą, by na scenie wyglądać pięknie, to nie jest to dla nich rzecz najważniejsza. Z pewnością każda stałaby się liryczną amantką, gdyby akurat rola tego wymagała. Tak było przed laty z Haliną Winiarską, jej uroda, a zwłaszcza sceniczna charyzma robiły kolosalne wrażenie.

Z kolei Joanna Bogacka to kiedyś najpiękniejsze nogi Teatru Wybrzeże. O biuście Zofii Mayr układano wiersze.

Ale triumf amantki to jednak zdecydowanie wiek XIX i teatr przedwojenny. Status amantek zmienił się w teatrze wraz ze zmianą statusu kobiety w ogóle. Powojenny teatr sięgał jeszcze do tradycji przedwojennej sceny, gdzie chodziło się „na aktora”.

Jedną z najsłynniejszych amantek polskiej sceny wieku XIX była Maria Wisnowska. Manifestacyjnie oklaskiwana przez część widzów, tzw. „wisnowszczyków”, którzy w uwielbieniu starali się prześcignąć „czakistów” - zwolenników Jadwigi Czaki. Czaki była uosobieniem panienki z polskiego dworku, „niechby się ją nie wiem który raz widziało tak samo rozpromienioną, czy podlotkowato paplającą, a zapominało się, że to stereotyp, bo tyle było bezpośredniości w jej uczuciach” - pisał Grzymała-Siedlecki. Zachwycał się i Wisnowską: „na sztuki z jej udziałem szło się jak na zwiedzanie fantastycznego świata”. U szczytu sławy została zastrzelona przez swego kochanka, oficera gwardii carskiej...

Amantka kiedyś, także w pierwszych dekadach Teatru Wybrzeże to był ktoś, kto stał na piedestale, kogo się podziwiało i do kogo się wzdychało. Ktoś nieosiągalny. Kiedyś chodziło się „na amantki”. Dziś, żeby popatrzeć na piękne aktorki, nie trzeba iść do teatru. Można je oglądać w telewizji, w Internecie. Nagie w roli. Kiedyś nie ciało, a kostium i charakteryzacja pomagały na scenie być kobietą.

Gwiazda Teatru Wybrzeże dawnych lat Bogusława Czosnowska wyznała: - „Grałam, niestety, i amantki… Urodziwa byłam, tylko nogi miałam brzydkie”. Ale znalazła mnóstwo sposobów na ich ukrycie. Mówiło się: „O, Czosnowska gra, znaczy dużo mebli będzie na scenie”! Bo za te meble chowała nogi, eksponując tylko to co piękne: dekolt, ramiona, talię osy… Była, jak sama o sobie mawiała, popularną aktorka lokalną. Wszyscy kłaniali jej się na ulicy, bo wtedy wszyscy chodzili do teatru.
Teatr był najważniejszy, był misją, niemal świątynią, dziś teatr jest na drugim planie. A amantki to czar i tajemnica, niedostępność. To, co grały, przekładało się na ich wygląd pozasceniczny, prywatny. Poprzez role budowały swój mit. Swoją legendę. Dziś teatr jest inny, na szczęście zostały opowieści i zdjęcia, na nich amantki pozostają amantkami. Do końca.

Katarzyna Figura i Dorota Kolak - dwie królowe w spektaklu "Maria Stuart"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Aktorki sprzed lat. Od dziewczątek po heroiny. Gdańskie amantki - gwiazdy Teatru Wybrzeże - Dziennik Bałtycki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski