Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alina Wojtas: Odhaczę, co zrealizowałam i spiszę kolejne postanowienia

Krzysztof Nowacki
Alina Wojtas.
Alina Wojtas. materiały MKS Selgros Lublin
Alina Wojtas, piłkarka ręczna MKS Selgros Lublin i reprezentacji Polski, opowiada o życiu poza boiskiem.

Podczas mistrzostw świata wyrosłaś na liderkę polskiej reprezentacji. Kibice i media mówili przede wszystkim o Tobie. Słyszałaś o "Alinomanii"?
Podczas turnieju w Serbii miałyśmy duże problemy z internetem i nie wiedziałyśmy za bardzo, co dzieje się w kraju. Po meczu z Francją rzeczywiście słyszałam coś o "Alinomanii", ale skupiałam się na grze i myślałam tylko o czekających nas meczach. Zależało nam przede wszystkim na dobrym wyniku.

Jak koleżanki z lubelskiej drużyny przywitały Cię po powrocie z mistrzostw?

Szydziły ze mnie (śmiech). Żartuję, wszystkie serdecznie mi gratulowały i było to bardzo miłe. Dziewczyny też żyły mistrzostwami i przez cały turniej otrzymywałam od nich wiele sms-ów. Było to dla mnie budujące, że przeżywają mistrzostwa podobnie jak ja.

Wróćmy na moment do mistrzostw w Serbii. Niespodziewanie zajęłyście czwarte miejsce.
Naszą siłą była równa szesnastka zawodniczek. Nie miałyśmy jednej liderki. Jeśli jednej nie szło, pozostałe brały ciężar gry na siebie. I tym sposobem wygrałyśmy z Rumunią i Francją. Już jesteśmy zgraną drużyną, ale wciąż docieramy się, z meczu na mecz.

Organizatorzy dwukrotnie wybrali Cię na najlepszą zawodniczkę meczu. Zdradź, co otrzymałaś w nagrodę?
Dostałam zegarki. Mam dwa, więc zastanawiam się, czy jednego nie podarować na licytację charytatywną. Jeżeli będzie taka okazja i potrzeba, to na pewno tak zrobię.

Przez kilka tygodni żyłaś wyłącznie piłką ręczną, a co interesuje Cię poza sportem?
Nie mam za wiele czasu na rozwijanie swoich pasji. Uwielbiam chodzić po górach! Ale jest to możliwe tylko, gdy jadę do domu, do Nowego Sącza. Czyli głównie w okresie letnim. W ten sposób najlepiej odpoczywam, czuję się wtedy wolna. Poza tym lubię dobrą książkę, najchętniej czytam kryminały, i film. Wolny czas poświęcam nauce. Czuję się jak wieczna studentka (śmiech)

Podobno polubiłaś również wędkarstwo. Wasz były trener, Edward Jankowski, zaraził Cię tym hobby?

Nie trener, a Gosia Stasiak (była zawodniczka lubelskiej drużyny - przyp. red.). To był jednak tylko epizod. Gdy pierwszy raz dostałam do ręki wędkę, zarzuciłam i po pięciu minutach wydawało mi się, że już coś bierze… A to po prostu spławik tak się bujał na wodzie. W końcu jednak złowiłam małą rybkę, ale nie wiedziałam, jak ją wyciągnąć i wtedy rybka uderzyła o pomost. Zabiła się i spadła… I na tym się skończyło moje łowienie. Przeżyłam traumę i nie lubię już łowić. Ale wciąż mam książki o wędkarstwie od trenera Jankowskiego.

Jesteś góralką z Nowego Sącza, grałaś w Gdańsku, a teraz w Lublinie. Zwiedzasz całą Polskę, a gdzie czujesz się najlepiej?
Trudno powiedzieć. Z każdym miastem i z każdą drużyną mam niesamowite wspomnienia. W Nowym Sączu byłam w okresie juniorskim, gdy na wszystko można było sobie pozwolić. Nie brało się odpowiedzialności za to, co robiło się na boisku. Tam stawiałam pierwsze kroki w piłce ręcznej. Potem byłam w Gdańsku… Niezapomniany trener Ciepliński, wysiedziane minuty na ławce. Tamten okres nauczył mnie pokory i szacunku do tego, co robię. Wydawało mi się, że dużo już umiem, a tak nie było. Od czterech lat gram w Lublinie.

Czujesz się u nas już trochę, jak w domu? Czy Lublin traktujesz, jak kolejny przystanek w karierze?
Jestem osobą bardzo rodzinną i moim jedynym domem jest ten w Nowym Sączu. Wracam tam w każdej wolnej chwili, do rodziców, rodzeństwa i biegających maluchów. To jedyne miejsce, o którym mogę powiedzieć - mój dom. Wszędzie indziej po prostu mieszkam. W Lublinie mam jednak mnóstwo przyjaznych mi osób.

A gdzie najczęściej można Cię spotkać?
W domu… (śmiech). Na imprezy nie chodzę. Zdarzy się raz na ruski rok. Teraz pewnie będzie z tym problem. Ale generalnie Stare Miasto jest magicznym miejscem. Lubię tam posiedzieć w pubie ze znajomymi.

Jesteś osobą zmotoryzowaną?
Jestem przeciwniczką poruszania się samochodami. Korzystam z komunikacji miejskiej i wszystkim to polecam! Samochodu jeszcze nie mam.

A prawo jazdy?
Mam. Zrobiłam je zaraz po maturze.

I jeszcze nie masz samochodu?
Nie mam, bo potem wyjechałam do Gdańska i wszystko było pod nosem. Mieszkałam blisko hali, uczelnia była na miejscu, więc samochód nie był potrzebny. W Lublinie też mieszkam blisko hali, a na uczelnię jeżdżę dwa razy w tygodniu, więc udaje mi się znaleźć czas na poruszanie się komunikacją miejską. Samochód pewnie byłby oszczędnością czasu, ale póki daję radę, to tak podróżuję. Poza tym często jeżdżę rowerem.

Po grudniowych mistrzostwach zmieniły się Twoje marzenia sportowe?

Lubię stawiać sobie nowe cele i nowe wyzwania. Chyba przed rokiem zapisałam sobie na kartce, że muszę zrobić wszystko, żeby uczestniczyć w mistrzostwach świata. Teraz pewnie odnajdę tę kartkę, odhaczę co udało mi się zrealizować i na nowy rok spiszę kolejne postanowienia. A potem będę dążyć do tego, aby je zrealizować. Na pewno marzenia będą jeszcze większe i bardziej ambitne, ponieważ cały czas chcę iść do przodu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski