Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ambasador polskiego jazzu przybija do portu „Lublin”. W czwartek w Klubie Muzycznym CSK ogólnopolska premiera płyty

Michał Dybaczewski
Artur Dutkiewicz - pianista jazzowy światowej klasy przyjeżdża z występem do Lublina
Artur Dutkiewicz - pianista jazzowy światowej klasy przyjeżdża z występem do Lublina Fot. Danuta Węgiel
Pianista Artur Dutkiewicz jest jednym z najczęściej koncertujących za granicą polskich muzyków jazzowych. Grał m.in. w Cannes, Addis Abebie, Pekinie, Havanie i Sydney. Dziś przybywa jednak do Lublina by w Klubie Muzycznym CSK zaprezentować ze swoim triem koncertową premierę najnowszej płyty „Comets sing”.

Należy pan do grona artystów, u których słowa przesiąknięte są znaczeniem w sposób szczególny. Co kryje się zatem za tytułem płyty „Comets sing”, czyli komety śpiewają?

Podróżując po świecie lubię obserwować wieczorem to, co się dzieje na niebie. Szczególnie bliżej równika widać jak meteory, czyli części komet, których jest mnóstwo, pojawiają się, świecą niesamowitym blaskiem i szybko znikają. I tak samo jest ze wszystkim co robimy w naszym życiu: pojawiamy się, dajemy światło, jesteśmy w centrum zainteresowania, a potem znikamy. Kometa jest piękna, zachwyt nad nią powoduje, że zanurzamy się w tym co jest teraz, zamykamy oczy, wchodzimy w chwilę bieżącą. Ta chwila bieżącą jest kluczem w improwizacji jazzowej.

No właśnie, czym jest dla pana improwizacja?

Improwizacja jest właśnie zanurzeniem się na 100 procent w tym co jest teraz, dążeniem do uchwycenia wewnętrznej jedności i graniem tego, co płynie nie z pamięci, ale ze stanu świadomości. Każdy z nas w zasadzie, jeżeli rozmawia z drugim człowiekiem na temat, który pojawia się w danej chwili to improwizuje spontanicznie. Pan mi teraz zadał pytanie, czyli temat, a ja na ten temat mówię. Tym samym jest improwizacja. Kluczem improwizacji jest zatem bycie w tym co jest teraz i tworzenie na zadany temat za pomocą języka muzycznego.

Gdyby chcieć muzykę zawartą na najnowszej płycie opowiedzieć słowami, to co można by o niej powiedzieć?

W czasie pandemii napisałem dwanaście kompozycji, z których na płytę wybrałem siedem. Stanowią one odzwierciedlenie moich emocji, które są ukształtowane przez doświadczane przeżycia. Przesłanie utworu tytułowego zdradziłem już wcześniej. Utwór „Addis” jest reminiscencją pobytu w Etiopii, gdzie w stolicy kraju Addis Abebie miałem przyjemność grać koncerty. Zafascynowałem się etiopską muzyką, dlatego ten utwór jest moim wyrazem szacunku dla tej starej kultury muzycznej. Z kolei utwór „Las Casas De Acuzar” nawiązuje to pięknego miejsca na Filipinach nad Morzem Południowochińskim, gdzie w niezwykłym miejscu na środku jeziora otoczonego XVII-wieczną hiszpańską zabudową zagrałem koncert fortepianowy. Otwierająca album kompozycja „A to było tak” opowiada z kolei o zmieniających się emocjach, które przewijają się razem przez nasze życie. „Just Be” traktuje natomiast o naturalnym stanie prostoty, który mamy w sobie a często zasłania go stres. To najpraktyczniejszy stan, którego sobie i każdemu zresztą życzę. Kompozycję „Jazzualdo” oparłem na bardzo ciekawej, nieużywanej u nas ośmiodźwiękowej skali, którą słyszałem wielokrotnie podczas koncertów Etiopczyków, a która powoduje specyficzny nastrój, trochę rozstrojony i melancholijny. Jest również „Słoneczny mazurek”, który został zaaranżowany inaczej niż moje wcześniejsze mazurki – to pogodna ballada wnosząca dobry nastrój.

W swojej muzyce czerpie pan z różnych kultur, co zresztą zdradzają już nazwy utworów, dlatego chciałbym spytać o punkty styczne muzyki afrykańskiej, orientalnej i polskiego folkloru.

Jestem wychowany na polskiej muzyce klasycznej, ludowej, ale stykałem się z wieloma kulturami. Grając mazurki w Kenii czy Etiopii z tamtejszymi muzykami, zauważyłem, że pewne rytmy w Afryce Wschodniej są trójdzielne, czyli bardzo podobne do naszych. Jeden z mazurków zatytułowałem nawet „Mazurek Africa”, dlatego że był bardzo lubiany przez afrykańskich muzyków z którymi grywałem. Elementami wspólnymi cechującymi muzykę ludową w każdym zakątku świata są niewątpliwie optymizm i radość, czasami zaduma oraz spontaniczność i improwizacja. Także skale, które wykorzystują są podobne. Może inaczej jest w Indiach, tam skal jest ze 400 i każda podkreśla inny nastrój. Okazuje się, że powstały kilka tysięcy lat wstecz, a my je wykorzystujemy w muzyce europejskiej, w jazzie czy bluesie.

Przez lata swojej kariery współpracował pan z mistrzami: Zbigniewem Namysłowskim, Tomaszem Szukalskim, Janem Ptaszynem Wróblewskim. Na pewno z tą współpracą wiąże się wiele ciekawych anegdot. Jeśli zechciałby podzielić się z czytelnikami chociaż jedną z nich…

Najdłużej, bo prawie 25 lat, współpracowałem ze wspaniałym saksofonistą Tomaszem Szukalskim i to z nim wiążę się jedna z anegdot. Otóż jeszcze w czasach PRL-u Tomasz został wzięty na „dywanik” do Pagartu (agencja artystyczna promująca polskich artystów w okresie PRL – przyp. red.), gdzie chciano wymusić na nim deklarację polityczną. – Jeździ pan na wschód i na zachód. Jakie są pana poglądy? – zapytano Szukalskiego. Na co on odpowiedział – Nie jestem ani komunistą ani kapitalistą. Jestem saksofonistą – cały Tomasz (śmiech).

Grał pan na wszystkich kontynentach, w najbardziej prestiżowych salach koncertowych. Gdzie grało się w sposób szczególny?

Koncert, który będę szczególnie pamiętał zagrałem w Bangalore w Indiach, w przepięknym, wyglądającym jak spodek kosmiczny centrum światowej organizacji charytatywnej The Art of Living. Zagrałem tam z tablistą Mutu Kumarem. Koncert był wyjątkowy. Sala wypełniona medytującą publicznością, my graliśmy muzykę improwizowaną i mazurki, a z boku trzech mistrzów jogi zanurzonych w medytacji. Ogromne przeżycie! Niezwykła atmosfera, zupełnie inna niż normalny koncert.

Premiera koncertowa Pana najnowszej płyty odbędzie się w czwartek, 8 lipca, w Klubie Muzycznym CSK. Jak muzyk z pana dorobkiem i doświadczeniem przeżywa koncerty premierowe?

Nie odczuwam tu jakieś tremy w negatywnym znaczeniu. Jeśli już to jest to pozytywne napięcie, takie wyzwalające energię. Program choć nie był grany na żywo mamy dobrze opanowany, aczkolwiek dopiero podczas koncertów te utwory dostaną prawdziwe życie. Nie mogę się już doczekać czwartkowego koncertu w Lublinie, bo gra mi się u was szczególnie dobrze.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski