Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arturo Mari: - Jan Paweł II całe życie poświęcił Jezusowi, Kościołowi, nam

Artur Borkowski
Arturo Mari
Arturo Mari Jacek Babicz
Arturo Mari był przez 27 lat osobistym fotografem i przyjacielem Jana Pawła II. Zrobił papieżowi około miliona zdjęć.

Kim był dla Pana Jan Paweł II?
Ojciec Święty był dla mnie jak prawdziwy ojciec, jak mój tata. Traktował mnie jak swojego syna. Nie było między nami relacji fotograf - papież. Był po prostu Arturo i Ojciec Święty. To, dzięki Bogu, zmieniło moje życie. Ten święty człowiek sprawił, że dzisiaj mogę powiedzieć, iż był moim ojcem.

Czym jest dla Pana zrobienie zdjęcia?
Pewnym rodzajem kradzieży rzeczywistości, ale robiłem to z wielką przyjemnością, a nawet miłością, dla was. Dla największych agencji, dla gazet na całym świecie. Przez te wszystkie lata pokazywałem Jana Pawła II, osobę, która zmieniła oblicze tego świata. Obdarowała wolnością, pokojem miliony ludzi.

Towarzyszył Pan papieżowi podczas wielu pielgrzymek. Zapamiętał Pan którąś szczególnie?
To był rok 1984. Korea Południowa. Jan Paweł II chciał odwiedzić wyspę, na której mieszkali trędowaci. Po długich rozmowach z rządem koreańskim otrzymał zgodę. Ale pod warunkiem, że wylądujemy tam, Ojciec Święty pobłogosławi chorych i wrócimy. Nazajutrz wsiadamy do helikoptera i lądujemy na wyspie. Jan Paweł II podchodzi do pawilonu, w którym mieszkają chorzy ludzie. Klęka, modli się. Siedem - osiem minut. Wstaje i instynktownie wchodzi do środka budynku. Towarzyszący mu kardynał mówi: - Nie można Ojcze Święty. Papież: - Proszę mi pozwolić.

Tak to właśnie było. Jan Paweł II zbliżył się do trędowatych. Nie miał żadnych uprzedzeń. Zaczął ich błogosławić, głaskać, przytulać. Pomyślałem - kim on musi być, że potrafi podejść do tych chorych ludzi? I oni od razu poczuli się lepiej. To było widać. Na tej wyspie było około 800 trędowatych i prawie do każdego z nich papież się zbliżył.

Pamięta Pan pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski?
Oczywiście, to była jedna z jego najważniejszych pielgrzymek w życiu. Zapytałem go o wrażenia z ojczystego kraju po powrocie do Rzymu. Popatrzył mi prosto w oczy, wyraźnie się wzruszył.

Kiedy jechaliśmy ulicami Warszawy, chyba starem, panowała wielka cisza. Nie rozumiałem tego. Myślałem, że być może jest tak a nie inaczej z powodu dużej liczby policjantów, księży, którzy powstrzymywali lud przed wyrażaniem emocji. I w tej ciszy dziesięciolatek zaczął klaskać i krzyczeć: - Ojcze Święty, Ojcze Święty witamy! Po chwili, dopiero po chwili, zerwał się krzyk milionów osób. Wszystko zaczęło się od niewinności tego dziecka. Ono zrozumiało, że to jest ważny, szczególny moment.

Przyjechaliśmy na plac Zwycięstwa i Jan Paweł II złożył hołd żołnierzom nieznanym. Mówił - ile krwi przelano na mojej ziemi, ilu moich synów zostało tu zabitych, rozstrzelanych. Dlaczego? Jaka jest przyszłość tej ziemi? Moich synów?
Później zaczęła się homilia. Półtora miliona ludzi na placu Zwycięstwa. Telewizja Polska pokazywała jedynie twarz papieża, kilka starszych pań, które trzymały w rękach różańce. Ówczesne władze nie chciały przyjąć do wiadomości, jaka jest rzeczywistość. I na koniec kazania Ojciec Święty wypowiada zdanie, które powiedziało wszystko o tej ziemi: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi".
Próbował Pan jakoś zrozumieć zamachy na papieża? Ten 13 maja 1981 roku i późniejszy w Fatimie?
Nigdy. Jak można było zrobić coś tak strasznego przeciwko człowiekowi, który zawsze był za pokojem na świecie, który całym swoim życiem walczył za naszą wolność, za naszą wiarę, za naszą godność?

Towarzyszył Pan papieżowi nie tylko podczas pracy.
Lataliśmy helikopterem włoskiego wojska pod masyw Mont Blanc w Alpach. Papież miał tam odpoczywać, korzystać z wakacji. Ale pracował wówczas dwa razy więcej niż podczas normalnych dni roboczych. Zaczynał dzień od długiego spaceru. Szedł sam, z różańcem w ręku. Wtedy rozmawiał z Bogiem. Zatrzymywał się, brał brewiarz. Było to gdzieś na wysokości dwóch tysięcy metrów, w kierunku nieskończoności. Rozumiałem co nieco język polski, kiedy prosił o pomoc. To nie była modlitwa, to była wymiana zdań z naszym Bogiem i z Matką Niebieską.

Pod Mont Blanc Ojciec Święty zaczynał pisać wszystkie swoje encykliki. Jedno pióro wystarczało papieżowi na jeden dzień. Tak szybko je zużywał. Kiedyś zażartowaliśmy sobie, że w Watykanie nie ma już pieniędzy na pióra dla Ojca Świętego, bo Jan Paweł II przez to, że tyle pisze, zrujnował papieski budżet.

Brakuje Panu papieża?
Prawdę powiedziawszy nie czuję jego braku. Przez 27 lat byłem metr, pół metra od niego. Wiem, że go nie ma. Czasami idę w Rzymie do bazyliki św. Piotra, żeby poczuć się dobrze, żeby z nim po prostu porozmawiać. Słyszę głos: - Arturo.
Mam wiele dowodów na to, że on ciągle jest ze mną.

Po 53 latach pracy odłożył Pan aparat na bok.
Tak, przestałem robić zdjęcia. Nie tęsknię za tym. Jestem tak skonstruowany, że jak mówię "dość", to nie wracam do tego. Nie czuję się więźniem tego zawodu.

Często przyjeżdża Pan do Polski.
Czuję się tutaj jak w domu. Byłem tu z papieżem. Potem wielu Polaków przyjeżdżało na audiencje do Rzymu. Bili mi brawo, dodawali otuchy. Znali mnie. Mam przyjaciół w Polsce.

Wielu Polaków za najważniejsze Pana zdjęcie Jana Pawała II uważa to zrobione w Wielki Piątek 2005 roku. Droga Krzyżowa w Koloseum. Papież nie mógł już w niej uczestniczyć, ale w swojej kaplicy przyciskał krucyfiks do serca, opierał o niego głowę.
Na tym zdjęciu widzę cały jego pontyfikat, całe jego życie. Widzę, jak całuje Chrystusa. Widzę jego służenie krzyżowi, całą jego wiarę. Swoim gestem pokazuje, że całe życie poświęcił Jezusowi, Kościołowi, nam.

Ciągle widzę, jak mocno trzyma ten krzyż, aż ma czerwone palce. Tymi rękoma błogosławił miliony osób. Dotykał młodych, dzieci, chorych. Te ręce zrobiły bardzo wiele dobrego. Pisał nimi encykliki. Napisał ich czternaście, ale, moim zdaniem, jest autorem piętnastu. Piętnastą napisał swoim sercem, życiem. Swoim cierpieniem.

Na tym zdjęciu jest trochę pochylony na prawo. Nie wstydził się pokazywać swojego cierpienia. Byłem blisko niego. Dał mi, dał nam lekcję życia.

Czy 27 kwietnia będzie Pan na placu św. Piotra?
To ważny dzień dlatego, że Jan Paweł II będzie wyniesiony na ołtarze. Ale dla mnie, tak osobiście, przez to, że przez tyle lat byłem blisko niego, już za życia był święty. Będę na placu św. Piotra.

Sięgnie Pan po aparat?
Nie. Wystarczy już. Już nie dam rady. Robienie zdjęć zostawiam młodym ludziom, którzy dorośli przy mnie. Nigdy bym sobie nie pozwolił, żeby w niedzielę wziąć aparat, biegać i robić zdjęcia. To byłby brak szacunku dla moich następców. Po prostu taki jestem, nie będę im przeszkadzał.

***
Z Arturo Mari spotkałem się 12 kwietnia w bazylice Matki Bożej Królowej Rodzin w Parczewie.
Fotografa zaprosiła Fundacja "Kocham Podlasie" senatora RP Grzegorza Biereckiego. Rozmowa nieautoryzowana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski