Na przykład wtedy, gdy przekonywał, że wprawdzie napisał dla Magdaleny Sobiesiak mejl do wiceministra skarbu z rekomendacją na członka Zarządu Totalizatora Sportowego, ale nie była to rekomendacja, a nazwa Ministerstwa Sportu i Turystyki znalazła się w zdaniu rekomendującym przypadkiem.
Albo gdy swój telefon do warszawskiego radnego w sprawie przetargu na lokal na kasyno przedstawiał jako incydent, podczas gdy sam Sobiesiak w podsłuchanych rozmowach twierdził, że "pilotuje on tę sprawę". Przecież biznesmen nie wiedział, że jest podsłuchiwany i nie konwersował z córką po to, aby rzucić podejrzenie na Rosoła.
Albo wtedy, gdy przekonywał, że nie bardzo sobie zdawał sprawę z hazardowych zaangażowań rodziny Sobiesiaków. No pewnie, bo gdyby zdawał, wprowadzanie reprezentantki lobby jednorękich bandytów do państwowej spółki, która z nimi konkurowała, musiałoby mu się jawić jako wprowadzanie agenta wilków do owczarni. On jednak nie wiedział. Skąd zatem to kasyno w Warszawie? Może Rosół nie pytał, na co przeznaczony jest ten lokal. W ogóle mało pytał. Wydobył dla Sobiesiaka dokument z innego ministerstwa i przefaksował, ale taktownie nie sprawdził, czego on dotyczy. W jaki sposób ten dokument załatwił, też nie pamięta, choć w ogóle pamięć ma dobrą.
Ale najbardziej inteligencję publiczności obrażało zasadnicze założenie całej opowieści. Oto w 2008 roku Rosół poznaje przygodnie na kolacji ze swoim zwierzchnikiem ministrem Sobiesiaka i z własnej inicjatywy rzuca się w wir załatwiania dla niego i jego rodziny interesów - z owym fatalnym mejlem jako ukoronowaniem. Przecież prawie nie znał tego biznesmena. Sam Sobiesiak powiedział lekceważąco, że Rosół jest być może jego kolegą, skoro widział go ze dwa razy w życiu. A jednak ten kolega nie kolega dwoił się i troił. Bo lubił pomagać, a jego drzwi stały dla każdego otworem?
Włóżmy to jednak między bajki. Rosół albo miał ściślejsze związki z rodziną So_biesiaków, niż o tym mówi, albo obsługiwał ich interesy na polecenie. Czyje? Pewnie ministra Drzewieckiego, choć pamiętajmy, że był też człowiekiem bliskim innym politykom platformerskiego dworu. Czemu to wszystko miało służyć? To zasadnicze pytanie afery hazardowej.
Nawet jeśli nie poznamy odpowiedzi, warto znać historię rekomendacyjnego mejla Rosoła. To moment, gdy uchwyciliśmy na gorącym uczynku proceder - nie tylko obsadzania spółek Skarbu Państwa znajomymi, ale robienia tego w biznesowych celach. Choćby po to warto powoływać podobne komisje. Może jakiś kolejny Rosół zawaha się, nim wyśle podobny mejl. Takie przesłuchanie to nawet pod opiekuńczymi skrzydłami przewodniczącego Sekuły nic miłego.
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.