Będą zwolnienia w PKS Wschód?

Ubiegły rok PKS Wschód, którego właścicielem jest marszałek, zakończył ze stratą w wysokości 770 tys. zł. Gwoździem do trumny okazała się galopująca cena oleju napędowego.

- Nikt nie spodziewał się, że ceny benzyny tak znacznie podskoczą - przekonuje Teresa Królikowska, prezes PKS Wschód.

Spółce nie udało się do tego sprzedać kilku nieruchomości, a to było podstawą planu naprawczego. Chodzi m.in. o tereny w Krasnymstawie. Ze sprzedaży można było osiągnąć grubo ponad 2 mln zł, ale na takie stawki nie było chętnych. Dlatego przewoźnik wstrzymał się z ich sprzedażą.

Ostatecznie okazało się, że spółka ma stratę i zaległości w zapłatach za paliwo. Żeby utrzymać PKS Wschód na rynku marszałek postanowił dołożyć dla niego pieniędzy.

- Postanowiliśmy dokapitalizować spółkę kwotą w wysokości 3,5 mln zł - mówi Jacek Sobczak, członek zarządu województwa. - W zamian oczekujemy zdecydowanych i radykalnych działań restrukturyzacyjnych i wprowadzenie planu naprawczego. Będą pot i łzy - dodaje.

Jak udało nam się dowiedzieć, w grę wchodzi przede wszystkim cięcie nierentownych linii. A to może oznaczać zwolnienia wśród załogi. - Tam gdzie trzeba będzie ciąć linie, nie będą potrzebni ludzie - mówi Teresa Królikowska, ale na razie nie zdradza szczegółów. - Wszystko przeanalizujemy i przedstawimy po zapadnięciu ostatecznych decyzji - ucina.

A ta będzie należała do radnych sejmiku województwa. Projekt zwiększenia kapitału zostanie im przedstawiony w poniedziałek. Nie będzie za to ratunku dla PKS Biała Podlaska. - Firma ma 2 mln zł straty za ubiegły rok. Chcielibyśmy połączyć ją z PKS Międzyrzec Podlaski - wyjaśnia Krzysztof Grabczuk wicemarszałek województwa lubelskiego.

Czytaj także:
Lubelskie: PKS ma trzydzieści nowych busów
Lubelszczyzna: kolejne PKS-y dla marszałka
PKS Wschód ma problemy nie tylko z brakiem pieniędzy