Bezrobotny ma ciężkie życie

- Przed pokojem, w którym rejestrowani są bezrobotni, czekało mnóstwo ludzi. Kolejka przesuwała się bardzo powoli. Kiedy w końcu wszedłem do środka, byłem w szoku. Przy stanowiskach siedziało pięciu urzędników, ale tylko jedna osoba obsługiwała petentów - relacjonuje pan Paweł.

Postanowiliśmy sprawdzić ten sygnał. W piątek około godz. 12 pod drzwiami pokoju 203 czekało ponad 20 osób. W środku, przy stanowiskach, siedziały dwie urzędniczki.

- Byłam tu rano, czekałam z dwie godziny, a w tym czasie tylko kilka osób weszło do środka, zrezygnowałam więc. Po południu wcale nie jest lepiej - skarży się kobieta w średnim wieku.

Po kilku minutach wyszła jedna z urzędniczek i oznajmiła, że jedna osoba może wejść do rejestracji.

- Trudno uwierzyć mi w to, że pracownicy urzędu pracy siedzą bezczynnie, gdy za drzwiami czekają ludzie. Oczywiście jednak mogło zdarzyć się tak, że ktoś akurat wyszedł na krótką przerwę bądź do innego pomieszczenia - tłumaczy Artur Seroka, rzecznik prasowy Miejskiego Urzędu Pracy w Lublinie.

Długie czekanie w kolejce to nie jedyna rzecz, na którą skarżą się bezrobotni szukający zatrudnienia poprzez MUP.

- Musiałem dostarczyć zaświadczenie o wielkości gospodarstwa rolnego. Urząd gminy, który miał mi je wystawić, jest oddalony od Lublina o kilkadziesiąt kilometrów. Zadzwoniłem tam i poprosiłem, by zaświadczenie przesłano mi faksem. W urzędzie pracy usłyszałem, że faksu nie mogą przyjąć, muszę dać oryginał. Kiedy go przywiozłem, został skserowany. Oryginał był już niepotrzebny - opowiada poirytowany mężczyzna.

Jak wyjaśnia Seroka, pracownik urzędu, zgodnie z przepisami musi zobaczyć oryginał. Jest on zwracany, bo może jeszcze przydać się petentowi.

A co z infokioskami, urządzeniami, dzięki którym poszukujący pracy mieli w prostszy sposób docierać do ofert? - Niestety, w związku z wymianą instalacji energetycznej i informatycznej infokioski nie będą działać do odwołania. Nie jest to zależne od nas - tłumaczy rzecznik.