Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohaterowie siódmego tła i wynalazki historii równoległej. Robert Kuśmirowski w Wirydarzu

Sylwia Hejno
Sylwia Hejno
Robert Kuśmirowski to artysta który potrafi podrobić wszystko, łącznie z nieistniejącą historią. Obiekty, rysunki, malarstwo wprowadzają nas do świata fikcji, lęków, rozkoszy, szalonych pomysłów i obłędu detali, które na każdej innej jego wystawie łatwo byłoby przegapić.

Podobno dużo osób się dziwiło, że będziesz miał wystawę z okazji 20-lecia Galerii Wirydarz, a czy ciebie zdziwiła ta propozycja?
Oczywiście, że tak, ponieważ galeria ma swój określony program. Jednak Piotr Zieliński był tak uparty, że zapraszał mnie przez dziesięć lat. Na początku nie czułem, że to może być formuła dla mnie, ale z czasem pomyślałem, że można nią zagrać, wpisać się te obrazy zawieszone na ścianie, sięgnąć po podobność, a moja podobność polega na tym, że pokazuję prace z ostatnich dwudziestu lat i to takie, które nigdy wcześniej ze sobą nie współgrały.

W pierwszej salce poukrywałeś swoje prace studenckie między obrazami.
Widząc, że mam kilka prac, które niechętnie pokazywałem, pomyślałem, że nauczę się w ten sposób pewnego dystansu do siebie, szacunku do tego, co robiłem kiedyś. Jest to przecież mój ślad, którego nie powinienem się wstydzić, ani bronić przed nim. Uznałem, że skoro dokonuję uczciwego przeglądu z dwóch dekad, to nie powinienem sam siebie kuratorować pod estetycznym paragrafem. Może się przecież też okazać coś przeciwnego: że publiczność uzna, że prace, które niekoniecznie chciałbym eksponować, będą dla niej ciekawe. Zwykle grono odbiorców sztuki współczesnej jest zawężone, tu jest szerszy przekrój widzów, więc to także nauka pokory dla mnie.

„Bohaterowie siódmego tła” - tak nazywasz prace, które pokazywałeś na wystawach, zatopionych w nadmiarze do bólu realistycznych detali.
Żeby zrobić dużą, gęstą wystawę potrzeba wielu małych rzeczy, które w swojej masie giną, mało tego, stają się „siódmym tłem”, czymś niezauważonym, podczas gdy czas spędzony nad rysowaną, „tkaną” pracą jak mówię, bywa czasem nieporównywalny do innych. To siła działania tych wszystkich drobnych czynników sprawia, że czujemy do nich podświadomy magnetyzm, zaczynamy do nich lgnąć, bo zaspokajają nasz optyczny głód. Pomyślałem, że te prace zasługują na szacunek i postanowiłem z tej swojej nagromadzonej zbieraniny wybrać niektóre i pokazać na ścianach tej niewielkiej galerii.

Anatomii detali towarzyszy anatomia ludzka. Pokazujesz brzydotę, deformację, ale z dużą dozą atencji, z empatią pracowicie kolorując, nakładając kolejne warstwy.
Doceniam ilustracje z podręczników anatomii przed wynalezieniem fotografii, bo wszystkie przykłady chorób skóry, ran po operacjach czy wypadkach były z pieczołowitością rysowane. I to pozwalało nam - przez ładny rysunek - poznać brzydki temat. A nagle, po wprowadzeniu fotografii, brzydki temat stał się jeszcze bardziej przeskalowany w swojej brzydocie. Dlatego uznałem, że coś niewygodnego warto dopieścić poprzez odpowiednie zaprezentowanie, rzucić ziarno pasji, które sprawia, że przestaniemy się bać. To ważne wątki, którym trzeba pomóc, na przykład przez takie zabiegi estetyzujące.

Kiedyś, przy okazji wystawy KREW-WERK, która poruszała takie tematy, stwierdziłeś, że osoby z zaburzeniami psychicznymi zasługują na otoczenie opieką, a nie na to, by być zamykane.
Wystarczy wpisać w wyszukiwarce choćby hasło „mental hospital Indonesia” , by zobaczyć potworności, które mają miejsce współcześnie. Ale w krajach tzw. rozwiniętych także odcinamy od takich osób, nawet wnuczek często mówi, że się nie będzie zajmował babcią, bo się brzydzi śliny czy opadniętej szczęki, a co dopiero mówić o przewijaniu. Współczesny świat przestaje polegać na życiu we wspólnocie, a przypomina jakieś solowe pokazy.

Obłęd niegdyś leczono przez polewanie wodą czy wirowanie. Pojawiały się też pomysły na wynalazki zupełnie inne, mające służyć przyjemności. Stworzyłeś projekt takiej machiny.
Przeglądałem mnóstwo patentów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, czyli rysunki zawierające pewne pomysły, na to, jak mogłoby być, na przykład jak relaksacyjnie, poprzez stymulację elektroniczną, wykonać masaż erotyczny. W 2013 r. stworzyłem książkę o tytule „Podstawy elektroestetyki”. Chodziło o w niej to, by pokazać niektóre idee; na przykład krzesła były nafaszerowane różnymi pobudzaczami podłączonymi do niskiego napięcia elektrycznego, co sprawiało, że mięśnie się na przemian kurczyły i rozluźniały. To przedziwne, bo takie krzesło, które miało masować, relaksować, stało się krzesłem elektrycznym. Znalazłem nawet dwa niemal identyczne rysunki, dzięki którym można zobaczyć, jak rozkosz przechodzi w traumę.

Odrębną grupę stanowią imitacje dokumentów, tę sztukę opanowałeś do perfekcji. Bilety pokazujesz pierwszy raz. Korzystałeś z nich kiedyś?
Zanim poszedłem na studia, to był mój chleb powszedni, że podrabiałem bilety dla siebie i znajomych, nie zarabiałem wprawdzie na tym, ale oszczędzałem. Podobnie było z biletami na koncert, talonami żywnościowymi, pieczątkami czy innymi dokumentami. Sprawa się skomplikowała, gdy na biletach pojawiły się hologramy, ale np. na bilecie miesięcznym udało mi się go nakleić i wciąż było w porządku. Bilety elektroniczne już zupełnie nie wpisują się w mój proceder rysunkowy. Oczywiście, gdy zacząłem pokazywać te atrapy na wystawach, stały się częścią mojej sztuki, tym samym wypełniając braki finansowe.

Nie martwisz się już...?
Martwię, jak każdy. O los swój, rodziny. Ale kiedyś było naprawdę bardzo cienko i prawdopodobnie też stąd opanowałem tę manualną zdolność podrabiania i ten fikcyjny dokument stał się pomostem do lepszego życia.

A o rzeczy się martwisz? Co cię pociąga w tworzeniu łudząco prawdziwych kopii bez oryginałów, przedmiotów otoczonych aurą przeszłości?
Kopiuję przedmioty, które zniknęły, albo o których wiemy, że istniały - ze strzępów rysunków czy informacji. Jestem w stanie je odtworzyć wczuwając się w ich materię, a nierzadko stworzyć nową reprezentację tamtego czasu. Ale też są to rzeczy, które wyglądają, jakby występowały w naszej historii, a w rzeczywistości nigdy ich nie było. Mogłyby za to funkcjonować w historii równoległej, ona jest pociągająca. Niezwykłe były początki XX wieku, ten czas jest mi strasznie bliski i staram się go rozsadzać przez wynalazki, które mogłyby zaistnieć.

Jakie jest historia czarno-białej fotografii z instrumentami muzycznymi?
W 2009 roku zrobiłem wystawę w Turynie w galerii Guido Costa Projects, był to projekt o tytule „Uher. C”. Zakładał, że na starych instrumentach, ale militarnych czy medycznych, zrobię muzykę z lat 60. Udało się stworzyć i wydać taki album, datowany na 1969 r. Rzeczywiście wygląda i brzmi jak muzyka z ciekawego, jeszcze nie rozpoznanego zbioru muzycznego z tamtego czasu. Fotografia to niby dokument, kulisy powstawania tego nagrania.

A co w tej historii robią bracia Judica-Cordiglia?
Bracia Cordiglia w latach 50. i 60. nasłuchiwali na nielegalu rosyjskie i amerykańskie bazy kosmiczne. Nagrali mnóstwo rzeczy, łącznie z rosyjskimi astronautami, którzy mieli za zadanie się poświęcić dla nauki i spłonęli na statkach kosmicznych. Braci ścigała oczywiście cała służba bezpieczeństwa. Ich ojciec był kardiologiem. Kiedyś przynieśli mu nagranie z biciem serca Łajka, sądził, że to bicie serca człowieka... Bardzo dużo dokonali dla nauki, kultury dźwiękowej, nadawczo-odbiorczej. Mój winyl powstawał w Turynie i tam poznałem się z braćmi Cordiglia, byłem w ich piwnicy, mieli tam tyle nagrań, że żeby ich wszystkich wysłuchać, zabrakłoby mi życia. Przy ich domu w dalszym ciągu stała antena, sąsiedzi pokazywali ich palcami jako dziwaków. Podarowali mi dziesięć nagrań, które weszły w skład mojego albumu.

20-lecie Galerii Wirydarz
Założycielem galerii, kustoszem i kuratorem wszystkich ekspozycji jest Piotr Zieliński. Galeria mieści się w sercu Lublina, na Starym Mieście przy ulicy Grodzkiej 19. Oprócz dominującego malarstwa, pojawiała się: fotografia (Edward Hartwig), grafika (Ryszard Stryjec), projekty scenograficzne (Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda, wystawa jubileuszowa Teatru im.Osterwy w Lublinie), plakat ( Andrzej Dudziński, Stasys Eidrigevicius), instalacje (Tomek Kawiak), rzeźba (Adam Myjak, Ewa Fleszar).

Wernisaż wystawy z okazji 20-lecia Galerii Wirydarz: 24 maja, godz. 18.00. Potrwa do 24 czerwca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski