Od stycznia 1970 roku, kiedy to Budkę Suflera przygarnął studencki klub środowiskowy „Arcus” zespół pracuje nad programem, którego lwią część stanowią tematy z drugiego albumu kwartetu Led Zeppelin . To w tym czasie najpopularniejsza płyta na świecie, polskiemu słuchaczowi znana z październikowej premiery audycji Piotra Kaczkowskiego „Mini-max” (od tego zresztą momentu w sygnale tej żelaznej muzycznej pozycji „Trójki” pojawił się efektowny fragment utworu „Whole Lotta Love”).
Słyszałem potem kilka zespołów w zeppelinowskim repertuarze, w tamtym zresztą czasie do dobrego tonu należało mieć coś w programie z klasyki rocka; Skaldowie np. „przedrzeźniali Deep Purple a Niebiesko-Czarni wcześniej Jimi Hendrixa - otóż z perspektywy tych 13 [1983 r. - przyp red.] lat mogę jednoznacznie stwierdzić, że Budka Suflera w 1970 r. robiła to najlepiej - może inaczej- najbardziej wiarygodnie, jeśli kopiowanie choć w części może być wiarygodne. To była chyba sprawa tamtego czasu.
Przygotowanie określonego i zamkniętego programu wiązało się z propozycjami pierwszych występów a raczej z przygrywaniem braci studenckiej do tańca w sobotnie wieczory. Osobna kwestia, to sprzęt, z którym po dziś mają kłopoty zawodowe grupy - a co tu mówić o amatorskich sprzed 13 lat.
Ani klub ani muzyków nie stać było na zakup instrumentów z prawdziwego zdarzenia. Nie wspominam już o niezbędnych układach wzmacniających czy jakiejkolwiek mizernej fonizacji. Toteż mój osobisty podziw wzbudził wtedy właściciel zakładu napraw radiowo-telewizyjnych, pan Leon Bortnowski, który po nocach budował lampowe wzmacniacze, miksery, kolumny głośnikowe - mało tego - wykładał własne zaoszczędzone pieniądze na brakujące mikrofony.
Być może w opinii wielu na coś liczył, sam tak myślałem, po czasie zorientowałem się, że to tylko kwestia marzenia - pomóc grupie z Lublina, którą być może zaakceptuje cała Polska.
Po pierwszym wyjazdowym koncercie Budki Suflera w Rzeszowie, znakomicie zresztą przyjętym przez tamtejszą publiczność, wzruszył się do łez. Jak się potem zwierzył, była to jedyna oczekiwana zapłata za wszelką dotychczasową pomoc.
Warto dodać, że pan Leon nie gustował w muzyce, którą Suflerzy w tym czasie swoim odbiorcom serwowali. O filantropii technicznego opiekuna Budki Suflera szybko dowiedzieli się inni muzycy, zespoły przybywające do naszego regionu z koncertami z reguły miały zaplanowaną wizytę w zakładzie przy ul. Chopina.
Muzycy (Breakout, Niemena, Jerzego Grunwalda, Piotra Janczerskiego) coś tam zwykle naprawiali bądź poprawiali albo po prostu zamawiali słynne wzmacniacze marki „Lebor”.
Zbliżały się wakacje 1970 roku i muzycy wcześniej wiedzieli już, że spędzą je w Giżycku na obozie studenckim. Przede wszystkim mieli za zadanie przygotować własne muzyczne propozycje odchodząc od dotychczasowego kopiowania utworów z repertuaru kolejnych formacji mayallowskiego Bluesbreakers, Free i Led Zeppelin.
Już wiosną podjęli tego rodzaju próby przy okazji sesji nagraniowej w studiu kameralnym rozgłośni w Lublinie. Wówczas powstało 5 utworów, w tym trzy instrumentalne. Do dwóch kompozycji teksty napisali: Kazimierz Łojan i początkujący poeta studencki - Aleksander Migo.
Pamiętam jedynie, że tekst Kazimierza Łojana, który wsławił się współpracą z Kazimierzem Grześkowiakiem, zupełnie nie przystawał do muzyki i wszyscy zgodnie postanowili skasować gotowe już nagranie. Dzisiaj żałuję, że do tego dopuściłem.
Tak naprawdę, w archiwum rozgłośni PR w Lublinie przetrwał z tego pierwszego eksperymentu w studiu tylko jeden utwór „Blues of George Maxwell” z muzyką Witolda Odorowicza i słowami wspomnianego Aleksandra Migo.
Na antenie jednak najbardziej wybroniły się instrumentalne propozycje, którymi zainteresowałem Rozgłośnię Harcerską. Konkretnie red. Janusza Kosińskiego. Ten sam Janusz Kosiński, w 4 lata potem, pierwszy na antenie ogólnopolskiej zaprezentuje „SEN O DOLINIE”.
Wracając jeszcze do tej pierwszej sesji nagraniowej Budki Suflera. Zespół przez tydzień gromadził najlepszy sprzęt muzyczny, jaki wówczas był dostępny w Lublinie i jego okolicach. Największe problemy miał perkusista Jacek Gruen, któremu w końcu udało się złożyć niepełny zestaw - każdy z elementów od innej perkusji. Niepełny zestaw, brakowało werbla, za który podczas nagrania służyła średniej wielkości miednica pokryta ręcznikiem. Być może tak właśnie chciał George Maxwell?

NaM - Podlaskie ligawki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?