Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budka Suflera Story (6). Nagranie do audycji „Na lubelskiej pięciolinii”

Marek Podgajny
Marek Podgajny
archiwum
- Do zespołu, na czas nagrania, dołączyła działająca przy Lubelskim Domu Kultury dziewczęca grupa wokalna, którą potem „ochrzczono” Suflerkami. Spośród czterech uczennic lubelskich szkół na pierwszy plan wybijała się Elżbieta Stawiarz - jeden z największych talentów wokalnych Lublina, niestety, zmarnowany i nie bardzo wiem, dlaczego tak właśnie się stało - pisał na łamach Kuriera Lubelskiego red. Jerzy Janiszewski pod koniec grudnia 1983 r. Poniżej przypominamy kolejny odcinek z cyklu Budka Suflera Story, który publikowaliśmy w latach 80. w naszej gazecie.

W książce realizatora lubelskiego studia nagrań- R-1 znalazłem taki oto zapis: 2.II.1974 r., w godz. od 16 do 22 - nagrania zespołu „Budka Suflera” do audycji „Na lubelskiej pięciolinii”. Zlecenie wystawiono na nazwisko realizującego nagrania - MARKA CHOŁDZYŃSKIEGO. Dwa tygodnie, które poprzedzały termin sesji nagraniowej, grupa spędziła na gorączkowych przygotowaniach, przede wszystkim gromadzono sprzęt muzyczny i szlifowano repertuar. Szczerze mówiąc, do końca nie było wiadomo co, ostatecznie zostanie zarejestrowane. To znaczy pewniakiem sesji był temat „AIN’T NO SUNSHINE” Billa Withersa, ale co ponadto?

Propozycji było wiele, dopiero potem w studiu okazało się, że dwa utrwalone na taśmie utwory to w 200 proc. wykonane zadanie. W próbach skoncentrowano się przede wszystkim na wspomnianej kompozycji „Ain’t no Sunshine” i na ulubionym temacie Krzysztofa Cugowskiego - „FEELING ALRIGHT” z repertuaru Joe Cockera. Do zespołu, na czas nagrania, dołączyła działająca przy Lubelskim Domu Kultury dziewczęca grupa wokalna, którą potem „ochrzczono” Suflerkami. Spośród czterech uczennic lubelskich szkół na pierwszy plan wybijała się ELŻBIETA STAWIARZ - jeden z największych talentów wokalnych Lublina, niestety zmarnowany i nie bardzo wiem, dlaczego tak właśnie się stało.

Na kilka dni przed nagraniami, Budkę Suflera trapiły dwa problemy: polski tekst do utworu „Ain’t no Sunshine” oraz kwestia zorganizowania przyzwoitej sekcji smyczkowej. Ten drugi okazał się dość prosty do załatwienia; Romek Lipko zainteresował nagraniami uczniów starszych klas lubelskich szkół muzycznych. Niemal z dnia na dzień zorganizowała się 10-osobowa grupa skrzypków, którzy postawili tylko jeden warunek- nikt w szkole nie mógł się o tym dowiedzieć. Uczestnictwo w tego rodzaju nagraniach groziło najgorszym - usunięciem ze szkoły. Nikt zresztą się temu nie dziwił. Lipko i uczestniczący w sesji pianista- Marek Stefankiewicz wcześniej stali się ofiarami tego chorego zarządzenia.

Problem znalezienia odpowiedniego autora tekstu do utworu „Ain’t no Sunshine” pozostawiono mnie. W tym czasie rozpoczął pracę w Rozgłośni Lubelskiej ADAM SIKORSKI- jeden z członków studenckiej grupy poetyckiej „SAMSARA”. Zaciekawiła go moja propozycja i już na drugi dzień przyniósł gotowy tekst który rozpoczynał się od słów „Znowu w życiu mi nie wyszło...”. Ustaliliśmy tytuł „SEN O DOLINIE” a podczas wieczornej próby w LDK zaśpiewał go po raz pierwszy Krzysztof. Już wtedy wiadomo było, przynajmniej ja to czułem, że rodzi się coś niezwykłego. Tymczasem nad sesją nagraniową zawisło niebezpieczeństwo zerwania jej. Miała się odbyć w niedzielę, a poprzedzającą ją noc muzycy spędzili w jednej ze świdnickich szkół przygrywając do tańca. Była to wcześniej zakontraktowana studniówka i nie można było zrobić zawodu przyszłym maturzystom. Tuż przed godziną 16, 2 lutego zespół zjawił się w komplecie, ale z prośbą o przełożenie rejestracji. Rzeczywiście wyglądali jak po kilku nieprzespanych nocach. Uzgadniając następny termin sesji okazało się, że nie nastąpi to wcześniej jak dopiero pod koniec kwietnia lub na początku maja.

Podświadomie wyczuwałem, że jak zaraz nie przystąpimy do nagrań, to potem już nigdy do nich nie dojdzie. Przede wszystkim szkoda mi było tego entuzjazmu, którym jeszcze wtedy, mimo zmęczenia, byli wszyscy naładowani. Do maja mogło się to po prostu wypalić w nich. W podjęciu ostatecznej decyzji pomógł mi Krzysztof Cugowski; wstał i powiedział: - „Czas ucieka, spróbujmy”. Do dwudziestej drugiej trwały mozolne próby rozstawienia w studiu poszczególnych sekcji, co miało kapitalny wpływ na uzyskanie odpowiedniego brzmienia całości. Wszyscy grali jednocześnie na wąską taśmę, wpadka jednego z 20 muzyków (sekcja smyczków, grupa wokalna, Budka Suflera i jednocześnie śpiewający solista) i wszystko zaczynało się od początku.

Magnetofon wielośladowy był wówczas marzeniem, lubelskie studio dysponowało wręcz archaicznym sprzętem; monofonicznym magnetofonem MS-970 i stołem mikserskim SMT-161. Wprawdzie George Martin nagrywał Beatlesów na identycznym magnetofonie, ale przerobionym na stereofoniczny z możliwością dokonywania nakładek. Działo się to ponadto 12 lat wcześniej i pewnie nie zaryzykowałby np. nagrywania w tym samym pomieszczeniu jednocześnie sekcji smyczkowej z głośnymi gitarami. Pamiętam, że na taśmie Marek Chołdzyński miał ponad 20 wersji utworu „Sen o dolinie”. Wybraliśmy tę, w której pomylił się perkusista Zbigniew Zieliński. Po prostu, tuż pod koniec utworu przestał grać, wszyscy muzycy także przestali a jedynie Cugowski kontynuował: naraz wydobywając z siebie to słynne „hm!”, po którym następuje tekst: „Sam wiem, że zbyt późno jest, by zaczynać wszystko znów...”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski