Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budka Suflera Story (2). Przyszedł czas na własny program. Artykuł z kultowego cyklu autorstwa Jerzego Janiszewskiego

KL
archiwum
Budka Suflera Story, to cykl poświęcony historii zespołu który ukazywał się na łamach Kuriera Lubelskiego w latach 80. Jego autorem był zmarły przed kilkoma dniami dziennikarz Jerzy Janiszewski, o którym śmiało można powiedzieć że był "ojcem chrzestnym" sukcesu suflerów. Poniżej prezentujemy kolejny artykuł tej kultowej serii, który ukazał się w wydaniu 23-25 września 1983 r.

Od stycznia 1970 roku, kiedy to Budkę Suflera przygarnął studencki klub środowiskowy „Arcus” zespół pracuje nad programem, którego lwią część stanowią tematy z drugiego albumu kwartetu Led Zeppelin . To w tym czasie najpopularniejsza płyta na świecie, polskiemu słuchaczowi znana z październikowej premiery audycji Piotra Kaczkowskiego „Mini-max” (od tego zresztą momentu w sygnale tej żelaznej muzycznej pozycji „Trójki” pojawił się efektowny fragment utworu „Whole Lotta Love”).

Słyszałem potem kilka zespołów w zeppelinowskim repertuarze, w tamtym zresztą czasie do dobrego tonu należało mieć coś w programie z klasyki rocka; Skaldowie np. „przedrzeźniali Deep Purple a Niebiesko-Czarni wcześniej Jimi Hendrixa - otóż z perspektywy tych 13 [1983 r. - przyp red.] lat mogę jednoznacznie stwierdzić, że Budka Suflera w 1970 r. robiła to najlepiej - może inaczej- najbardziej wiarygodnie, jeśli kopiowanie choć w części może być wiarygodne. To była chyba sprawa tamtego czasu.

Przygotowanie określonego i zamkniętego programu wiązało się z propozycjami pierwszych występów a raczej z przygrywaniem braci studenckiej do tańca w sobotnie wieczory. Osobna kwestia, to sprzęt, z którym po dziś mają kłopoty zawodowe grupy - a co tu mówić o amatorskich sprzed 13 lat.

Ani klub ani muzyków nie stać było na zakup instrumentów z prawdziwego zdarzenia. Nie wspominam już o niezbędnych układach wzmacniających czy jakiejkolwiek mizernej fonizacji. Toteż mój osobisty podziw wzbudził wtedy właściciel zakładu napraw radiowo-telewizyjnych, pan Leon Bortnowski, który po nocach budował lampowe wzmacniacze, miksery, kolumny głośnikowe - mało tego - wykładał własne zaoszczędzone pieniądze na brakujące mikrofony.

Być może w opinii wielu na coś liczył, sam tak myślałem, po czasie zorientowałem się, że to tylko kwestia marzenia - pomóc grupie z Lublina, którą być może zaakceptuje cała Polska.

Po pierwszym wyjazdowym koncercie Budki Suflera w Rzeszowie, znakomicie zresztą przyjętym przez tamtejszą publiczność, wzruszył się do łez. Jak się potem zwierzył, była to jedyna oczekiwana zapłata za wszelką dotychczasową pomoc.

Warto dodać, że pan Leon nie gustował w muzyce, którą Suflerzy w tym czasie swoim odbiorcom serwowali. O filantropii technicznego opiekuna Budki Suflera szybko dowiedzieli się inni muzycy, zespoły przybywające do naszego regionu z koncertami z reguły miały zaplanowaną wizytę w zakładzie przy ul. Chopina.

Muzycy (Breakout, Niemena, Jerzego Grunwalda, Piotra Janczerskiego) coś tam zwykle naprawiali bądź poprawiali albo po prostu zamawiali słynne wzmacniacze marki „Lebor”.

Zbliżały się wakacje 1970 roku i muzycy wcześniej wiedzieli już, że spędzą je w Giżycku na obozie studenckim. Przede wszystkim mieli za zadanie przygotować własne muzyczne propozycje odchodząc od dotychczasowego kopiowania utworów z repertuaru kolejnych formacji mayallowskiego Bluesbreakers, Free i Led Zeppelin.

Już wiosną podjęli tego rodzaju próby przy okazji sesji nagraniowej w studiu kameralnym rozgłośni w Lublinie. Wówczas powstało 5 utworów, w tym trzy instrumentalne. Do dwóch kompozycji teksty napisali: Kazimierz Łojan i początkujący poeta studencki - Aleksander Migo.

Pamiętam jedynie, że tekst Kazimierza Łojana, który wsławił się współpracą z Kazimierzem Grześkowiakiem, zupełnie nie przystawał do muzyki i wszyscy zgodnie postanowili skasować gotowe już nagranie. Dzisiaj żałuję, że do tego dopuściłem.

Tak naprawdę, w archiwum rozgłośni PR w Lublinie przetrwał z tego pierwszego eksperymentu w studiu tylko jeden utwór „Blues of George Maxwell” z muzyką Witolda Odorowicza i słowami wspomnianego Aleksandra Migo.

Na antenie jednak najbardziej wybroniły się instrumentalne propozycje, którymi zainteresowałem Rozgłośnię Harcerską. Konkretnie red. Janusza Kosińskiego. Ten sam Janusz Kosiński, w 4 lata potem, pierwszy na antenie ogólnopolskiej zaprezentuje „SEN O DOLINIE”.

Wracając jeszcze do tej pierwszej sesji nagraniowej Budki Suflera. Zespół przez tydzień gromadził najlepszy sprzęt muzyczny, jaki wówczas był dostępny w Lublinie i jego okolicach. Największe problemy miał perkusista Jacek Gruen, któremu w końcu udało się złożyć niepełny zestaw - każdy z elementów od innej perkusji. Niepełny zestaw, brakowało werbla, za który podczas nagrania służyła średniej wielkości miednica pokryta ręcznikiem. Być może tak właśnie chciał George Maxwell?

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski