Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Całe życie marzyłam, by być tym, kim jestem"

Anita Czupryn
Robert Kwiatek/Polskapresse
Kontynuujemy cykl wywiadów z kandydatkami na pierwszą damę - dziś Małgorzata Szmit, żona Janusza Korwin-Mikkego w rozmowie z Anitą Czupryn o tym, co się dzieje, kiedy kobieta wychodzi za mąż za Araba, o różnicach płci, babochłopach i niekobiecych poglądach Manueli Gretkowskiej.

Pamięta Pani, który raz mąż startuje w wyborach prezydenckich?
Chyba czwarty.

Do czterech razy sztuka?
Mąż startuje nie tyle po to, żeby być prezydentem, ale dlatego, że ma okazję do zaprezentowania swoich poglądów, których w inny sposób nie ma szans przedstawić. Media go konsekwentnie ignorują, a on nie ma możliwości przebić się ze swoimi poglądami. Jest internet, to olbrzymie forum, ale nie dociera do wszystkich.

Startował też na prezydenta Warszawy, do sejmiku mazowieckiego, brał udział w przedterminowych wyborach na Podlasiu, ale też w okręgu gdańskim. Za każdym razem bezskutecznie. To nie daje Pani do myślenia?
Nie wiem, czy pani zauważyła, ale mój mąż i jego poglądy są przedstawiane w mediach publicznych w sposób karykaturalny. Z jego wypowiedzi wycina się najbardziej kontrowersyjne fragmenty, przekręca je, publikuje się rzeczy widziane od innej strony.

Mąż był zameldowany u mojej ciotki, ale tam nie mieszkał. Kiedy przyszli po niego w grudniu 1981 r., ciotka potraktowała ich wałkiem do ciasta. Internowali go trzy miesiące później


Dlaczego media miałyby robić takie rzeczy?

Podejrzewam i mąż też tak podejrzewa, że establishment się go boi. Poglądy męża są radykalne. Proponuje on zmianę systemu władzy, zmianę ustroju. Proponuje zminimalizowanie państwa jako takiego, zmniejszenie podatków, zniesienie wszystkich zapomóg, dodatków rodzinnych, dla bezrobotnych i tym podobnych. Głośno mówi, że w tej chwili mamy republikę kolesiów, każdy ma jakieś interesy i mój mąż jest dla nich niebezpieczny.

Za pięć lat mąż znowu wystartuje w kampanii prezydenckiej?
Nie wiem, co będzie za pięć lat.

Nie planują państwo?
Nigdy nie planujemy, jesteśmy spontaniczni. Nie planujemy nawet wakacji. Kiedyś, jak dzieci były mniejsze, bardzo mi to przeszkadzało. Teraz się przyzwyczaiłam.

Jaka jest żona Janusza Korwin-Mikkego?
Jestem zwykłą kobietą, gospodynią, żoną, matką. Robię to, co należy do kobiety. Całe życie marzyłam o tym, jeszcze jako dziecko, i zawsze wyobrażałam sobie siebie jako panią domu, która chodzi, rozstawia służbę po kątach, mówi, gdzie jeszcze trzeba wytrzeć kurze.

I doczekała się Pani tej służby w swoim domu?
Raz w tygodniu przychodzi pani do sprzątania.
W jakiej rodzinie była Pani wychowywana?
Jestem jedynaczką, ale mama była najmłodszą z 10 rodzeństwa, więc miałam mnóstwo ciotek i wujków. Moje cioteczne rodzeństwo jest prawie o pokolenie starsze ode mnie. Byłam beniaminkiem w rodzinie.

Rozpieszczona?
Szczerze mówiąc, nie wiem, co to znaczy rozpieszczona.

To niegrzeczne dziecko, któremu się za dużo wydaje.
Nie, taka nie byłam. Byłam spokojnym dzieckiem, bardzo dobrą uczennicą, zawsze miałam same piątki. Raczej nie sprawiałam kłopotów.

Czym zajmowała się Pani mama?
Była urzędniczką na poczcie. Mieszkaliśmy w Warszawie. Ojciec był rzemieślnikiem, ale nie wychowywał mnie. Moi rodzice się rozstali, jak byłam dzieckiem. Byłam wychowywana przez drugiego męża mojej matki, który wcześnie zmarł. W szkole średniej byłam już sama z mamą.

Gdy dziś wraca Pani myślą do dzieciństwa, to co w nim było takiego, co miało później wpływ na Pani życie, na życiowe wybory?

Chyba relacje rodzinne, które chciałam zmienić. Sytuacja dziecka rozwiedzionych rodziców nie jest komfortowa. Zwłaszcza w tamtym okresie, a były to lata 50., 60., inaczej patrzono na takie dzieci. Nie było prosto choćby z powodu kwestii nazwiska: mama ma inne, dziecko ma inne. To powodowało pewien dyskomfort.

Potem te sprawy przestały się już tak bardzo liczyć?

Poszłam do liceum, potem na studia. Kończyłam historię na Uniwersytecie Warszawskim, zresztą z wieloma w tej chwili znanymi ludźmi. Z dzisiejszymi dziennikarzami radiowymi i telewizyjnymi. Ale najbardziej znanymi osobami są niewątpliwie Tomasz Nałęcz i jego żona, z którymi choć nie byłam na jednym roku, to spotykaliśmy się w jednej grupie znajomych. Dziś nie utrzymujemy już kontaktów towarzyskich ze względu na różne środowiska, w jakich się obracamy.

Kim chciała Pani wtedy być?
Z jednej strony bardzo mnie interesowała historia, wyobrażałam sobie, jak siedzę zagrzebana w starych księgach, w archiwum. No, a z drugiej strony moim marzeniem było zostać tą panią domu, która w takim XIX-wiecznym stylu rozdysponowuje, co kto robi.
Zamiast tego musiała się Pani nauczyć, jak zarządzać szóstką dzieci.
Wspólnych dzieci mamy trójkę. Ale w tej chwili wszyscy właściwie jesteśmy razem i pozostałe dzieci, po śmierci ich mamy, trzymają z nami.

Jak Pani poznała męża?
Po studiach rozpoczęłam pracę w archiwum na Uniwersytecie Warszawskim. On pracował w Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, spotykaliśmy się na korytarzach, tak jak się spotykają koledzy z sąsiednich pokojów w pracy - rozmawialiśmy. Był już wtedy po rozwodzie.

Panienka z dobrego domu po studiach wybiera dzieciatego rozwodnika? Musiał ująć Panią siłą swojej osobowości.
Janusz ma niezwykłą osobowość. Jest bardzo mądrym człowiekiem, ma olbrzymią wiedzę. Zainteresowaliśmy się sobą wspólnie, ponieważ on - wiedząc, że jestem historykiem - wypytywał mnie na tych korytarzach o różne sprawy związane z historią. Wtedy jeszcze chyba nie miał żadnych aspiracji politycznych, żadnej chęci bycia politykiem, ale z rozmów wynikało, że interesują go procesy społeczne. A ja mu je jakoś potrafiłam ukierunkować w kontekście historycznym. Od początku byliśmy dla siebie intelektualnymi partnerami. No, i jakoś tak zostaliśmy razem.

Jaki był wtedy?
Taki jak dzisiaj. Mądry, serdeczny, czuły, z ogromną wiedzą.

Oprócz tych korytarzowych spotkań była jakaś bardziej romantyczna randka, na którą Panią zaprosił?
To chyba normalne.

Przyszedł z kwiatami?
To są rzeczy bardzo prywatne i ja nie lubię o tym mówić. Jesteśmy ze sobą prawie 38 lat.

Jaką ma Pani receptę na szczęśliwe małżeństwo?
Podobne zainteresowania, podobne domy, wychowanie, wartości. Proszę mnie nie wziąć za rasistkę, ale wydaje mi się, że kiedy kobieta wychodzi za mąż za Araba czy Murzyna, ma na pewno dużo mniejsze szanse na ułożenie sobie szczęśliwego życia niż małżeństwa z tego samego kręgu kulturowego.

Ale za to małżonkowie mogą być pomostami pomiędzy swoimi kulturami.
Ale tak naprawdę, jeśli spytać taką kobietę, czy jest szczęśliwa, to mało która powie, że jest, w takim sensie, jak szczęśliwa jest kobieta z mężem dzielącym jej zainteresowania i poglądy.

Która rocznica małżeństwa była obchodzona najbardziej hucznie?

Nie obchodzimy rocznic ślubu. W naszym domu obchodzi się święta, ewentualnie imieniny, czasami urodziny, jak są bardzo okrągłe. Nie obchodzi się żadnych dni babci, mamy, dziecka, kobiet, walentynek ani tym podobnych. To święta komercyjne i obchodzenie ich nie jest potrzebne.
(...)

Być może. Ale Janusz Korwin-Mikke kojarzy się jako polityk, który nie lubi kobiet. I ma do nich, delikatnie mówiąc, lekceważący stosunek.
Wręcz przeciwnie. Mąż uważa, że kobiety mają inne potrzeby, możliwości, talenty i powinny rozwijać się w swoich dziedzinach. Nie powinny konkurować z mężczyznami, bo nie dorównają im na tym poziomie, na którym górują mężczyźni. Nie dorównają choćby siłą fizyczną czy zdolnościami orientacyjnymi. Są oczywiście wyjątki i są kobiety, które są bardzo dobrymi menedżerami, naukowcami, ale fizyków i matematyków wśród kobiet nie ma prawie wcale. Kobiety mają inne predyspozycje.

W naszym domu nie obchodzi się dni babci, mamy, dziecka, kobiet, walentynek ani tym podobnych. To święta komercyjne i obchodzenie ich nie jest potrzebne

Mówienie o Partii Kobiet "partia ekshibicjonistek" nie było lekceważące?
To są babochłopy. Mąż lekceważy te, które usiłują konkurować z mężczyznami.

Manuela Gretkowska też jest babochłopem?
Jej poglądy nie są w pełni kobiece.

Jakie poglądy są w pełni kobiece?
Takie, dla których ważne są wartości kobiece. Gdy kobieta chce się podobać mężczyźnie, a nie - upodobnić do mężczyzny

Mąż pomaga Pani w domu?
W tej chwili nie ma takiej potrzeby, ale gdy była, to pomagał. Trzepał dywany, woził ciężkie zakupy, do tej pory to robi. Nie gotuje. Ale jeśli mam ochotę, przyrządzi bardzo dobrą jajecznicę.

Jest Pani najbliższym współpracownikiem swojego męża. Czyta Pani jego teksty, robi korekty, podrzuca tematy, wyszukuje informacje, dba, aby na czas przyszły pieniądze za felietony.
Jest z tego bardzo zadowolony. Mówi, że beze mnie nie miałby tematów. Byliśmy wydawcami "Najwyższego Czasu", w tej chwili mąż tam dalej pisuje, a ja przygotowuję rubryki wiadomości ze świata i z Polski. Przeglądam w internecie wszystkie portale informacyjne i wyszukuję to, co może go zaciekawić i posłużyć za inspirację do jego artykułów. Robię merytoryczną korektę artykułów, wyłapuję błędy.

I wciąż gra Pani drugie skrzypce, nigdy na widoku.
Nie czuję potrzeby bycia na widoku. Nie miałam i nie mam takich aspiracji. Jestem na widoku, gdy wychodzimy gdzieś razem w publiczne miejsce. Ale nieskromnie powiem, że mąż uważa mnie za mądrą kobietę.
Rozmawiała Anita Czupryn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Całe życie marzyłam, by być tym, kim jestem" - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski