Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celebrujmy dzieło Stwórcy

Marcin Jaszak
Ksiądz Janusz Kozłowski przy krzewie wawrzynka wilczełyko
Ksiądz Janusz Kozłowski przy krzewie wawrzynka wilczełyko Marcin Jaszak
Ksiądz Janusz Kozłowski opowiada o świętach, źle pojmowanej wolności i wspomnieniach z dzieciństwa. Rozmawia Marcin Jaszak.

Pazerność, pycha i zawiść na każdym kroku. Najlepiej wyprowadzić się do głuszy, z dala od tego wszystkiego. Właśnie to Ksiądz powiedział, gdy spotkaliśmy się przed chwilą na parkingu. Czyżby nasza kondycja moralna była aż tak zła?
Tak sobie ostatnio obserwuję i właśnie takie refleksje przychodzą mi do głowy. Człowiek jest istotą wolną, ale tę wolność źle pojmuje. Można powiedzieć, że jest wręcz skorumpowany wolnością. Skorumpowany materialnie i duchowo. Wystarczy popatrzeć, jak dziś traktuje się pracowników. Nie szanuje się ludzi. Można ich w każdej chwili zwolnić i pozbawić środków do życia, po prostu zniszczyć. Gdyby człowiek nie zapominał o miłości i dobroci, byłoby inaczej. Kolejny przykład? Jesteśmy bardzo otwarci na wszelkiego rodzaju akcje. Zbieranie produktów na pomoc poszkodowanym w powodzi, trzęsieniu ziemi, tsunami. To wspaniałe. Ale z drugiej strony nosimy przysłowiowy nóż w kieszeni. Dwie przeciwstawne postawy. Dobro i zło. Nie potrafię tego pojąć. Kiedy idę ulicą w sutannie, słyszę masę inwektyw - czarny, batman... to przykre.

Skąd to wszystko?

Znów wrócę do wolności. Przyjęliśmy pewną pseudowolność. Wręcz antywolność. A wolność należy przyjmować mądrze i z rozwagą. Jestem wolny, ale w tej wolności nikomu nie zagrażam i nikogo nie niszczę. Warto to sobie przypomnieć właśnie podczas świąt. Przeżywamy teraz dni Triduum Paschalnego. Chrystus przyszedł na świat, aby nas uszczęśliwić. Dać nam dobro, piękno i przebaczenie. Umarł za nas, a to jest najwyższy wyraz miłości. Przecież nie musiał tego robić. Część z nas o tym pamięta. Przygotowujemy się do świąt. Chodzimy na rekolekcje, potem stajemy w długich kolejkach do spowiedzi. Jesteśmy obecni na mszy rezurekcyjnej. To piękny i właściwy wymiar przeżywania tych świąt.

A jaki jest niewłaściwy?

Dla części z nas Wielkanoc zaczyna się i kończy w Wielką Sobotę. Niesiemy do kościoła koszyk z jajkiem i kiełbasą i to już jest sedno. Mówiąc delikatnie, jest jedzenie, picie i na tym koniec wymiaru świąt. Zatrzymujemy się na etapie tak zwanego pogaństwa. Zapominamy o tym największym darze i tajemnicy, jakie niosą te święta.

Czyli spłyciliśmy wiarę do poziomu stołu?

Tak. Wiele osób tak robi. Spójrzmy, co się dzieje w marketach. Biznes i przemysł. Na tym etapie kończą się święta. Jajeczko, wódeczka i już po świętach. A ten wymiar duchowy jest gdzieś tam w tle. Oczywiście wszystko jest ważne, ale chodzi o to, aby umieć to uporządkować. Chodzi o hierarchię wartości i równowagę pomiędzy stroną duchową i materialną.

To jak najlepiej spędzić te święta?

Pamiętajmy, że ten czas jest dla mnie, dla mojego wnętrza, mojej duszy. Z tego trzeba czerpać i korzystać. Spróbujmy się wyciszyć i zwolnić ten bieg naszego szalonego tempa życia. Zadbajmy o siebie i naszych bliskich.

A tak bardziej praktycznie?

Najpierw sprawy duchowe, przeżywanie tajemnicy zmartwychwstania, a potem dużo ruchu, spacerów, aktywności. Jak najmniej adoracji stołu i jak najwięcej aktywności. Ostatnio widzę, że coraz więcej ludzi w święta po obiedzie spaceruje czy jeździ z rodziną na rowerach. O to właśnie chodzi. Celebrowanie dzieła Stwórcy. Spójrzmy podczas spaceru, jak rozwija się przyroda. Wawrzynek, przylaszczki, podbiał pospolity czy bazie. Wystarczy wyjść z domu na spacer i cieszyć się tym wszystkim.

Jakie ma Ksiądz świąteczne wspomnienia z dzieciństwa?

Pamiętam kilka pięknych zwyczajów. Mama zawsze w Wielki Piątek mówiła, żebyśmy biegli przed wschodem słońca do strumyka, aby przemyć oczy. To miało zapewnić dobry wzrok i powodować, żeby oczy się nie męczyły. Pędziliśmy wtedy przez łąkę i płukaliśmy twarze w zimnej wodzie. W Wielką Niedzielę, po obiedzie, całe rodziny szły do lasu. Mówiło się, że idziemy po zdrowie. I oczywiście msza rezurekcyjna. Do kościoła mieliśmy pięć kilometrów. Większość jeździła na mszę furmankami. Wszystkie zapakowane po brzegi ubranymi odświętnie ludźmi. Kobiety w kolorowych chustach i strojach regionalnych, konie wyszczotkowane, lśniące. A po mszy chłopi urządzali wyścigi konne. Zacinali batem i wio, kto pierwszy. Podkowy stukały i jazda parę kilometrów. Potem uroczyste śniadanie, wiejska kiełbasa, jajko, chrzan...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski