Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cerownia Artystyczna przy ul. Noworybnej 1. Rzeczy sztukowane sercem (ZDJĘCIA)

Sylwia Hejno
Cerownia jest w rodzinie pani Małgorzaty Wójcik od 1947 roku. Trzykrotnie zmieniała adres.

- Pierwszy lokal mieścił się na Starym Mieście. Cerownię założyła pewna pani, która pochodziła z Wilna. Pracowała u niej moja ciocia, a gdy ta pani wyjechała, ciocia przejęła interes - opowiada Małgorzata Wójcik.

Niektórzy mogą jeszcze pamiętać poprzedni adres: ul. Zielona 1. Stamtąd cerownia przeniosła się do kolejnego, aktualnego miejsca. Na ul. Noworybnej 1 bez trudu dostrzeżemy szyld zawieszony nas masywnymi, drewnianymi drzwiami. Z tymi drzwiami było mnóstwo pracy przy metamorfozie, jaką przeszedł zakład. - Trzeba było je zeszlifować, uzupełnić ubytki, a następnie pomalować - wylicza Paulina Zarębska-Denysiuk.

Wspólnie z Agatą Zienkiewicz, przy wsparciu Katarzyny Cebulak i Agaty Cholewy, czyli z resztą zespołu z konkursu „Kreatywnych Przemian”, zupełnie odmieniła wnętrze malutkiej pracowni. Wypełniły ją przedmioty zabytkowe i pomysłowe: bibeloty w stylu secesyjnym i art deco, stylowe stoliki, designerski schowek ze starej walizki, szafka - na życzenie pani Małgorzaty - wyłącznie na spodnie; piękna, masywna, leciwa szafa, wreszcie - oryginalna przedwojenna lada, która cały czas się kryła pod brzydką, pilśniową płytą. Odnowiona, zabejcowana, z logotypem (projektu Michała Jadczaka) stanowi wizytówkę lokalu. Kolejna chluba wisi na suficie: przedwojenny żyrandol co do centymetra został wykonany ręcznie . - Co jest wyjątkowe, zachowały się nawet oryginalne, szklane klosze - mówi Paulina Zarębska-Denysiuk. - Mamy nadzieję, że takie historyczne wnętrze przyciągnie turystów, ale także klientów.

Małgorzata Wójcik nie ukrywa, że żyjemy w czasach nieprzyjaznych dla osób, które żyją z naprawiania rzeczy. - Dzisiaj łatwiej wyrzucić - wzdycha. Kocha swój fach całym sercem. Mówi, że nie uczyła się szyć, bo urodziła się z igłą w ręku. Codziennie, od lat pani Małgorzata przychodzi do pracy z ukochanym owczarkiem Neo. Jego wygodne, miękkie legowisko leży za ladą.

Wśród rzeczy oddanych do reparacji są sweterki, pozaciągane bluzki, rozerwane spodnie i spódnice czy buty, w kącie skromnie leży stuletni, podziurawiony gobelin. Pani Małgorzata naprawia go małymi partiami, codziennie. Używa do tego sznurka, który stanowi coś w rodzaju stelażu dla wełnianej plecionki. W jaki sposób oddać kolor materiału, który ma już wiek? Dla pani Małgorzaty nie ma rzeczy niemożliwych. W jej sekretnym schowku leżą rozmaite materiały: od jeansów po jedwabie. - Żeby nie było widać naprawy, szyjemy dokładnie tym samym. Trzeba dobrze dobrać rodzaj nitki i odcień koloru - tłumaczy. - W domu mam jeszcze starą, zniszczoną firankę, musiałam praktycznie przeszyć cały wzór na nowo. Zresztą, czego ja nie miałam! - śmieje się.

Cerowała ubrania, kapelusze, stare kanapy i pończochy. Klienci potrafią przynieść markowe spodnie kupione za 500 złotych, jak i znoszonego ciuszka, do którego są przywiązani. Pani Małgorzata naprawia wszystko z jednakową atencją. Czasem się zdarzy, że ktoś zapomni o pozostawionej rzeczy, wtedy jej nie wyrzuca, czeka cierpliwie - jak na właścicielkę granatowego, ażurowego sweterka, która się pojawiła pewnego dnia 2016 roku. Może jeszcze przyjdzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski