Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Chłopaki. Z nami nie tak znowu dobrze!” Rocznica sławnej bitwy pod Komarowem

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
1920 rok. Polska kawaleria
1920 rok. Polska kawaleria archiwum
Chaos bitewny był ogromny i pełen zwrotów akcji. Jednak Rosjanie w bezpośrednim starciu na białą broń nie mieli szans. Wykrwawili się. W końcu rzucili się do panicznej ucieczki. Wyparto ich za Bug. Siemion Budionny, dowódca sowieckiej Armii Konnej w bitwie pod Komarowem stracił sławę „niezwyciężonego mołojca”, a jego potężna armia wigor bojowy. Polacy byli natomiast wniebowzięci. Nie obyło się jednak bez poważnych strat.

„Im bliżej Zamościa, tym więcej widać było śladów pobytu bolszewików. Koło folwarku Płoskie wszystkie pola stratowane kopytami końskimi. Ślady kopyt na miękkiej glebie zupełnie świeże (...)” - pisał w swoich dziennikach Zygmunt Klukowski, lekarz i zasłużony kronikarz ze Szczebrzeszyna (pod datą 31 sierpnia 1920 roku). „Trafiłem właśnie na moment, kiedy przez rynek przeciągał niezwykły kondukt pogrzebowy. Czternaście trumien ze zwłokami żołnierzy poległych w obronie Zamościa niesiono na barkach przez środek rynku ku kolegiacie (dzisiaj to Katedra). Za trumnami szły wielkie tłumy ludzi. Rzucał się w oczy zupełny brak księży. Okazało się, że w całym Zamościu nie było ani jednego księdza, czy to cywila, czy kapelana wojskowego. Wszyscy zwiali przed bolszewikami, porzucając swoich wiernych parafian. Rozgoryczenie wśród ludności było ogromne”.

Zabili młodą matkę

Sowieci także byli w ogromnym kłopocie. Jednak z zupełnie innego powodu. „Gdyby Stalin, Woroszyłow i analfabeta Budionny nie prowadzili własnej wojny w Galicji, a czerwona konnica znalazła się na czas w Lublinie, Armia Czerwona nie doznałaby klęski” - pisał z ogromnym żalem Lew Trocki, który w 1920 r. był m.in. sowieckim ludowym komisarzem do spraw wojskowych i marynarki wojennej.

O tym, jak do tej rosyjskiej klęski doszło, pisał m.in. Izaak Babel, jeden z żołnierzy Budionnego. To bardzo ciekawe zapiski. Niezwykle interesującym człowiekiem był także ich autor. Babel urodził się w Odessie (w 1894 r.) w rodzinie żydowskiego kupca. Brał udział w rosyjskiej wojnie domowej po stronie komunistów. Potem pracował m.in. w Odeskim Regionalnym Komitecie Bolszewickim oraz w Ludowym Komisariacie Oświaty. Gdy wybuchła wojna polsko-sowiecka, Babel znalazł się, jako oficer polityczny i korespondent prasowy, w szeregach 1 Armii Konnej (czyli Konarmii) Siemiona Budionnego. W swoich zapiskach i opowiadaniach (chodzi o zbiory: „Dziennik 1920” oraz „Konarmia”) opisywał zdarzenia, których był świadkiem.

„Jak strasznie żal! Zabili młodą matkę. Bój wzdłuż linii kolejowej na Liski. Rzeź jeńców” - notował Babel 17 lipca 1920 r. w miejscowości Liski. A dwa dni później pisał: „Wyruszamy o piątej rano. Deszcz, słota, ciągniemy lasami. Operacja rozwija się pomyślnie, nasz nadczyw (chodzi o Siemiona Timoszenko, naczelnika dywizji) dobrze wytyczył kierunek, zachodzimy ich (Polaków) z flanki. Mokniemy, leśne dukty (…). Meldunki: o (godz.)10 zdobyta Dobrywodka, o 12 prawie bez oporu Kozin. Ścigamy nieprzyjaciela, idziemy na Płauczę (…). Obserwuję przyrodę Wołynia: wszędzie poręby, wyrąbane obrzeża lasów, ślady wojny, drut kolczasty, białe okopy. Majestatyczne zielone dęby, graby, dużo sosen, wierzba”.

Babel nie był chyba dobrym żołnierzem, a już na pewno - kawalerzystą. Chwiał się podobno w siodle, ciągle poprawiał binokle. Nie należał też do ulubieńców sowieckiej władzy (w 1939 r., podczas tzw. wielkiej czystki, oskarżono go o szpiegostwo i działalność w organizacji terrorystycznej; 27 stycznia 1940 r. został stracony). Miał jednak świetne pióro, talent literacki i reporterskie zacięcie. Przyniosło to ciekawe efekty. Bo dzięki opisom Babla możemy prześledzić szlak sowieckiej Konarmii. Był on mało chwalebny.

Z zapisków Babla wynika np., iż w miejscowości Płaucza Sowieci zagarnęli tabory 49. pułku polskiej piechoty. Babel obserwował podział tych łupów. Sam także w nim uczestniczył (dostał torbę do siodła i płócienny worek). Wydawało się wówczas, że nic nie powstrzyma zwycięskich krasnoarmiejców. 21 lipca zajęli oni Dubno (Babel pisał, że opór był tam „nikły”), potem m.in. Brody. Jednak już wtedy coś zaczęło w tej wielkiej, wojskowej machinie zgrzytać.

„Narada w Kozinie, przemawia Budionny, zapomnieliśmy o manewrowaniu, szturmuje się na oślep, tracimy kontakt z nieprzyjacielem, zwiadu jakby nie było, to samo z czujkami osłony, dowódcom dywizji, brak inicjatywy, czcze akcje (…)” - wyliczał 26 lipca Babel. „Wieczorem panika, nieprzyjaciel wyparł nas ze Szczurowic (…). I znowu tułaczka, i znowu noc bezsenna, tabory”.

Branie w cęgi Polaków

Dzień później dywizja Babla dotarła do miejscowości Chotyń. Tam doszło do walki o przeprawę przez rzekę. „Przywieziono jeńców, jednego zupełnie zdrowego, krasnoarmiejec postrzelił dwa razy bez żadnego powodu. Polak skręca się i jęczy, ktoś podkłada mu poduszkę (…)” - notował Babel. „Wszystko mnie drażni, nie przestaje złościć brud, apatia, beznadzieja rosyjskiego życia, coś tu może zaradzi rewolucja. (…) Krasnoarmiejcy śpią z babami (…). Straszna prawda - wszyscy żołnierze chorują na syfilis (…). Łykają tłuczony kryształ (miało to podobno leczyć tę chorobę), piją coś, chyba karbol, mielone szkło. Całe to wojactwo - aksamit na czapkach, gwałty, czupryny, bitwy, rewolucja i syfilis. Galicja zarażona jest na wskroś”.

Babel pisał także o naszych żołnierzach, których wzięto do niewoli. „Opowieść o tym, jak polski pułk cztery razy składał broń i znów za nią chwytał, gdy rzucono się na nich z pałaszami (…)” - czytamy w zapiskach. „Starcza nam sił na manewry, na branie w cęgi Polaków, ale siły w garści właściwie nie mamy, są w stanie się przebić, Budionny rozsierdzony, nadczyw dostał naganę”.

Sowieci parli jednak do przodu. Zajęli Leszniów, potem Beresteczko i m.in. Toporów. „Bitwa pod Leszniowem. Nasza piechota w okopach, to wspaniałe; wołyńskie, bose, głupkowate chłopaki (…) i właśnie oni naprawdę walczą z Polakami, z pańskim uciskiem. Brak karabinów, amunicji nie dowożą, a ci chłopcy snują się w upale po okopach, przerzucają ich z jednej wysuniętej pozycji na drugą (…)” - pisał Babel w pierwszych dniach sierpnia 1920 r. „Przyjeżdża Budionny, Woroszyłow, bitwa będzie decydująca. Rozwijają się do walki trzy brygady (…). Niezwykły sukces 6 dywizji - tysiąc koni, trzy pułki zapędzone do okopów, przeciwnik rozbity (…). Znów ich bijemy”.

Wiele miejsca w swoich zapiskach autor poświęcił rosyjskim kobietom, które służyły w armii Budionnego. Pisał o nich z mieszanymi uczuciami. „Szwadrony szarżują, kurz, tętent, szable w dłoń, bluzgają przekleństwa, a one z zadartymi spódnicami mkną na samym przodzie, zakurzone, cycate, same kurwy, ale towarzyszki, to najważniejsze, obsługują tym, czym mogą, bohaterki - a jednocześnie pogardzane, poją konie, znoszą siano, reperują uprząż, kradną po kościołach i po domach” - czytamy w tym dzienniku.

21 sierpnia 1920 r. dywizja znajduje się już pod Lwowem. „Mija tydzień ciągłych walk (…). Rozkaz - całą Armię Konną przekazuje się do dyspozycji Frontu Zachodniego. Dyslokują nas na północ, w stronę Lublina. Tam trwa ofensywa” - pisał sowiecki kronikarz.

Karabiny szyły z dwudziestu kroków

Konarmia skoncentrowała się w rejonie Sokala. Stamtąd (27 sierpnia 1920 r.) wyruszyła na pomoc łamiącemu się sowieckiemu frontowi zachodniemu. Armia Konna liczyła wówczas podobno ok. 7 tys. żołnierzy oraz 31 dział, 270 karabinów maszynowych i siedem samochodów pancernych. Budionny planował zdobyć Zamość, a potem ruszyć na Lublin. Hetmański Gród dzielnie stawił jednak opór. Na pomoc oblężonym ruszyły posiłki.

W efekcie, 31 sierpnia armia Budionnego została osaczona z trzech stron: od południa zjawiła się grupa pościgowa gen. Stanisława Hallera, środka bronił Zamość, natomiast 1 Dywizja Jazdy, dowodzona przez gen. Juliusza Rómmla, ruszyła w okolice wsi Cześniki (gmina Sitno). Tak te wydarzenia wspominał Babel w swoim opowiadaniu pt. „Cześniki”:

„Polaków można było zobaczyć przez lornetkę. Sztab armii dosiadł koni i Kozacy jęli zjeżdżać się ku niemu ze wszystkich stron. „Chłopaki” rzekł wówczas do swoich żołnierzy Budionny. Z nami nie tak znowu dobrze, jakoś żwawiej by trzeba, chłopaki..”.

W końcu padł rozkaz do ataku. Jak szarża wyglądała, dowiadujemy się z opowiadania Babla pt. „Po bitwie”.„Trzydziestego pierwszego (sierpnia) przeszliśmy do natarcia pod Cześnikami. Szwadrony zgromadziły się w lesie obok wsi i o szóstej rano ruszyły na nieprzyjaciela” - pisał Babel. „Nieprzyjaciel oczekiwał nas na wzgórzu, do którego było trzy wiorsty jazdy. Przegalopowaliśmy (…) na znużonych do cna koniach i kiedyśmy wpadli na szczyt wzgórza, zobaczyliśmy zamarły mur czarnych mundurów i pobladłych twarzy. To byli Kozacy, którzy zdradzili nas na początku polskiej wojny i zostali uformowani w brygadę pod dowództwem esauła Jakowlewa (…). Karabiny maszynowe przeciwnika szyły z dwudziestu kroków”.

W sowieckich szeregach pojawili się pierwsi ranni i zabici. „Stratowały ich kopyta naszych koni i zderzyliśmy się z nieprzyjacielem, ale czworobok jego ani drgnął, więc rzuciliśmy się do ucieczki” - pisał Babel.

To, co było potem, zdziwiło nawet autora zapisków. „Pięć tysięcy ludzi, cała nasza dywizja mknęła po zboczach, choć nikt ich nie ścigał. Nieprzyjaciel został na wzgórzu. Nie uwierzył w nieprawdopodobne swoje zwycięstwo i nie zdecydował się na pościg. Dlatego też zostaliśmy przy życiu i bez szwanku stoczyliśmy się w dolinę, gdzie natknęliśmy się na Winogradowa, komisarza szóstej dywizji. Winogradow miotał się na rozszalałym koniu i zawracał do bitwy uciekających Kozaków”.

Był to jeden z epizodów tej wielkiej kawaleryjskiej bitwy. Nie wiadomo, czy wszystkie, ukazane w opowiadaniach zdarzenia są prawdziwe: w końcu Babel był nie tylko kronikarzem, ale także obdarzonym ogromną wyobraźnią pisarzem. Tak czy owak, na pewno ukazują one nastroje panujące w sowieckim wojsku. Nie mogły być radosne.

Co można zdziałać w jedności

Czerwonoarmiści z 1 Konnej Armii Budionnego podeszli pod Zamość od strony Hrubieszowa. Miasto zostało wówczas otoczone. Sowieci ruszyli do szturmu 29 sierpnia, a potem 30 sierpnia. Zamojscy obrońcy nie dali się zastraszyć. Ataki odparto m.in. ogniem karabinów maszynowych. Obrońcy urządzali też „wycieczki” na Sowietów. 30 sierpnia przeprowadzili trzy takie wypady w kierunku Łabuń, Majdanu i Kalinowic. Obrona Zamościa nie trwała jednak długo.

„Nieliczna załoga miasta broni się bardzo umiejętnie” - tak brzmiał oficjalny komunikat dowództwa polskiego, opublikowany 29 sierpnia w prasie. „Tymczasem od południa na tyły bolszewickiej konnicy dotarła grupa Stanisława Hallera. Wyładowana na dworcu w Krasnymstawie 10 Dywizja Piechoty także ruszyła na Zamość”.

31 sierpnia w okolice Zamościa przybyła13 Dywizja Piechoty z 3 armii dowodzonej przez gen Hallera. Pierścień wokół sowieckiej Konnej Armii zaczął się zatem zaciskać także z innej strony. To miało swoje konsekwencje. 31 sierpnia na polach Wolicy Śniatyckiej doszło do wielkiej kawaleryjskiej bitwy. Była to batalia jakby żywcem wyjęta z kart sienkiewiczowskiej Trylogii. Jak zauważył historyk Andrzej Osica, doszło wówczas do „klasycznego starcia mas kawalerii” (ostatnia taka batalia miała miejsce w 1813 r.). Licząca ok. 1,5 tys. żołnierzy 1 Dywizja Jazdy, dowodzona przez gen Juliusza Rómmla, zmierzyła się z przeważającymi, także konnymi siłami sowieckimi. Batalia trwała cały dzień. Było w niej wiele zwrotów akcji. Polacy w końcu zwyciężyli.

„Największy sukces kawalerii w wojnie z bolszewikami. Rozbita została legendarna konnica Budionnego!” - tak brzmiał komunikat polskiego sztabu z 31 sierpnia.

„Budiennowcy zmykają rąbani i kłuci przez Krechowiaków i czternastkę (chodzi o 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich), całe przedpole wraz z zasłaniającym horyzont wzgórzem 256 przechodzi w nasze ręce” - pisał z radością 31 sierpnia płk Juliusz Rómmel, zwycięzca spod Komarowa.

Potem o Armii Konnej nikt już w okolicach Zamościa nie słyszał. Legendarna konnica uciekła na wschód. Adam Grzymała-Siedlecki w wydanej w 1921 r. książce pt. „Cud Wisły. Wspomnienia korespondenta wojennego” podsumował:

„Z otchłani klęski wydobyliśmy się na wierzch, aż ku szczytom triumfu. Sprawiły ten cud: armja (pisownia oryginalna), rząd i naród. Oby najdalsze pokolenia mogły uczyć się na tym przykładzie, co można zdziałać, gdy w jedności i poświęceniu sprzęgnie się cały naród i przysięgnie sobie: Muszę zwyciężyć!”.

Kawalerzyści z brązu

O tych, niezwykle ważnych wydarzeniach nigdy na Zamojszczyźnie nie zapomniano. W Wolicy Śniatyckiej (gm. Komarów Osada) organizowane są rocznicowe obchody. Teraz odbędą się one w dniach 27 i 28 sierpnia. Odsłonięty zostanie wówczas m.in. monumentalny Pomnik Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej. Powstał on dzięki współpracy i zaangażowaniu Stowarzyszenia „Bitwa pod Komarowem”, Zarządu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość oraz - jak to określono - „polskich środowisk kawaleryjskich” .

Już można go oglądać. Jest imponujący. Ma blisko 20 m. wysokości i góruje nad całą okolicą. Wyobrażono na nim sylwetki szarżujących na koniach, polskich kawalerzystów. Zostały one wykonane z brązu. Na pomniku można także zobaczyć m.in. pokaźne, husarskie skrzydła. Inwestycja pochłonęła w sumie 3,3 mln zł. Pieniądze na ten cel udało się pozyskać z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (835 tys. zł), z budżetu państwa (700 tys. zł) oraz od darczyńców, którzy ofiarowali łącznie ponad 1,5 mln zł.

Pomnik pięknie prezentuje się na szerokich polach, gdzie doszło do sławnego zwycięstwa nad Sowietami. Zobacz na filmie z drona jak wygląda:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski