Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ćwierć wieku później

Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński.
Jan Pleszczyński. archiwum
Nie udało się, nie o taką Polskę walczyliśmy! - dość często to czytam i słyszę, zwykle zresztą z ust tych, którzy wcale nie walczyli, lecz siedzieli cicho jak myszy pod miotłą.

Ale oczywiście nie tylko od tych; niektórzy naprawdę walczyli, ryzykowali i coś poświęcili. Oni też bywają rozczarowani i rozgoryczeni. Mówią: służba zdrowia leży (nie da się ukryć - leży), bezrobocie koszmarne (tak, koszmarne), młodzi ludzie emigrują z przyczyn ekonomicznych (tak - i nikt nie ma pomysłu, jak ich zatrzymać), system emerytalny się wali (wali się; biorę poważnie pod uwagę, że nie będę miał żadnej emerytury i będę musiał pracować do śmierci), większość polityków to cynicy i cwaniacy (też tak uważam, choć może z tą większością to przesada - ale niewielka), różnice w dochodach budzą oburzenie i moralny sprzeciw (mój też), byli esbecy mają wysokie emerytury i śmieją się nam w nos (to akurat mnie nie boli, niech sobie mają i niech się cieszą), a do tego wszystkiego dzisiaj człowiek człowiekowi wilkiem (ale to już odkrył dawno temu Hobbes). I tak dalej - wyliczać mogę w nieskończoność.

W ostatnich dniach słyszę takie narzekania nawet częściej niż zwykle; pewnie dlatego, że na ulicach i w mediach widać i czuć atmosferę wielkiego święta - 25 lat wolnej Polski. Może to świętowanie na niespotykaną dotychczas skalę niektórych drażni - odbierają je jako propagandę sukcesu. Tyle że przynajmniej tym razem z propagandą nie ma to nic wspólnego, bo sukces przecież był niesamowity - 4 czerwca 1989 roku w Polsce naprawdę skończył się komunizm. Czy dwa powojenne pokolenia mogą sobie wyobrazić jakiś większy sukces? Więc wreszcie, po ćwierć wieku, świętujemy. I nie jesteśmy na sesji naukowej poświęconej plusom dodatnim i plusom ujemnym życia w wolnej Polsce.

Ale narzekających trochę rozumiem. Bo gdybym sam był nieuleczalnym kontestatorem Okrągłego Stołu, nie w pełni demokratycznych wyborów w czerwcu 1989 roku, koncepcji "ich prezydent, nasz premier", Lecha Wałęsy jako lidera i symbolu polskich przemian, to rzeczywiście w mijającym tygodniu szlag by mnie trafiał, a może nawet zszedłbym na zawał.

Na szczęście zawsze uważałem, że droga, którą wybraliśmy, jest właściwa, tak więc ostatnie dni także dla mnie były wyjątkowe. Tym bardziej, że dzięki obecności prezydenta USA uwaga i kamery zwrócone były na Polskę; świat dowiedział się, albo sobie przypomniał, że to wszystko zaczęło się u nas, a nie pod murem berlińskim. I że to inni poszli za nami, a nie my za innymi.

Byliśmy pionierami. Gdy wiemy, co kilka miesięcy albo kilka lat później stało się w Rumunii i na Bałkanach, gdy widzimy, co się dzieje dziś na Ukrainie, aż trudno uwierzyć, że nam się aż tak udało. Chciałbym wierzyć, że był to efekt mądrości, a nie tylko szczęścia.

Z okazji 25 lat wolnej Polski życzę wszystkim (i sobie), żeby następne pokolenia nie musiały już nigdy walczyć o taki wielki sukces. Życzę im wielu wspaniałych sukcesów, ale trochę mniejszej rangi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski