Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem taksówka jest jak konfesjonał, czyli Lublin widziany oczami młodego taksówkarza

paf
Lubelski Taksówkarz to, jak pisze pan  Maciej: „Obraz zatłoczonego miasta widziany oczami młodego taksówkarza..."
Lubelski Taksówkarz to, jak pisze pan Maciej: „Obraz zatłoczonego miasta widziany oczami młodego taksówkarza..." Anna Kurkiewicz
Pan Maciej nie jest może najstarszym lubelskim taksówkarzem, ale jest jedynym, który ma swój facebookowy fanpejdż. I jedynym, który o swojej pracy mówi tak emocjonalnie.

Taksówkarz z wieloletnim stażem nie nadaje się już do żadnej innej roboty. Wrasta w swoją budę, jak nazywa w żargonie auto, w nim czuje się jak w domu, w domu czuje się nie u siebie. Jeździł długo, więc wielkich emocji związanych z uprawianiem zawodu raczej nie przeżywa, ale przestać nie może, bo taksówki są jak papierosy, albo heroina, nie tak łatwo z jazdy nimi zrezygnować.

Tak mówią przynajmniej starsi koledzy pana Macieja, z którym spotykam się w jednej z lubelskich kawiarni, on sam jeździ stosunkowo krótko. Maciej to nie jego prawdziwe imię. Nazwiska nie poda, nazwy korporacji taksówkowej, tak zwanego radia, nie poda, przy zdjęciu prosi o ukrycie numerów, wiadomo, jak to teraz jest: miasto jest małe, ktoś się może dowiedzieć, a wspomniani starsi koledzy po fachu mówili: „nie zdradzaj dziennikarzowi żadnych szczegółów, bo i po co?”. Mimo to prowadzi profil na Facebooku o nazwie "Lubelski taksówkarz"

Mówi, że ten profil i pisanie to wynik nudy, bo ta robota ma to do siebie, że trzy czwarte to czekanie, jedna czwarta: jeżdżenie. Jak w pracy aktora - czeka się i czeka na wejście przed kamerę, godzinami, aż w końcu kilka minut gry i znów czekanie. Pana Macieja ratuje technologia.

- Mam ze sobą tablet i smartfona. Albo rozmawiam z kimś przez telefon, albo przeglądam internet - mówi.

Wróćmy jednak do tej jednej czwartej, do jazdy. Bo przecież, praca taksówkarza aż ta nudna nie jest, nuda by tak nie uzależniała. Weźmy taką sytuację: na postoju wsiada dwóch rosłych jegomości. Ogoleni na łyso, w czarnych skórach. Każą się wieźć za miasto. Pada nazwa wsi, ustalona cena. Wziąć kurs, nie wziąć? Bierzesz. A panowie mówią co chwila: „jeszcze tu, o, tu podjedziemy”. I jedzie się w coraz większe odludzie. Mówią: „o, tu, koło lasu pojedziemy”, a kierowca oblewa się zimnym potem, przypomina sobie całą scenę morderstwa z „Krótkiego filmu o zabijaniu” Kieślowskiego, w którym główny bohater, grany przez Mirosława Bakę bierze kurs za miasto, wyciąga sznurek i dusi taksówkarza. Ujęcia szamotaniny w samochodzie, skarpety, która zsuwa się z nogi ofiary, wszystko staje przed oczami. I wtedy, koło tego lasu, panowie wyciągają banknot i grzeczne płacą. „Do widzenia”, „do widzenia”. To prawdziwa historia jednego z lubelskich taksówkarzy.

Ta też: - Do auta wsiadło dwóch panów, postawnych, dobrze po kielichu. W pewnym momencie zaczyna się kłótnia o zapłatę. Szafa (tak nazywa się licznik w żargonie taksówkarskim) wybiła tyle, a tyle. Nie chcą płacić. Z reguły się w takich sytuacjach odpuszcza, niech już wysiądą i tyle, pieniędzy i tak nie będzie. Ale ci wysiąść nie chcieli - opowiada pan Maciej. - Pytają: „i co nam zrobisz?”. Mówię „to jedziemy na komendę”. Zaczęli mnie wyzywać i nie wytrzymałem, „mówię: wysiadajcie, albo was wyciągnę”.

- I co? - pytam ja.

- Zatrzymałem się i wyciągnąłem ich z auta - odpowiada pan Maciej.

To akurat happy-end, ale różne bywa. Dlatego wielu taksówkarzy wozi ze sobą „atrybuty pomocnicze”. Kij baseballowy nie wchodzi w grę - za długi, nieporęczny. Pan Maciej ma gaz pieprzowy w żelu, prezent od mamy.

- Prawda jest taka, że klient może z nami zrobić, co chce - tłumaczy taksówkarz. - Zdejmie pasek, a my tego nie zobaczymy, bo i jak? I może nas tym paskiem udusić.

***
Sytuacje niebezpieczne zdarzają się rzadko i nigdy „na radio”, czyli przy wezwaniach przez telefon, raczej przy klientach z postoju. Zresztą, niebezpieczni klienci to nie zmartwienie, osiemdziesiąt procent klientów taksówki to kobiety, raczej nie są agresywne.

Najgorsi są ci upierdliwi klienci, gaduły o wątpliwym poczuciu humoru. Tu pada przestroga: jeśli chcesz zdenerwować taksówkarza, spytaj go na wejściu, czy z tego można wyżyć. Słyszał to tyle razy, że ma dość. Pan Maciej ma ustalony tekst na odczepne: „Paaanie, żona prosi, żebym więcej już nie jeździł, bo pieniędzy w domu nie ma gdzie trzymać”. (Przy okazji: pan Maciej nawet anonimowo nie chce zdradzić, ile zarabia).

Inny typ niechcianego klienta to pijane nastolatki, wożone z imprez. Fotki, które robią sobie pasażerki, w dziwnych pozycjach na tylnym siedzeniu: da się znieść. Hałas: też. Ale do nachalnego podrywania i pyskówek trudno się przyzwyczaić. Co do tego pierwszego: tak, bywa, że młodociane klientki chcą płacić „w naturze”. - Nie tylko zresztą one. Kiedyś po zakończonym kursie dostałem propozycję, od pewnej pasażerki po trzydziestce, żebym wpadł na górę, bo mąż jeździ na tirach i nie ma go w domu - mówi pan Maciej. Nie skorzystał, nigdy nie wiadomo, czy to nie jakiś podstęp, po co robić sobie problemy.

***
Taksówkarz naogląda się różnych rzeczy, przez co pan Maciej traci wiarę w ludzi, bo i jak tu nie stracić, kiedy po południu wiezie się klienta z żoną i dwójką dzieci, a nocą ten sam jegomość wsiada do auta pijany w towarzystwie dwóch nastolatek i jedzie pod zupełnie inny adres? To zresztą jedno z największych zaskoczeń pana Macieja, od kiedy zaczął pracować w tym fachu: różnica między ludźmi za dnia i nocą, to, jak się zmieniają z miłych, porządnych obywateli w nawalonych chamów.

- Można stracić wiarę w ludzi - komentuje.

Ale jeździ i wozi tam, gdzie trzeba. Do domów publicznych też. Ma to swój plus w postaci prowizji: jeśli zawiezie się tam klienta, taksówkarz dostaje prowizję. Ale nie wszyscy wchodzą do środka ją odbierać, niektórzy się boją, inni uznają, że to brudne pieniądze.

Jeździ się też po wódkę, by dostarczyć ją w środku nocy na jakąś imprezę. Albo po leki. Tylko niechętnie do McDonalda dla zmotoryzowanych. Są takie zamówienia: „proszę hamburgera i frytki na tę i tę ulicę”. - Potem często się okazuje, że to jakiś żart, albo, że ktoś w pijackim amoku zamówił jedzenie, a potem zapomniał i nie chce otworzyć drzwi - tłumaczy kierowca. - I zostajemy z tym hamburgerem i frytkami sami. Jest przynajmniej czym się podzielić z kolegami…

Bywają i sympatyczne sytuacje. Jest kurs do Kazimierza Dolnego. Zamawia pan przed siedemdziesiątką. Na miejscu zaprasza na pierogi, lody i prosi, by czekać, zapłaci. Idzie na dansing, tam hula kilka godzin, potem zamawia: „Jedziemy do burdelu!” i jadą, tam facet spędza półtora godziny i prosi o kurs do domu. I tak przez dwa dni. Pan Maciej zarobił za tę wyprawę pięćset złotych, warto było.

***
Czytam wpis na „Lubelskim taksówkarzu” z 22 kwietnia: „Nie wiem dlaczego tak jest, ale z każdym kolejnym tygodniem pracy jako taksówkarz zaczynam częściej szufladkować ludzi już w progu mojego auta”, pisze. „Być może to dlatego, że ciągle powtarzają się te same typy osobowości siadające na tylnej kanapie”.

No więc: pan Maciej szufladkuje, przeżywa coraz mniej emocji i tym podobne, ale nie jest w tym przekonujący. Bo przyznaje, że czasem o niektórych klientach myśli jeszcze w łóżku, zanim zaśnie. Jak o tej kobiecie, która jechała właśnie z wiadomością, że znaleziono jej zaginioną matkę, na torach, przejechaną przez pociąg. Samobójstwo?

- A może ją ktoś tam wepchnął? - będzie zastanawiał się pan Maciej wieczorem.

Albo ta kobieta, która wsiadła i powiedziała, że godzinę temu zmarła jej chora na nowotwór trzyletnia córeczka.

W taksówce jest jak w konfesjonale - intymnie, nie widzi się twarzy spowiednika, ludzie chcą się zwierzać. Tyle, że bezpieczniej niż u księdza, bo raczej drugi raz się nie spotkacie, a poza tym, ksiądz coś radzi, coś mówi. Wtedy, przy tamtej kobiecie, tej ze zmarłą córeczką, nie wiadomo było, co powiedzieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski