Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czego mi brakuje w Lublinie

Maciej Wijatkowski
Urodziłem się w tym mieście pół wieku temu, ze sporą górką, i gdyby mi czegoś bardzo brakowało, to na pewno zmieniłbym miejsce zamieszkania, jak wielu rodowitych lublinian. Mieszkanie w Lublinie nie uniemożliwia podróżowania i porównań z dowolnymi miastami Europy. Trzeba tylko chcieć się ruszyć, bo koszty takich wypraw, czy choćby wyskoków, nie są już nieosiągalne dla każdego. Kiedy już się zdecydujemy, do czego gorąco zachęcam, zobaczymy, że jako miasto nie musimy się niczego wstydzić. Słychać to powszechnie z ust gości, odwiedzających Kozi Gród pierwszy raz. Porównania to potwierdzają, jednak pewne rejony codzienności Lublina są jeszcze daleko w tyle.

Brakuje w Lublinie kultury przebywania z innymi na co dzień. Kultury, jako trwałego zjawiska, a nie poziomu, czy sposobu zachowania. To ostatnie to temat na osobne, obszerne studium i nie o to tu chodzi. W krajach europejskich (różnych, od Portugalii i Hiszpanii, przez Francję i Niemcy, po Czechy, Węgry i Słowację) późnym popołudniem i wieczorem knajpki, bary i restauracje zapełniają się mieszkańcami, którzy skończyli pracę, wrócili do domu się przebrać i wpadają coś przekąsić, wypić, a przede wszystkim - spotkać sąsiadów i nieznajomych, by nieznajomymi być przestali. U nas, gdyby nie studenci, lokale padałyby jak muchy zimą. U nas jest ciąg do domu, potem kapcie (po lubelsku - ciapy), piwo lub dwa i kanapa w „dużym pokoju”. Nie stać nas na „bywanie”? Absolutnie - stać, a na piwo można pójść za tyle samo, ile płaci się za leżenie na własnej kanapie. Nie chodzi o codzienne zamawianie polędwicy a’la Rossini, ale bywanie wśród innych to rzecz nieoceniona, a przy okazji można nauczyć się co to są profitrolki i że nie mówi się „modżajto”.

Osobnym rozdziałem tego tematu jest klub (kawiarnia?, pub?, salon?) twórców kultury i sztuki. Bywały w Lublinie takowe: „Nora”, przebudowana na swojskie „Pod Strzechą”, ale już nie bywają. Nieocenieni twórcy „Hadesu” próbowali tradycję wskrzesić, z olbrzymimi sukcesami, ale na czas remontu wygoniono ich z piwnic CK, obiecując jednakowoż, że wrócą zaraz po remoncie. Nie wrócili do dziś, a to co włożyli w klub, zostało zdemolowane dosłownie i w przenośni. Polskim zwyczajem, mówienie, że „ktoś za to beknie”, kończy się właśnie na beknięciu. Zdemolowano nie tylko „Hades”, ale i stosunki towarzyskie wśród artystów, którzy muszą sobie radzić „domówkami”. W klubie rodziły się pomysły i zawiązywały zespoły, a korzyści z tego rozlewały się nie tylko do kieliszków, lecz i poza Lublin.

Kto wie? Może to też znak czasów: dawniej podobnie działo się w „Chatce Żaka”, a dziś studenteria bawi w „kebabach” i pełnych łomotu pijalniach piwa i „drinków”, gdzie z pewnością nie powstanie nowy studencki teatr...

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski