Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy film ''Różyczka'' szarga dobrą pamięć Pawła Jasienicy

Redakcja
Jeszcze nie przebrzmiały echa awantury o biografię Ryszarda Kapuścińskiego, a już zbliża się kolejna obyczajowa nawałnica. Tym razem rzecz idzie o ''Różyczkę'', filmowy portret wybitnego pisarza - pisze Bożydar Brakoniecki.

W chodzący 12 marca na ekrany kinowe film ''Różyczka'' Jana Kidawy-Błońskiego powinien zainteresować szczególnie badaczy rodzinnych historii. Bo to właśnie one wyznaczają nad Wisłą kryteria artystycznych dysput. Gdyby traktować je poważnie, nigdy nie przeczytalibyśmy ani nie obejrzelibyśmy żadnej biografii sławnego rodaka, zaś całą wiedzę czerpalibyśmy z uładzonych życiorysów pisanych przez miodopłynnych panegirystów. Oni by się już postarali, żeby na wziętych pod lupę herosów nie padł nawet najmniejszy cień.

''Różyczka'' traktująca o ostatnich latach znanego pisarza, którego żona była agentką bezpieki, idzie na szczęście pod prąd tej nadwiślańskiej modzie. Nawet niewtajemniczonym postać głównego bohatera może się kojarzyć z Pawłem Jasienicą (właściwie. Leonem Lechem Beynarem, 1909-1970), pisarzem historycznym, eseistą i publicystą ''Tygodnika Powszechnego''. Specjalnie używam zwrotu ''może się kojarzyć'', a nie ''przypomina'', bowiem Ewa Beynar-Czeczott, córka Pawła Jasienicy niewzruszenie stojąca na straży pamięci ojca, grozi sądem każdemu żurnaliście, który by połączył jego losy z losami bohatera ''Różyczki''.

Można się oczywiście dziwić takiemu przewrażliwieniu Ewy Beynar-Czeczott, ale każdy może przecież handryczyć się w imieniu rodziny o co tylko zechce. Szkoda tylko, że nie wzięła pod uwagę, że swoim postępowaniem bardziej szkodzi pamięci ojca, niż jej broni. I że coraz głośniej podnoszące się głosy o cenzurze prewencyjnej wcale nie są pozbawione sensu. Z drugiej strony reżyser przewrotnie deklaruje, że wcale nie inspirował się życiorysem pisarza, a całą intrygę wymyślił w oparciu o doświadczenia pokolenia PRL-owskich intelektualistów. Co oczywiście jest równie zbliżone do prawdy jak to, że Paweł Jasienica nigdy nie dał się wziąć pod obcas ubeckiej żonie.

Na sporze między reżyserem a zranioną córką Pawła Jasienicy najwięcej skorzystają zapewne prawnicy, którzy chyba codziennie wznoszą modły do opatrzności o coraz większą liczbę niezadowolonych potomków słynnych historycznych postaci. Dla nich ''Różyczka'' pokazująca losy niejakiego Adama Warczewskiego (gra go Andrzej Seweryn), któremu demoniczny agent bezpieki (Robert Więckiewicz) podsuwa apetyczną kochankę ''Różyczkę'' (Magdalena Boczarska), może być kolejnym precedensem. A dla nas ostrzeżeniem, że być może niebawem oceniać będziemy filmy w oparciu o ich potencjał dowodowy, nie zaś artystyczny.

Zresztą artyzmu w "Różyczce" jak na lekarstwo, chyba że za taki uznamy powabny biust Magdaleny Boczarskiej. Zamiast zapowiadanej analizy ideowych postaw inteligencji lat 60., dramatu tytułowej "Różyczki" rozdartej między kochankiem ze służb a pisarzem Warczewskim, wreszcie miłosnej epopei prowadzącej ją do ślubu z człowiekiem, na którego pisała donosy, dostaliśmy banalny wypis z podręcznika "Jak flirtować ze starszym panem". Jeśli już Jan Kidawa-Błoński chciał namieszać swoją filmową wersją losów Pawła Jasienicy, to wyszło mu tak sobie. Szkoda, bo to, że umie robić filmy, pokazał choćby "Skazanym na bluesa" (2005). Niewykluczone więc, że emocjonalna reakcja Ewy Beynar-Czeczott ma podłoże estetyczne i że wynika z pokazywania głównego bohatera jako gamoniowatego naiwniaka, którym "Różyczka" wywija na wszystkie strony.
I trudno się jej dziwić. Filmowy kuzyn autora monumentalnej trylogii "Rzeczpospolita Obojga Narodów" z pewnością zasługuje na znacznie lepszy filmowy wizerunek. Jego życiorys świetnie pasuje bowiem do powiedzenia, że mógłby stanowić kanwę sensacyjnej historii filmowej.

Awanturka o "Różyczkę" przekonuje ponadto, że Jasienicy dostaje się nawet cztery dekady po śmierci. Urodził się w Symbirsku nad Wołgą, przed wojną mieszkał w Wilnie, uczył w szkole i publikował m.in. w "Słowie" Stanisława Cata-Mackiewicza (już w PRL nieraz oskarżano pisarza o konszachty z masonerią, której wileńskim liderem miał być właśnie Cat). W czasie wojny Jasienica błysnął bohaterstwem: był w sztabie Wileńskiego Okręgu AK, walczył o Wilno, a nawet w 1944 r. starł się ze swoim oddziałem z Amią Czerwoną, trafił w łapy NKWD, a wcielony w szeregi LWP zdezerterował.

Ale późniejszym włodarzom Polski podpadł szczególnie tym, że w 1945 r. został adiutantem słynnego wileńskiego zagończyka z AK, czyli Zygmunta Szendzielorza "Łupaszki". To po rozbiciu oddziału spowodowało jego aresztowanie przez UB w 1948 r. Na wolność wyszedł w 1948 r. ponoć dzięki interwencji Bolesława Piaseckiego (cień tej decyzji dopadł go jeszcze po protestach studenc_kich w 1968 r., kiedy tow. Gomułka pomówił go publicznie słowami: "śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z powodów, które są mu znane". Pisarz przeżył to bardzo ciężko, dotknął go towarzyski ostracyzm, nie podniósł się z tych oskarżeń aż do śmierci.

Ale na widelcu bezpieki był przez cały okres powojenny, szczególnie po podpisaniu w 1964 r. listu 34 polskich intelektualistów protestujących przeciw zaostrzeniu cenzury. Pod koniec lat 60. w jego życiu pojawiła się 40-letnia tajna współpracowniczka SB Zofia O’Bretenny (późniejsza Nena Darowska-Beynar), która - nie przestając słać na niego donosów pod ksywką "Max" - niebawem wyszła za niego za mąż. W stanie małżeńskim z donosicielką zafascynowany nią pisarz pozostawał niespełna rok i jak twierdzą świadkowie, nigdy nie przyjął do wiadomości prawdy o jej prawdziwym obliczu.

Jak Kidawa-Błoński może zatem spokojnie iść w zaparte, twierdząc, że Zofia O’Bretenny, z którą schorowany Jasienica spędzał wieczory głównie na lekturze opasłych historycznych tomiszczy, w niczym nie przypomina wszak smakowitej jak cukierek "Różyczki" (z nią filmowy Adam Warczewski oddaje się całkiem innym uciechom)? W niczym nie zmienia to jednak faktu, że grozy i ciągu niepowodzeń towarzyszących Jasienicy przez blisko pół wieku nie udało mu się w filmie pokazać.

Pomyślcie o tym państwo, oglądając ten ekranowy przyczynek do najnowszej historii Polski. A także o tym, że czasem nie warto ukrywać wstydliwych faktów z życia rodzinnych sław. Do księgarń trafił właśnie drugi tom "Dzienników" Jarosława Iwaszkiewicza, opatrzonych imprimatur jego córek. W tomie nie wykreślono ani fragmentów o miłości pisarza do tow. Bieruta, ani licznych świadectw na homoseksualne ciągoty autora "Tataraku". Jego spuścizna nabrała przez to cech autentycznego świadectwa. Szkoda, że nie stało się tak samo w przypadku "Różyczki". Ostatecznie miłość do kobiety, która okazała się dwulicowym potworem, wcale nie świadczy źle o zakochanym.

Kidawa-Błoński: Nakręciłem film o motywacjach dawnych ubeków

Z Janem Kidawą-Błońskim, reżyserem filmu "Różyczka", rozmawia Agaton Koziński

Pełnomocnik rodziny Pawła Jasienicy prosi, by nie pisać, że bohater filmu "Różyczka" to Paweł Jasienica. Pan nazwał to cenzurą prewencyjną. Nie za ostre słowa?
Odniosłem się tylko do pewnego faktu, który miał miejsce. Udzieliłem poważnemu czasopismu dużego wywiadu, który - w wyniku listu wysłanego przez tego pełnomocnika - został zdjęty. Nie mam wątpliwości, że to forma cenzury prewencyjnej.

Rozmawiałem z tym prawnikiem i on swój list uważa jedynie za formę delikatnego zwrócenia uwagi.
Wprawdzie w swoim piśmie do redakcji prawnik wprost tego nie napisał, ale zasugerował, że nie mam prawa inspirować się publicznie znaną historią życia Jasienicy. A przecież takich przypadków było więcej. Siergiej Jesienin, Bertold Brecht czy Peter Raina także byli uwodzeni przez kobiety agentki. Świętym prawem twórcy jest szukać inspiracji wszędzie tam, gdzie ma ochotę: w teraźniejszości, historii, losach powszechnie znanych ludzi. Taka jest istota twórczości.

Tymczasem mamy już mnóstwo szumu wokół biografii Ryszarda Kapuścińskiego. Czemu tak wiele kontrowersji wzbudzają losy wielkich Polaków?
Istnieje w nas obawa, że każda ludzka próba przedstawienia postaci pomnikowej może jej zaszkodzić. Nie chcemy tego zmieniać.

Ale jak wytłumaczyć naszą niechęć do poznania prawdziwych faktów z życia największych Polaków? Przecież w innych państwach literatura faktu czy kino inspirowane życiem prawdziwym bohaterów biją rekordy popularności.
Przede wszystkim musimy pamiętać, że nie ma ludzi idealnych. Ludzie są niedoskonali z natury. To wiadomo. Ale na to nakłada się specyfika kultury polskiej. U nas przez wieki budowano mit polskości także przy użyciu wielkich nazwisk. Gdyby dziś zrobić film o Tadeuszu Kościuszce, to musiałby on pokazać inną postać niż ta, którą znamy z podręczników. Podobnie jest z Józefem Piłsudskim. Ale jednocześnie te postacie odegrały ważną rolę w procesie odzyskiwania niepodległości przez Polskę - stąd takie ich ideologizowanie.

Długo będzie obowiązywała ta zmowa milczenia?

Na całe szczęście powoli widać, że to się zmienia. Stajemy się coraz bardziej normalnym narodem. Dowodem na to jest mój film. Wprawdzie teraz mówi się o nim przez pryzmat skojarzeń z Pawłem Jasienicą, ale tak naprawdę bohaterem tej produkcji nie jest pisarz, tylko agentka o imieniu Różyczka, która go uwodzi. Skupiam się na motywach, które pchnęły ją do takich działań. Jeszcze kilka lat temu filmów o takiej tematyce się po prostu nie kręciło. Zawsze trzeba było pokazywać ubeków jednoznacznie - jako złych ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy film ''Różyczka'' szarga dobrą pamięć Pawła Jasienicy - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski