Czy leci z nami pilot?

Z trzęsącego Radą Miasta klubu PiS zostały szczątki. Rajcy tworzący jego trzon, wraz z przewodniczącym rady, odeszli w proteście przeciw ręcznemu sterowaniu klubem, które to nie uwzględniało interesów miasta. Szefostwo regionalnych struktur partii już dawno temu uznało, że radni są od robienia polityki, a nie zajmowania się i realizowania potrzeb swoich wyborców. I tak, kierując się tą logiką, powinni opowiadać się przeciwko budowie i przebudowie lubelskich ulic, bo nie oni przygotowali projekty inwestycyjne, ale zrobił to "wrogi" prezydent miasta.

Uświadamiać tę błyskotliwą partyjną strategię swoim kolegom próbował szef klubu. Robił to jednak na tyle nieudolnie i siermiężnie, że mało, że współklubowiczów nie uświadomił, to jeszcze ich wkurzył. Szef klubu został więc odwołany, a to z kolei było równoznaczne z koniecznością podjęcia poszukiwań nowej politycznej drogi przez radnych, którzy się do tego odwołania przyczynili. Koncyliacyjne jak zwykle władze regionalnych struktur partii nie dały swoim dotychczasowym kolegom żadnego innego pola manewru. Zatriumfowało partyjnictwo - przegrał interes miasta.

I nie ma racji radny i były (a może i obecny) szef klubu PiS Sylwester Tułajew, że mieszkańcy wybrali jego niedawnych kolegów do realizowania programu PiS. Mieszkańcy wybrali radnych, by w mieście żyło im się lepiej, a nie żeby lepiej żyło się jakiejś partii: czy to będzie PiS, PO czy SLD. Guzik mnie interesuje, czy pan Tułajew nie lubi prezydenta Żuka i kto każe mu go nie lubić, mnie interesuje to, czy Lublin się rozwija. I niech rozwija się, nawet kosztem pana Tułajewa.