Afera dotycząca biura turystycznego "Wakacje travel" wybuchła we wrześniu 2013 roku. Wtedy spod granicy w Barwinku wrócił autokar wiozący do Grecji studentów lubelskiego Uniwersytetu Medycznego. Okazało się, że wypoczynku nad Morzem Egejskim nie będzie, bo nie zarezerwowano im nawet miejsc w hotelu.
Potem wyszło na jaw, że nie doszedł do skutku także wyjazd do Bułgarii. Chętni na obie wycieczki wpłacili wcześniej od 650 do blisko 1500 złotych Danielowi B., który prowadził biuro turystyczne.
Wpłaconych pieniędzy nie odzyskali lub otrzymali zaledwie niewielką ich część. - Dzwoniłem wielokrotnie do Daniela B., ale nie odbierał. Potem, po kilku miesiącach otrzymałem 200 zł. Na wycieczkę wpłaciłem natomiast 1150 zł i 15 euro - powiedział dziś Mateusz M., jeden z pokrzywdzonych studentów medycyny.
Prokuratura oskarża Daniela B. o to, że w przypadku wyjazdu do Grecji oszukał turystów na ponad 71 tys. zł. Za wyjazd do Bułgarii zainkasował blisko 16 tys. zł.
36-letni Daniel B. nie chciał się dziś tłumaczyć w sądzie ze swojego postępowania. Nie odpowiadał też na pytania. Odczytano więc jego wcześniejsze zeznania. Wynika z nich, że B. prowadził "Wakacje travel", ale nie miał uprawnień do organizowania wycieczek. Dlatego współpracował z innym biurem podróży. Jego zadaniem była rekrutacja chętnych i zbieranie od nich pieniędzy. Przewóz, zakwaterowanie, wyżywienie i ubezpieczenie turystów organizowało natomiast inne biuro. Daniel B. otrzymywał 70-80 zł za zwerbowanie chętnego na wyjazd. Interes kręcił się od 2011 roku. "Wakacje travel" pośredniczyły w tym czasie w zorganizowaniu czterech wyjazdów dla 340 osób. W 2013 r. dwie wycieczki nie doszły do skutku. - Moim celem nie było wprowadzenie w błąd i oszukanie osób, które się na nie zapisały - przekonywał Daniel B. - Problemem było to, że firma, z którą współpracowałem, nagle podniosła ceny. Zrobiła to w chwili, gdy uczestnicy wycieczki wpłacili już gotówkę.
Mężczyzna przekonywał, że chciał oddać pieniądze wszystkim poszkodowanym. Podpisał nawet stosowne oświadczenia. Pieniądze na ten cel miał na koncie należącym do żony. Ta jednak najpierw go zdradziła, a potem wyrzuciła z domu. Wypłaciła też gotówkę z konta, ale jemu nie oddała pieniędzy.
- Ale niezależnie od tego, niektórym osobom zwróciłem częściowo pieniądze z emerytury mojej mamy i moich zleceń (B. prowadzi teraz firmę w branży reklamowej) - mówił oskarżony.
Danielowi B. grozi osiem lat pozbawienia wolności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?