Pięć dni wcześniej koszykarze Startu męczyli się w starciu ze Śląskiem Wrocław, ale ostatecznie okazali się wtedy lepsi. W starciu z Legią Warszawa gospodarze rozgrywali dobre zawody, utrzymywali się na prowadzeniu, chociaż nie potrafili odskoczyć na większą przewagę.
Pierwsze punkty gospodarze zdobyli po rzutach zza linii 6,75m Sherrona Dorsey-Walkera oraz Martinsa Laksy. Gracze Startu chętnie decydowali się na takie rzuty i w pierwszej kwarcie oddali ich osiem, a do przerwy 18 (trafili sześć). W drugiej połowie meczu wciąż często próbowali szczęścia z dystansu (w sumie wykonali 34 rzuty, najwięcej w tym sezonie), ale trafili zaledwie dwa razy na 16 prób!
Początek spotkania wyglądał bardzo dobrze. Lublinianie dobrze dzielili się piłką, szukali lepiej ustawionych kolegów i przede wszystkim trafiali. Po 10 minutach gry już siedmiu zawodników miało punkty na koncie. W drugiej kwarcie na boisku pojawili się Kamil Łączyński (wrócił do gry po nieobecności w poprzednim meczu ze Śląskiem), Armani Moore, Mateusz Dziemba oraz Bartłomiej Pelczar. I tylko temu ostatniemu nie udało się zdobyć punktów w pierwszej połowie.
Po 20 minutach gry gospodarze prowadzili 43:37. Start miał 14 asyst i sześć przechwytów.
- Pierwsza połowa była niezła. Dzieliliśmy się piłką, graliśmy, jako zespół. Pomagaliśmy jeden drugiemu, w obronie i ataku. Natomiast w drugiej części, jakby ktoś to wyłączył. Uważam, że niektórzy zawodnicy myśleli, że mecz jest już wygrany – ocenia trener, David Dedek.
Na początku trzeciej kwarty, po dwóch „trójkach” Legii, po raz pierwszy na tablicy świetlnej widniał wynik remisowy (43:43). Ale wystarczyło kilkadziesiąt sekund, żeby lublinianie znów prowadzili różnicą 12 punktów (55:43). W tym okresie wyróżniał się Dorsey-Walker, który dwukrotnie „ukradł” piłkę rywalom i zdobył siedem punktów.
Legia wciąż jednak pozostawała w grze i nie traciła wiary w korzystny rezultat. Przez cały mecz gości napędzał Justin Bibbins, a w trzeciej kwarcie włączył się dodatkowo Jakub Karolak. Wciąż jednak lepsi byli „czerwono-czarni”, którzy decydującą kwartę rozpoczęli z przewagą trzech punktów (68:65).
W ostatnich 10 minutach gry gospodarze mieli olbrzymie problemy ze skutecznością. Przez blisko sześć minut zdobyli tylko dwa punkty i Legia prowadziła już 75:72.
Na niespełna minutę przed końcem był remis 78:78, ale dla gości trafił Jamel Morris. Potem Lester Medford wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów wolnych i gospodarze ratowali się faulem. Na zegarze zostało tylko 5 sekund. Morris także raz pomylił się z osobistych (było 81:79 dla Legii) i przy dobrej sytuacji dla Startu Kacper Borowski fatalnie podał do Medforda, który nie złapał piłki, a ta wyleciała na out.
Goście wyprowadzali piłkę z boku, znowu faulowany był Morris, który i tym razem trafił tylko raz z linii rzutów wolnych. Gracze Startu mieli tylko trzy sekundy na ostatni rzut. Kamil Łączyński spróbował szczęścia z połowy boiska, ale bez powodzenia.
Legia Warszawa trzeci sezon z rzędu wywiozła z hali Globus zwycięstwo. Dla Pszczółki Startu była to czwarta porażka w tym sezonie i pierwsza na własnym parkiecie.
Pszczółka Start Lublin – Legia Warszawa 79:82 (24:16, 19:21, 25:28, 11:17)
Start: Sharma 16, Dorsey-Walker 14, Laksa 13, Borowski 8, Moore 7, Łączyński 6, Medford 5, Szymański 4, Jeszke 3, Dziemba 3, Pelczar. Trener: David Dedek
Legia: Bibbins 29, Karolak 17, Morris 13, Watson 7, Kulka 5, Wyka 5, Linowski 2, Konopatzki 2, Kamiński 2, Kuźkow. Trener: Wojciech Kamiński
Sędziowali: Marcin Kowalski, Paweł Białas, Grzegorz Czajka
mecz bez udziału publiczności
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?