Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diabeł strzela, pisarz słowa nosi

Aleksandra Zińczuk
Tego człowieka mogą Państwo pamiętać z telewizji, kiedy niezwykle rzeczowo a gładko udzielił uspokajającej wypowiedzi do kamer tuż po nieudanej próbie detonacji Generalnego Konsulatu RP w Łucku. Wtedy to z działa rzekomych separatystów wschodniej Ukrainy, czytaj: pociskowi i najemnikom dostarczonym przez Kreml, ostrzelano naszą placówką dyplomatyczną MSZ. W końcu marca pięć lat temu nikt nie ucierpiał z powodu wybuchu na przedmieściach Łucka, mimo że trwało w najlepsze podsycanie wrogości między Polakami i Ukraińcami.

Konsula Krzysztofa Sawickiego, znanego jako „Rudy”, Lublin oraz obywatele Ukrainy pamiętają nie tylko jako polonistę KUL, lecz także jako przyjaciela wielu artystów Lwowa (gdzie przez jakiś czas piastował urząd konsula) oraz Łucka, współorganizatora Międzynarodowego Festiwalu JazzBez, Festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu, plenerów ikonopisania i sztuki sakralnej, a potem cyklu poplenerowych wystaw i dobrego ducha licznych polsko-ukraińskich inicjatyw.

W historii literatury znamy szereg polityków, dyplomatów i urzędników, którym rzemiosło dyplomacji społecznej nie wystarczało, więc dopełniali myśli lub działań w tworzywie pisarskim. Thomas S. Eliot, Franz Kafka, Sebastian Klonowic, Czesław Miłosz...

Między licznymi obowiązkami etatowego urzędnika, pogrywającym okazyjnie bluesa na ustnej harmonijce, którą Krzysztof Sawicki zawsze nosi w kieszeni marynarki, zapisywał wiersze, do których przyległa jednocześnie jasna postać Don Kichota. W błędnym rycerzu poeta szelmowsko znalazł figurę, zza której w stylu liryki maski mógłby przemawiać sam Konrad Wallenrod. Skonstruował koncept na cały nowy tom poetycki pt. Don Kichot i wojna (Pewne Wydawnictwo, Kielce 2022).

Pamiętam jego pierwszy tom wydany w Łucku, nieśmiało wręczany przyjaciołom. Niewielkich rozmiarów zeszyt z kolorową okładką, na której widniał jeden z obrazów namalowanych przez jego córkę Anię. Ania Sawicka włączyła się w artystyczną terapię zajęciową, ucząc malowania, w ten sposób wspierając żołnierzy z zespołem stresu pourazowego, którego nabawili się na wojnie we wschodniej Ukrainie. Odwiedzając ukraińskie miasta od 2014 roku widziałam coraz więcej okaleczonych żołnierzy i cywilów. Jak długo i w jaki sposób będziemy leczyć teraz niewidzialne, głębokie rany i okaleczenia? „W imię czego toczą się wojny/ matki wszędzie płaczą tak samo” – pisze w jednym z wierszy Sawicki, a my widzimy na przejściach granicznych i na niejednej polskiej ulicy.

Co poeta nam obrazuje w tej minimalistycznej opowieści o mijającym życiu i nieuchronnie zbliżającej się wojnie? Nie jest to propozycja bajki z pogodnymi bohaterami, a za oknem możemy zobaczyć najwyżej „stepowo-azjatycki skansen”. Pojawia się Dulcynea, nieodłączne wiatraki, a na ich tle Don Kichot raczej w kontekście pejzaży wewnętrznych. Don rozprawia się ze swoim życiem nieudolnie, jak z wiatrakami. Mówi z dalekiego planu i dystansu, mimo że jest wrzucony w wir współczesnych wydarzeń. Może jest już zblazowany i nawet trudno go nazwać idealistą. Zza wachlarza postaci w umownie zwanej Okolicy, a czasem w konkretnych miastach, jak Łuck czy Drohobycz, Don wygląda mizernie: a to jako osierocony boomer i dziecko wojny, a to jako porzucony kochanek albo nostalgiczny miłośnik Waglewskich. Często zrzędzi, w istocie tęskniąc za przytuleniem. Próbuje nawet modlitwy, w której jednak nie ma miejsca na uniesienia:

„aniele wojny stróżu mój/ ty zawsze przy mnie stój

aniele wojny wrogu mój/ zrozum – strzelam – stój”.

Już prawie miesiąc dniem i nocą ukraiński poeta i muzyk Serhij Żadan robi, co może, pomagając w zbombardowanym rodzinnym Charkowie. Jego postawa buduje innych w tej całej beznadziei. Inni pisarze, jak Jurij Andruchowycz, Ołeksandr Bojczenko, Andrij Bondar, Andrij Lubka, Ołeh Sencow,

trafiają z mocnym przekazem w mediach krajowych i zagranicznych, bo ich słowa są jak armatnie działa. Opowiadająca najważniejszym światowym mediom o tym, co się dzieje w środku piekła, poetka i reżyserka – Iryna Ciłyk (żona pisarza, którego też wydaliśmy po polsku w Lublinie – Artema Czecha). Czy Mykoła Riabczuk, dający świadectwo prawdy, nazywając rzeczy po imieniu w głównych europejskich mediach, przekonując intelektualistów zachodnich, zdezorientowanych wieloletnią rosyjską propagandą, jak w rzeczywistości fakty się mają. Osobną misją jest walka z dezinformacją. Nawet jeśli to ostatni moment.

Poza publicznym dyskursem Sawicki operuje ciekawym językiem liryki. Udaje mu się przy tym wyjść poza schematy: „dziś na wojnie/ nie ma osób postronnych/ i drzwi only staff kiedy walczyłem z wiatrakami/ szepcze Don Kichot/ cywile spali w chatach/ młynarzy tylko goniłem/ ciężka to moja krwawica/ Sancho dupa nie minister/ i kobiety pod szczególną ochroną/ a to też robota nie byle jaka/ Dulcynea ich nienawidziła”.

Niejednokrotnie przemierzając Wołyń konsularnym samochodem, pod opieką Krzysztofa Sawickiego, jeździliśmy z ukraińskimi studentami i historykami opowiadać o tym, że dzieje Polski i Ukrainy nie były kolorowe, ale też, że nie ma jedynej i prawdziwej narracji pamięci, więc nie powinna nas przeszłość już nigdy więcej dzielić. Podczas naszych podróży trzeba było czasem zatrzymać się na papierosa, kawę lub barszcz ukraiński. A Krzysztof bacznie studiował pejzaże. Wyobrażaliśmy sobie różne bitwy, jakie miały miejsce na zielonych uroczyskach. Wyciągał aparat i robił zdjęcia tylko wtedy, kiedy dostrzegł coś poruszającego w krajobrazie. Kilka z nich znajduje się w tomie, który kończy się niecodzienną rozmową:

„– Witaj, przybyszu.

– Szukasz mnie?

– Umarłam.

– Najpierw umarł on.

– Już nie wiem, czy byłam ikoną, czy jego fotografią. Może jej?

– Nic już nie pamiętam, z kim tu byłam – też.

– Bo ikony umierając bledną, śmiertelnie bledną… Mam nadzieję, ze jesteś odporny na te banały.

– Pewnie i ślepną.

– Odwróć się – tam kiedyś w dole było małe drzewo. Pewnie urosło, jeśli go nie ścięli.

Ikony nie potrafię fotografować. Drzewo wyrosło”.

Jak ludzie prości i wrażliwi – pisarze, artyści, intelektualiści, kobiety, dzieci, starcy i chorzy – mają bronić się przed ucieleśnionym złem? Jakim językiem opowiadać o ludobójstwie, które dokonuje się codziennie na naszych oczach? Gdzie zaczynają się banały, a gdzie kończą się bajki o idealnych bohaterach?

Tego jeszcze nie wiem, dopytajmy razem samego autora tomu podczas spotkania Kultury Enter 28 marca o godz. 17.00 w lubelskiej księgarnio-kawiarni „Między Słowami” na ul. Rybnej 4/5. Tego dnia minie 75 lat odkąd urodził się prof. Władysław Panas. O Profesorze koniecznie wspomnimy na spotkaniu, bo bez jego pracy ani ja, ani Krzysztof Sawicki nie spotkalibyśmy się w rodzinnym mieście Brunona Schulza, które nie bez powodu pojawia się pomiędzy tymi wojennymi wersami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski