Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Dla kumpli ciągle jest Jogim" - Radosław Gilewicz wspomina początki Joachima Löwa, odchodzącego selekcjonera reprezentacji Niemiec

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Joachim Löw i Radosław Gilewicz przed meczem Polska - Niemcy w eliminacjach Euro 2016
Joachim Löw i Radosław Gilewicz przed meczem Polska - Niemcy w eliminacjach Euro 2016 Bartek Syta
[WYWIAD PIERWOTNIE UKAZAŁ SIĘ PODCZAS MISTRZOSTW ŚWIATA W 2010 ROKU] - Ustawiono scenę, na którą wyszliśmy, a na niej krzesło. No i Löw, na oczach wszystkich tych ludzi, dał sobie ogolić głowę. Do tego Gerd Poschner zrobił taki numer, że ogolił mu maszynką całą lewą połowę i gdzieś zniknął - wspomina Radosław Gilewicz, dawny rywal z boiska, później podopieczny i kolega selekcjonera reprezentacji Niemiec Joachima Löwa.

Co Pan myślał, oglądając mecz Niemców z Argentyną? [podczas mundialu w RPA, wygrany przez naszych zachodnich sąsiadów 4:0 - red]
Że konsekwencja Löwa przyniosła znakomite efekty. Nie ugiął się pod ogromną presją, jaką wywierano na niego w Niemczech przed mundialem. Największe autorytety krytykowały go za decyzje personalne, brak w kadrze Kevina Kurányi'a czy Torstena Fringsa. Teraz ci sami ludzie przepraszają za swoje słowa. A trzeba pamiętać, że tuż przed startem turnieju Löw miał jeszcze ból głowy w związku z kontuzjami trzech podstawowych graczy: Michaela Ballacka, René Adlera i Heiko Westermanna. Konsekwencję wykazał również, stawiając na ludzi, którzy mieli za sobą słaby sezon w klubie, jak Miroslav Klose czy Lukas Podolski. Wierzył w nich, choć prasa domagała się Cacau i Mario Gómeza, i jak widać, miał rację. To charakterystyczne dla Joachima, jest dobrym psychologiem, potrafi wyczuć, kiedy warto dać komuś szansę.

Gdyby miał Pan opisać Löwa w trzech słowach, to w jakich?
Obawiam się, że trzy słowa to za mało, ale spróbujmy: fachowość, charyzma, żelazna konsekwencja, ogromna wiedza o piłce, intuicja. To ile już mamy tych słów? Chyba dziewięć. No sam pan widzi (śmiech).

Kiedy się poznaliście?
W 1993 r., gdy trafiłem z Ruchu Chorzów do szwajcarskiego Sankt Gallen. On kończył wtedy karierę w Winterthur.

Jakim był piłkarzem?
Grał na pozycji środkowego pomocnika. Bardzo inteligentnym, dobrym technikiem. Mógł osiągnąć w futbolu znacznie więcej, ale jego karierę zahamowała poważna kontuzja.

Można powiedzieć, że od początku zapowiadał się na wielkiego trenera?
Najłatwiej powiedzieć, że tak, ale czy ja wiem? Nie zastanawiałem się wtedy nad tym. Na początku miał trochę szczęścia, gdy trafił do VfB Stuttgart, gdzie spotkaliśmy się po raz drugi. W 1996 r. pracę stracił Rolf Fringer. Löw był jego asystentem, więc powierzono mu tymczasowo zespół, ale działacze szukali trenera z większym doświadczeniem i głośniejszym nazwiskiem. W pewnym momencie pojawiła się np. kandydatura Wernera Loranta, który nie tak dawno starał się o pracę w Polonii Warszawa. My tymczasem pokonaliśmy w trenerskim debiucie Joachima, 4:0 Schalke 04 Gelsenkirchen. A później 5:1 Fortunę Düsseldorf. No i Thomas Berthold, Fredi Bobić, Holender Frank Verlaat i Bułgar Krasimir Bałaków, czyli cztery osoby mające najwięcej do powiedzenia w zespole, poszli do prezydenta i powiedzieli, że nie chcą innego trenera. W tym samym roku zdobyliśmy Puchar Niemiec i tak się zaczęło.
Po raz kolejny spotkaliście się w 2001 r. w austriackim Tirolu Innsbruck. Podobno to Pan polecił go działaczom?

To prawda. Miałem wówczas bardzo mocną pozycję w tym klubie, bo dwa razy z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo Austrii. Po tych sukcesach nasz trener Kurt Jara poszedł pracować do niemieckiego HSV. Nasi działacze szukali kogoś o podobnym warsztacie szkoleniowym, a ja przypomniałem sobie, że Löw był akurat bezrobotny, bo nie poszło mu w tureckim Adanasporze. Miał tam jakieś problemy z prezesem. Poleciłem go, negocjacje nie trwały długo. Nikt nie żałował, bo pod jego kierunkiem wywalczyliśmy kolejne mistrzostwo. Podobnie było, gdy w 2002 r. trafiłem do Austrii Wiedeń. Odszedłem, by pieniądze z mojego transferu pomogły zagrożonemu bankructwem Tirolowi. On pozostał, klub niestety przestał istnieć. Za to rok później z Austrii odszedł Christoph Daum i działacze zapytali, co sądzę o kandydaturze Jogiego. Nieskromnie powiem, że chyba dołożyłem małą cegiełkę do jego trenerskiej kariery.

Dlaczego Jogi? Ma coś wspólnego ze słynnym misiem z kreskówki?

Nie (śmiech). To tylko zdrobnienie imienia. Nie pamiętam, kto je wymyślił. Dziś cieszy się ogromnym szacunkiem i wielu ludzi mówi do niego: panie trenerze. Dla starych znajomych pozostał jednak Jogim.

Dla Pana również?

Tak. Sukcesy go nie zmieniły. W ostatnich latach rzadko się widujemy. Jest wielką gwiazdą i nie chcę go absorbować ponad miarę swoją skromną osobą, ale nadal jesteśmy kumplami, składamy sobie życzenia świąteczne. Przed mundialem pomogłem ludziom z polskiej telewizji zrobić z nim wywiad i na koniec poprosił, żeby mnie pozdrowili. To było bardzo miłe.

Jaki jest prywatnie?

Bardzo spokojny, waży słowa, ale zarazem to bardzo fajny facet, z którym można pożartować, wypić piwko. Zawsze dotrzymuje słowa. Pamiętam, jak w Stuttgarcie obiecał nam, że jeśli zdobędziemy Puchar Niemiec, to on pozwoli obciąć sobie włosy. No i wracamy z Berlina, na lotnisku wita nas 30 tys. kibiców i tłum dziennikarzy. Ustawiono scenę, na którą wyszliśmy, a na niej krzesło. No i Löw, na oczach wszystkich tych ludzi, dał sobie ogolić głowę. Do tego Gerd Poschner zrobił taki numer, że ogolił mu maszynką całą lewą połowę i gdzieś zniknął (śmiech).

Po mundialu w 2006 r. wszyscy wychwalali Jürgena Klinsmanna. Z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, że dobra i ładna dla oka gra Niemców [zajęli trzecie miejsce -red.] to bardziej zasługa Löwa, jego asystenta.
Klinsmann był motywatorem. Wspaniale potrafił dotrzeć do zawodników, zaszczepić w nich pewność siebie, pozytywną energię, którą przywiózł z USA. To on ściągnął zza oceanu trenerów fitnessu i psychologów. Löw pracował w jego cieniu, ale to on był odpowiedzialny za taktykę. To on prowadził treningi, Klinsmann stał tylko z boku i się przyglądał. Właśnie dlatego niemiecka federacja nie wahała się ani chwili, gdy powierzała Jogiemu kadrę po jego odejściu.
Chyba nie żałują?

Na pewno nie, choć zdarzały się zgrzyty. Jak choćby w lutym tego roku, gdy Löw przyjechał do Warszawy na losowanie grup eliminacyjnych Euro 2012 skonfliktowany z działaczami federacji. Chciałem się z nim spotkać, ale był kompletnie nieosiągalny, wyłączył nawet telefon. Taki był na nich wściekły.

Podobno poszło o pieniądze?

Ktoś zrobił przeciek kontrolowany do prasy, że niby chce jakiejś ogromnej podwyżki. Krytykowano go za to, choć to nie była prawda. Löw walczył o spełnienie pewnych warunków m.in., by na stanowisku pozostał menedżer kadry Oliver Bierhoff. On zawsze ostro walczy o swoją ekipę, a ma o kogo. Reprezentacja Niemiec to nie tylko 24 zawodników plus sztab trenerski. Jest w niej 39 osób, w tym specjaliści od przygotowania fizycznego, lekarze, fizjolodzy, skauci, ludzie odpowiedzialni za organizację zgrupowań, podróże, kontakty z mediami.

Można powiedzieć, że twórczo rozwinął projekt Klinsmanna.
Dokładnie. Nie wiem, czy jakaś inna ekipa na mundialu ma tak potężny sztab. To nie jest przypadek, że oni tak dobrze prezentują się w RPA.

Co Panu najbardziej imponuje w grze Niemców?

Sposób, w jaki przechodzą z obrony do ataku. Mało jest drużyn na świecie, które potrafią to robić w takim tempie jak zespół Löwa. Oni po przejęciu piłki nie starają się spokojnie budować akcji, tak jak robi to np. Hiszpania. Próbują dojść do sytuacji bramkowej dwoma, trzema podaniami. Do tego są perfekcyjnie ustawieni pod względem taktycznym - sposób, w jaki wyłączyli z gry w meczu z Argentyną Lionela Messiego był imponujący. Warto też pamiętać, że to jeszcze młody zespół. Klose ma swoje lata, ale na ławce siedzą u nich tacy gracze jak Marko Marin czy Toni Kroos. Strach pomyśleć, jacy mogą być mocni podczas Euro 2012.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz
[/b]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: "Dla kumpli ciągle jest Jogim" - Radosław Gilewicz wspomina początki Joachima Löwa, odchodzącego selekcjonera reprezentacji Niemiec - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski