MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dopalacze w Lublinie. Proces w sprawie "Cząstki Boga" trwa

Marcin Koziestański
Archiwum/zdjęcie ilustracyjne
Trwa proces przeciwko sprzedawcom dopalaczy. W poniedziałek zeznawał m.in. młody mężczyzna, który po zażyciu „Cząstki Boga” trafił do szpitala. - Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie orientowałem się, czy leżę, czy stoję - mówił.

W poniedziałek, podczas kolejnego dnia procesu przeciwko sprzedawcom dopalaczy ze sklepu przy ulicy Furmańskiej w Lublinie, na ławie oskarżonych zasiadła jedynie Patrycja M. - Jakub G. przebywa obecnie w Areszcie Śledczym w Piotrkowie Trybunalskim w związku z inną sprawą, która jest prowadzona przeciwko niemu. Trafił tam 28 listopada, czyli zaledwie dziewięć dni po rozpoczęciu procesu w Lublinie - poinformowała sędzia Marcelina Kasprowicz.

Pomimo braku oskarżonego na poniedziałkowej rozprawie zeznania złożyli świadkowie. - W maju 2013 r. mój kolega Konrad M. poczęstował mnie, jak mi się wydawało, marihuaną. Później okazało się, że to był jednak dopalacz - mówił Adrian S. - Narkotyk wyglądał dokładnie jak marihuana, był to taki zielony susz. Zdążyłem się tylko dwa razy zaciągnąć i zrobiło mi się niedobrze - relacjonował 19-latek.

Młodemu mężczyźnie zaczęło kręcić się w głowie. Zemdlał. - Adrian po zażyciu „Cząstki Boga” zaczął uciekać, wbiegł na środek ulicy, gdzie upadł. Ja też z nim paliłem, dlatego nie wiedziałem do końca, o co chodzi. Myślałem ciągle, że to wszystko nie dzieje się naprawdę - dodawał Konrad M.

Adrian S. po zapaleniu dopalacza trafił na oddział toksykologii. - Lekarz pytał mnie, czy coś brałem. Powiedziałem, że jedynie dwa razy zaciągnąłem się marihuaną. Doktor stwierdził, że to jednak niemożliwe, bo ona nie daje takich efektów - mówił Adrian S. - Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Czułem paraliż całego ciała. Nie orientowałem się, czy leżę, czy stoję - opisywał skutki zażycia specyfiku poszkodowany.

Skąd nastolatki miały „Cząstkę Boga”? - Dopalacz pochodził ze sklepu przy ul. Furmańskiej. Mój kolega Piotr G. tam je kupił. Nie leżały jednak na widoku. Sprzedawano je spod lady i tylko osobom pełnoletnim. Bardzo tego pilnowano - podkreślał Konrad M. - Na etykiecie było napisane, że robione są z rzadkiej rośliny z doliny Gangesu, służą jako talizman i nie nadają się do spożycia. Jednak wtedy była taka moda, że prawie wszyscy to palili - dodał Konrad M.

Kolejna rozprawa odbędzie się 15 lutego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski