Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drogi złe? Jest jednak lepiej

Jan Pleszczyński
Na 11 listopada wyjechałem. Nie, nie w ramach jakiejś jednoosobowej demonstracji - że niby nic mnie nie obchodzi i jestem ponad - ale dlatego, że musiałem. Ale nie ukrywam, trochę się nawet cieszyłem, że nie będę ślęczał całą niedzielę przed telewizorem i oglądał, czy już się tłuką, czy jeszcze nie. Ani zaglądał do internetu, żeby się dowiedzieć, czy to chuligani biją policjantów, czy na odwrót. Bo z doświadczenia wiem, że to zależy od tego, kto komentuje.

Pojechałem na drugi koniec Polski, ponad 600 km samochodem. Nie miałem gazet, radia, laptopa. Dopiero po powrocie, w środę, dowiedziałem się, że niewiele, a właściwie to nic nie straciłem i nie muszę czuć się niedoinformowany. Wszystko odbyło się tak, jak miało się odbyć - czyli była zadyma. Nie żal mi nawet tego, że nie widziałem w programie Tomasza Lisa ani u Moniki Olejnik Artura Zawiszy. Dobrze go wszak pamiętam jeszcze z wczesnych lat 90., gdy studiował na KUL; nie miałem wątpliwości, że pozostał wierny swoim młodzieńczym fascynacjom i nie opuszcza go zrozumienie dla poczciwego polskiego judeosceptycyzmu.

Poznawczo znacznie bardziej wartościowa była podróż przez Polskę. Warszawę szczęśliwie ominąłem szerokim łukiem, wielkie miasta też omijałem, ale mogłem obserwować małe miasteczka i wsie. Biało-czerwone flagi były rzadkością - a co to oznacza niech już wyjaśniają socjologowie. Choć przypuszczam, że też co socjolog, to inaczej ten fakt zinterpretuje.

Drugim spostrzeżeniem niech będzie stan polskich dróg. Nie zdradzę, w jakim czasie pokonaliśmy tych 650 km, bo czasem, przyznaję, jechaliśmy jednak nieco więcej niż 90 km/godz. Niemniej jednak w obszarze zabudowanym radar ani razu nie błysnął, zaś policjanci drogowi, których spotkaliśmy zadziwiająco dużo, także 11 listopada - co cieszy, bo okazuje się, że nie wszyscy byli w Warszawie - nie mieli do nas zastrzeżeń. W każdym razie do Lublina dojechaliśmy naprawdę szybko. Wnioskuję więc, że stan naszych dróg wcale nie jest taki, jak usiłują przedstawić wieczni malkontenci. Niemcami nie jesteśmy i pewnie nigdy nie będziemy, ale jak ktoś potrafi prowadzić, to dojedzie do celu z bardzo przyzwoitą średnią prędkością.

Wspominam o tym, bo właśnie toczą się ciężkie boje o budżet Unii Europejskiej. Euro, judeo i inni sceptycy mogliby sobie przy tej okazji przypomnieć, jak się jeździło po polskich drogach jeszcze kilka lat temu. Gdyby nie środki unijne na marsz do Warszawy jechaliby pewnie ze trzy dni, a nie kilka godzin.

Choć akurat w takim przypadku, przyznaję, to bym specjalnie nie rozpaczał.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski