W następny weekend na Scenie Letniej klubu "Akwarela" na Starym Mieście odbędzie się dwudniowy przegląd "Muzyczna Nadzieja Lublina". Kto na nim wystąpi?
Będą to: Blues From Hell, Rokee Jazz, Di Kuzine. Oprócz tego, jako gwiazda, zagra Marek Raduli i Krzysztof Ścierański. Ogólnie przegląd ma formę otwartą. Chcemy, żeby młodzi grali dla młodych.
Organizatorem przeglądu jest Pan do spółki z fundacją Jam Session. Czym dokładnie zajmuje się Jam Session i kto ją tworzy?
Jestem jej współpracownikiem, a w skład wchodzą lokalni biznesmeni, którzy chcą zrobić coś dla naszej sceny muzycznej, wykładając własne pieniądze. Nie chcą podawać nazwisk. W każdym razie starają się, żeby młodzi artyści mogli się dokształcać np. na warsztatach z zawodowcami. Odbyły się już zajęcia m.in. z Deanem Brownem (amerykański gitarzysta - przyp. red.) i Erikiem Marienthalem (saksofonista z USA - przyp. red.). Warsztaty indywidualne poprowadzi też Rafał Sarnecki, gitarzysta, który zagra dzisiaj w moim klubie "Czarny Tulipan". Oprócz tego Jam Session wynajął przestrzeń na profesjonalne studio i zakupił jego wyposażenie. Chcę też, żeby młodzi uczyli się podczas jam sessions - mam nadzieję organizować "dżemy" co środę w swoim klubie "Czarny Tulipan".
Promowanie młodych lubelskich zespołów jazzowych to piękna idea, ale mówi się o jazzie, że jest muzyką dla nielicznych, że nie przebije się do szerszego odbiorcy. Rzeczywiście jazz to "nisza nisz", jak się mówi o nim?
Jest, ale ma stałe i wierne grono wielbicieli. Każdy, kto ma kontakt z kulturą, w końcu zaciekawi się jazzem. Zresztą, do niego trzeba przywyknąć. Widzę to po kelnerach w mojej restauracji - kiedy zaczynają u mnie pracę i w głośnikach słychać jazz, to nawet taki standard, jak "Kind of Blue" Milesa Davisa powoduje u nich rozdrażnienie i "rozdwajanie paznokci", jak to mówią. Ale z czasem przekonują się do tej muzyki i zaczynają jej słuchać dla przyjemności. Każdy musi przejść etap słuchania słabej muzyki, dopiero z czasem zmieniają się gusta.
Z jazzem, jak z oliwkami - zaczynają smakować dopiero po latach.
Dokładnie, ja też kiedyś nie znosiłem oliwek, a teraz...
Jest szansa na to, że w Lublinie będzie twórczy ferment dla jazzu?
Skoro Lublin ma tak dużą populację, to muszą się w niej znaleźć ciekawi muzycy jazzowi. Ale do tego trzeba stymulacji, trzeba wspólnego grania na jam sessions, trzeba warsztatów, słowem: trzeba dać muzykom szansę. Ja już widzę efekty - np. zespół Dwootho, któremu staramy się pomagać i który bardzo się rozwinął, zespół Rokee Jazz podobnie. Wielką zaletą jest także kierunek jazz i muzyka estradowa na UMCS - dzięki temu w Lublinie pojawia się mnóstwo muzyków, którzy chcą grać jazz.
Wielu muzyków zgrzyta zębami, że uniwersytety tłamszą osobowość, że kształci się setki absolwentów, którzy grają świetnie be-bop, ale nie są w ogóle oryginalni.
Akademickość to pewien problem. Dlatego trzeba edukacji poza uczelnią, muzycy powinni szlifować umiejętności na scenie z innymi muzykami. My chcemy im w tym pomóc. To szczere intencje, bo do koncertów jazzowych najczęściej trzeba dołożyć.
"Nadzieje Lublina", 20-21 czerwca, przy "Akwareli", Rynek 6, wstęp wolny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?