W tekście zapowiadającym tegoroczną odsłonę "Sąsiadów" napisałem, że czekam na "Matkę", bowiem od dłuższego czasu mam ochotę na spotkanie z dramaturgią Witkacego, a okazji do takiego spotkania brak. Nie napisałem jednak - aby nikogo z góry nie zniechęcać - że czekam na ów spektakl z obawami. A to dlatego, iż z Teatrem Malabar Hotel, który zrealizował tę sztukę, doświadczenia mam jak najgorsze. To właśnie ten zespół przed dwoma laty, również w programie "Sąsiadów", w spektaklu "Skrawki" zmasakrował "Otella" w sposób wręcz makabryczny, rozdzierając tragedię Szekspira już nawet na skrawki, lecz zgoła na strzępki. Było to - nie kryję - jedno z najgorszych przedstawień, jakie miałem nieszczęście oglądać. Pokazana w tym roku "Matka" niestety nie poprawiła mojej opinii o białostocko-warszawskim zespole. Zobaczyłem spektakl chaotyczny, by nie powiedzieć wprost: bałaganiarski, irytujący manierycznym do bólu aktorstwem (wyjątkiem jest Magdalena Czajkowska, która jako jedyna kontroluje używane przez siebie środki) i nadużywający gadżetów stosowanych wyraźnie "pod publiczkę". A co jeszcze gorsze - nadzwyczaj mętny myślowo. Mam wrażenie, że dla twórców z Teatru Malabar Hotel podstawowym narzędziem jest dekonstrukcja tekstu, ale z tworzeniem nowych jakości zupełnie sobie nie radzą. I dwa lata temu, i teraz miałem odczucie, jakbym oglądał spektakle, nad którymi praca została przerwana w połowie. I żeby wszystko było jasne - nie odmawiam artystom prawa do takiego podejścia (nie wykluczam, że sam Witkacy mógłby się na nie zgodzić), ale sobie zastrzegam prawo do nieakceptowania takiego teatru; nawet jeśli sprowadzi to na mnie odium konserwatysty lub zgoła "wstecznika". Mam nadzieję, że organizatorzy "Sąsiadów", dadzą mi przynajmniej na jakiś czas odpocząć od takich spektakli.
Ale - powtórzę - generalnie było dobrze. Chyba nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. Zobaczyliśmy przedstawienia - poza "Matką" - co najmniej interesujące. A spektakle "Kometa, czyli ten okrutny XX wiek według Jaromira Nohavicy" (rewelacja!) Teatru Korez oraz "Monsters. Pieśni morderczyń" warszawskiej Rampy zaliczam do najlepszych prezentacji w całej historii festiwalu. Witold Mazurkiewicz, szef artystyczny "Sąsiadów" dokonał rzeczy arcytrudnej: mimo ogromnych trudności (wycofanie się głównego sponsora, zmiana tradycyjnego, "utrwalonego" terminu, etc.) udało mu się ułożyć program nie ustępujący tym z lat "tłustych". Oby w przyszłym roku było mu łatwiej.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?