Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal "Sąsiedzi": Podwójna lekcja historii (RECENZJA, PROGRAM)

Andrzej Z. Kowalczyk
Festiwal "Sąsiedzi": Spektakl "Żyd"
Festiwal "Sąsiedzi": Spektakl "Żyd" materiały organizatora
Podobnie jak pierwszego dnia Festiwalu "Sąsiedzi", także wczorajsze spektakle miały pewien wspólny mianownik. Obydwa były swego rodzaju scenicznymi lekcjami polskiej historii.

Hasło tegorocznego festiwalu "Sąsiedzi" brzmi: "Słodko - Gorzki" i trzeba przyznać, że jego program wypełnia tę formułę. Gdybym jednak miał wskazać jeden spektakl idealnie do niej pasujący, to byłaby to "Rewolucja balonowa". Napisany przez Julię Holewińską specjalnie dla Katarzyny Marii Zielińskiej (absolutnie tu rewelacyjnej) monodram jest właśnie słodko - gorzką podróżą do przełomu lat 80. i 90. XX wieku, kiedy rozsypywała się zmurszała PRL i do Polski wkroczył kapitalizm. Ów niezwykły (nie ma w tym określeniu przesady) czas oglądamy z perspektywy oryginalnej i rzadko spotykanej. Nie oczyma polityków, historyków, socjologów czy publicystów, lecz małej dziewczynki, a zarazem młodej kobiety, która owych przemian doświadczyła namacalnie. A jej jednostkowy los jest pewną syntezą losów pierwszego pokolenia, które dorastało w III Rzeczypospolitej.

Jaki obraz czasu przełomu wyłania się z tego spektaklu? Przede wszystkim przypominamy sobie, że był to czas wielkich nadziei, że teraz będzie lepiej, dostatniej, barwniej. W sklepach pojawiły się towary, o jakich wcześniej przeciętny Polak mógł tylko pomarzyć. W telewizji mieliśmy "Dynastię", Kaszpirowskiego i ściągnięte z Zachodu "formaty" teleturniejów w rodzaju "Koła Fortuny" ściągającego przed ekrany miliony widzów. Pojawiły się restauracje McDonald’s, Amway, hipermarkety i pierwsze telefony komórkowe wielkości cegły. Polacy przesiedli się z "maluchów", fiatów 125p i polonezów do sprowadzanych z Niemiec leciwych audi i volkswagenów. A w gmachu dawnego Komitetu Centralnego PZPR partyjnych aparatczyków zastąpili maklerzy w czerwonych szelkach. Nareszcie staliśmy się Zachodem! Wiktoria, bohaterka-narratorka spektaklu, opowiada o tym z czasowego dystansu, przypominając wszakże, jak na wszystkie owe nowości patrzyła będąc dzieckiem. Dziecko jednak dorosło i teraz jest samotną matką, mającą kłopoty ze spłacaniem rat za lodówkę i zapłaceniem za przedszkole. Można rzec, że kolorowa rzeczywistość, która tak nas uwiodła u progu transformacji, mocno wyblakła czy wręcz zszarzała. A dla wielu - niestety - szarzeje wciąż coraz bardziej. I robi się gorzko.

Drugi z sobotnich spektakli w ramach festiwalu "Sąsiedzi"- "Żyd" Artura Pałygi, zrealizowany przez Witolda Mazurkiewicza w warszawskim Teatrze Rampa - sięga jeszcze głębiej w naszą historię. I podejmuje do dziś drażliwy temat relacji polsko-żydowskich. Przedstawienie rozpoczyna się niemal jak komedia. Oto dla upadającej szkoły w niewielkim miasteczku pojawia się nadzieja na ratunek. Znalazł się darczyńca skłonny wesprzeć placówkę pokaźną kwotą, pod warunkiem jednak nadania jej imienia jego ojca, pisarza. Z pozoru - sprawa prosta, problem jednak w tym, że ów pisarz był - o zgrozo! - Żydem. Dyrektor szkoły powołuje więc złożony z nauczycieli i księdza katechety komitet, który ma zdecydować, jak całą rzecz przeprowadzić. I rozpoczyna się swobodna dyskusja, w trakcie której wyłania się zrazu obraz nieznajomości Żydów, potem stereotypów na ich temat, wreszcie jawnych uprzedzeń. A wtedy przestaje być śmiesznie. I dla bohaterów na scenie, i dla nas, widzów. Ujawniają się różne poglądy, łącznie z tymi najbardziej obrzydliwymi, kołtuńsko-antysemickimi, wyrażanymi przez wuefistę (Konrad Marszałek), który prawdopodobnie nigdy nie widział Żyda na własne oczy. Choć - paradoksalnie - akurat jego można uznać za ofiarę zalewającej go zewsząd ksenofobicznej propagandy. Bowiem poza nim każdy skrywa w szafie jakiś szkielet. Polonistka (Brygida Turowska), która milczała, gdy trzeba było krzyczeć; dyrektor (Grzegorz Mrówczyński), który otrzymał stanowisko na fali czystek z roku 1968; ksiądz (Piotr Furman) oskarżany o lata piętnowania Żydów przez Kościół katolicki; nawet młodziutka anglistka (Kamila Boruta-Hycnar), której dziadek i ojciec dorobili się na handlu pożydowskimi domami. Padają oskarżenia najcięższe, przypominane są zbrodnie tak straszne, że wręcz trudne do pojęcia, wywołujące w widzach niemal fizyczny ból. A dodatkowo przygnębia fakt, że wcale nie mamy pewności oczyszczenia. Bowiem choć w końcu decyzja o nadaniu imienia szkole zapada, niewiele wskazuje na to, by w bohaterach zaszła radykalna zmiana postaw. Nie będę ukrywał, że wychodziłem z tego spektaklu przytłoczony, ale z przekonaniem, że trzeba go było zobaczyć. Dobrze, że znalazł się w programie festiwalu, bo może przynajmniej niektórym da do myślenia.

PROGRAM FESTIWALU SĄSIEDZI 2013 NA NIEDZIELĘ

NIEDZIELA - 16 czerwca

Godz. 18.00 - "Chatka Żaka": Teatr Łaźnia Nowa (Kraków) - "Niewierni" (90 min.)
Godz. 22.00 - parking przy ul. Popiełuszki 5: Teatr Novogo Fronta (Czechy) - "Causa Fatalis" (60 min.).

Możesz wiedzieć więcej! Za to warto zapłacić: Raporty, analizy, gorące tematy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski