Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Sąsiedzi: Teatr Rampa i "Monsters. Pieśni morderczyń" (RECENZJA)

Andrzej Z. Kowalczyk
Teatr Rampa i "Monsters. Pieśni morderczyń"
Teatr Rampa i "Monsters. Pieśni morderczyń" Materiały organizatora
Po porannej "rozgrzewce", którą było przeznaczone dla najmłodszych widzów przedstawienie "Mama Mu" warszawskiego Teatru Plac Zabaw, wczoraj wieczorem rozpoczął się na dobre VII Festiwal Teatrów Europy Środkowej "Sąsiedzi".

Jeszcze wcześniej jednak, zanim festiwal w ogóle się rozpoczął, już dały się słyszeć głosy, że tegoroczna odsłona "Sąsiadów" będzie jakimś erzatzem, bo zabraknie teatrów zagranicznych, a spektakli będzie mniej niż zwykle. Istotnie - w tym roku będziemy oglądać zespoły polskie, ale to wcale nie znaczy, że z tego powodu musi być mniej ciekawie. Pierwszy spektakl głównego nurtu prezentacji - "Monsters. Pieśni morderczyń" warszawskiego Teatru Rampa - był tak mocnym otwarciem, o jakim organizatorzy wielu innych festiwali mogą tylko pomarzyć.

Zapewne wiele osób spośród Państwa pamięta scenę "Więziennego tanga" z musicalu "Chicago" (choćby z filmu lub z lubelskiego Teatru Muzycznego), w której zabójczynie opowiadają swoje historie. Rzecz bardzo podobną, ale rozwiniętą do formy "pełnowymiarowego" spektaklu, zrealizował w Rampie Robert Talarczyk. Z tą wszakże różnicą, iż w "Chicago" mieliśmy do czynienia z postaciami fikcyjnymi, zaś bohaterkami "Monsters" są autentyczne seryjne morderczynie, z których niejedna gościła w swoim czasie na pierwszych stronach prasy, i to nie tylko brukowej. Przywołuje ów spektakl kobiety wzbudzające autentyczną grozę i przerażenie.

Miedzy innymi Genene Jones, pielęgniarkę, która zamordowała co najmniej jedenaście (a być może nawet ponad 50) niemowląt; Susan Atkins z "rodziny Mansona", morderczynię Sharon Tate; Aileen Wournos, o której życiu zrealizowano głośny film "Monster" czy Brendę Ann Spencer - nastoletnią zabójczynię, o której zespół Boomtown Rats śpiewał w piosence "I Don’t Like Monday". Są wśród nich kobiety różne: doświadczone i naiwne, cierpiące po doznanych krzywdach i demoniczne wampy, planujące na zimno swoje zbrodnie i wściekłe psychopatki. Każda z nich jest inna, każda opowiada odmienną historię. A wszystkie są zachętą do zastanowienia się nad tym, dlaczego kobiety - istoty wszak wrażliwe - mogą się stać przerażającymi potworami, których zbrodnie niejednokrotnie przebijają "dokonania" męskich seryjnych morderców?

Owa wspomniana różnorodność postaci jest nadzwyczaj trudnym wyzwaniem dla występujących w spektaklu aktorek: Małgorzaty Dudy-Kozery, Ewy Lorskiej, Dominiki Łakomskiej i Doroty Osińskiej. Każda z nich wciela się w kilka postaci, nierzadko absolutnie odmiennych, mając zaledwie kilkadziesiąt sekund na dokonanie przemiany. I cała czwórka radzi sobie z tym bez zarzutu; w ich grze nie ma nawet śladu fałszu. Są momenty, które wywołują dreszcz grozy niczym najlepszy thriller. Wszystkie też znakomicie wykonują piosenki autorstwa m.in. Renaty Przemyk, Nicka Cave’a, Toma Waitsa i Boba Geldofa. Do tego stopnia, ze niektóre utwory rozbrzmiewają w głowie jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia, a obejrzane sceny pozostają pod powiekami. Krótko mówiąc - "Monsters" to spektakl o takiej sile i jakości, jakie nie co dzień spotyka się w teatrze.

Mieszane uczucia towarzyszyły mi natomiast podczas wieczornego, plenerowego spektaklu "Dywidenda" poznańskiego Teatru Fuzja. Doceniam szlachetne intencje twórców: chęć odniesienia się do światowego kryzysu gospodarczego, wywołanego wirtualną ekonomią, przypominającą grę, i to raczej losową niż strategiczną. Ale nie przekonuje mnie wyraźne demonizowanie sterujących ową grą "macherów". W istocie bowiem - cytując Wokulskiego - "tyle w nich demona, co trucizny w zapałce". Cwaniactwo, chciwość, żerowanie na ludzkiej naiwności - tak, ale demoniczność? Nie przesadzajmy. Ów quasi faustowski motyw jest zresztą jedynym oryginalnym elementem spektaklu. Cała resztę możemy co dnia oglądać w telewizyjnych wiadomościach, tyle tylko, że bez artystycznego przetworzenia. "Dywidenda" to tylko opis, a nie analiza i diagnoza. Ogląda się to nawet nieźle, bowiem wykonawcy odznaczają się dużą warsztatową sprawnością. Ale wynika z tego niewiele. Widowisko poznańskiego teatru przypomina pikiety przed budynkami światowych giełd - można podzielać prezentowane tam poglądy, ale na skuteczność takich form protestu trudno raczej liczyć. Być może jednak warto o tym choć mówić.

PIĄTEK - 25 maja
Godz. 17.00 - namiot: Teatr A Part - "Cyrk Bellmer" (75 min.), (od lat 18)
Godz. 22.00 - namiot: Teatr Korez - "Kometa, czyli ten okrutny XX wiek według Jaromira Nohavicy" (65 min.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski