Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filmowy Lublin. "Volta" i "Morowe panny" będą kręcone w naszym mieście

Sławomir Skomra
„Volta” to współczesna intryga z licznymi historycznymi odniesieniami. „Morowe panny” będą opowieścią o wojennych losach trzech kobiet. Te obrazy dołączą do grona filmów kręconych w Lublinie.

- Sceny we wnętrzach możemy nakręcić niemal wszędzie. Na dobrą sprawę wystarczy wybudować scenografię. Ale warszawskiej ulicy z 1944 roku nie wybudujemy. Dlatego kręcimy w Lublinie - mówi Martyna Weryńska z Akson Studio, które w środę rozpocznie zdjęcia do nowego serialu.

Filmy kręcone w Lublinie. Od "150 na godzinę", przez "Lektor...

Filmowe korzenie
Tradycje filmowe Lublin ma poważne. Przecież to stąd pochodził Andrzej Strug, pisarz i jeden z pierwszych w Polsce scenarzystów filmowych. Strug był autorem scenariusza do jeszcze niemych „Przedwiośnia” i „Pana Tadeusza” z 1928 roku.

Później Lublin na taśmie filmowej zaistniał już jako bohater. Na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku było tu kręcone „150 minut na godzinę” Wandy Jakubowskiej. Jeśli ktoś będzie miał okazję zobaczyć ten obraz, może dostrzec plenery LSM-u, ulice Zieloną czy Karłowicza.

Z biegiem lat filmowcy często zaglądali do Lublina. Stare Miasto było uliczkami XVII-wiecznej Warszawy w serialu „Czarne chmury” (1973 r. ). W Kaplicy Świętej Trójcy kręcono sceny do „Ogniem i mieczem” (1999 r.). Lublin był też paryskimi uliczkami w „Chopin. Pragnienie miłości” (2002 r.), a Muzeum na Majdanku „zagrało” w amerykańskim, oscarowym „Lektorze” (2008 r.).

Produkcje zrealizowane w Lublinie można by wyliczać długo. Powiedzmy też szczerze, że nie wszystkie były udane. Do filmowych wtop należy zaliczyć dwa seriale. 13-odcinkowy „Determinator” (2007 r.) z Robertem Gonerą w roli głównej nie zyskał popularności, a Lublin był w nim anonimowym, prowincjonalnym, skorumpowanym i najzwyczajniej w świecie brzydkim miastem.

„Wszystko przed nami” (2012 r.), to z kolei serial obyczajowy o grupie osób, które powracają do Lublina z Mediolanu. Dobił do 99 odcinków. Setny już nie powstał. Sukcesu serialu nie zapewnił ani znany reżyser, Piotr Wereśniak, ani popularna scenarzystka Ilona Łepkowska.

Na szczęście tych udanych filmów było znacznie więcej. To np. bardzo dobrze przyjęty przez widzów i krytykę „Carte Blanche”. Film z 2015 r., w którym Lublin był nie tylko tłem akcji. Podstawą do napisania scenariusza była historia mieszkającego tu Macieja Białka, nauczyciela, który stopniowo zaczął tracić wzrok.

Duże nadzieje są pokładane w „Wołyniu” (premiera 7 października) Wojciecha Smarzowskiego. Reżyser i jego ekipa filmowa byli częstymi gośćmi w Lublinie i w regionie. Zdjęcia kręcono m.in. w Muzeum Wsi Lubelskiej i w Kazimierzu Dolnym. Generalnie, aż 70 procent zdjęć „Wołynia” kręcono u nas. Dlatego też, gdy Smarzowski potrzebował pieniędzy na postprodukcję, 150 tys. zł w ramach działań promocyjnych dołożył lubelski Urząd Marszałkowski. „Wołyń” zamyka listę lubelskich filmów tylko chwilowo, bo lada moment ten spis się wydłuży.
Nadchodzi „Volta”
Jeszcze w sierpniu w Lublinie rozpoczną się zdjęcia do „Volty”, nowego filmu uznanego, a zarazem popularnego reżysera Juliusza Machulskiego. - I Lublin będzie jednym z bohaterów opowieści. W akcję będą wpisane tak charakterystyczne dla Lublina obiekty, jak Kaplica Świętej Trójcy czy obraz Unii Lubelskiej - wyliczał niedawno Machulski, zapowiadając film.

Główne role zagrają: Andrzej Zieliński, Olga Bołądź, Aleksandra Domańska. - W krótkich epizodach rozgrywających się w minionych wiekach, m.in. XIV, XVI, XIX, zagrają Tomasz Kot, Robert Więckiewicz i Marcin Dorociński - dodawał Machulski.

„Volta”, jak mówi reżyser, ma być po trochu żeńską wersją jego innego obrazu „Vinci”. Przypomnijmy, że w filmie sprzed 8 lat dwóch złodziei (z czego jeden jest policjantem) kradnie „Damę z Gronostajem” z krakowskiego Muzeum Książąt Czartoryskich. Co ważne, oprócz samych aktorów dużą rolę w „Vinci” zagrał sam Kraków. Tak samo ma być teraz z Lublinem w „Volcie”. Intryga ma się skupić wokół „pewnego historycznego przedmiotu”, a w retrospekcjach będzie można np. zobaczyć ślub Kazimierza Wielkiego czy ucieczkę Henryka Walezego z Polski. Reszta jeszcze owiana jest tajemnicą.

W sumie filmowcy spędzą na planie 31 dni, z czego większość w Lublinie. Koszt produkcji „Volty” to ok. 5,3 mln zł, z czego 900 tys. zł dołoży lubelski ratusz. Premiera filmu planowana jest na przyszły rok.

Morowe bohaterki
Ekipa „Volty” ma zacząć kręcić w Lublinie 17 sierpnia. Wcześniej, bo już 3 sierpnia, czyli w najbliższą środę, przyjedzie inna ekipa filmowa. Chodzi o nowy serial, który wyemituje TVP, „Morowe panny”. Po niezaprzeczalnym sukcesie wojennego serialu „Czas honoru” telewizja idzie za ciosem i zdecydowała się na zamówienie serii o wojennych losach kobiet. To właśnie „Morowe panny”, w których będą przedstawione losy kobiet podczas niemieckiej okupacji. W rolach głównych zagrają: Aleksandra Pisula (grała w „Planecie singli”), Vanessa Aleksander (krótkometrażowy „Smok”) i Marta Mazurek („Córki dancingu”). W obsadzie jest również Danuta Stenka.

Scenariusz „Morowych panien” przygotował Marek Kreutz, który ma na koncie udane seriale „Pitbull” i „Londyńczycy”. Za kamerą stanie człowiek, który reżyserował też kilka dobrze przyjętych seriali. Chodzi o Michała Rogalskiego z choćby „Przepisem na życie” w dossier. - Spędzimy w Lublinie siedem dni. Pierwszego będziemy kręcić na ul. Rybnej i Ku Farze. Następnie przeniesiemy się na ul. Podwale i mamy zaplanowane zdjęcia w skansenie - mówi Martyna Weryńska z Akson Studio, które produkuje „Morowe panny” dla TVP.

Generalnie w serialu mają grać lubelskie ulice, ale w tak zwanej kalendarzówce są też przewidziane pojedyncze zdjęcia we wnętrzach. Tak będzie w skansenie i zostanie też pokazane wnętrze mieszkania jednej z bohaterek. - Serial będzie miał - klasycznie - trzynaście odcinków, po ok. 45 minut każdy - mówi o pierwszym sezonie Weryńska. - Zapewniam, że w niemal każdym odcinku lublinianie zobaczą sceny kręcone w ich mieście - dodaje.

Lublin będzie grał Warszawę w 1941 roku. Wybór plenerów nie jest przypadkowy: - Warszawa nie była wówczas jeszcze tak zniszczona, jak pod koniec wojny. Dlatego ulice Lublina idealnie nadają się na plan zdjęciowy. Gdy będziemy kręcić sceny z późniejszego okresu, przeniesiemy się do Warszawy czy Łodzi - mówi Weryńska.

„Morowe panny” powstają bez wsparcia Lubelskiego Funduszu Filmowego.
Pieniądze i wizerunek
Dlaczego w ogóle miasta starają się przyciągnąć filmowców? Wpływają na to dwie sprawy, a każda z nich łączy się z pieniędzmi. Po pierwsze, w każdą produkcję filmową - niezależnie od tego, czy fabularną, czy dokumentalną - zaangażowany jest sztab ludzi. Muszą oni gdzieś nocować, gdzieś zjeść. To zarobek dla lokalnych przedsiębiorców.

Filmy - zwłaszcza fabularne - potrzebują też statystów. Nie ściąga się ich z Warszawy, ale wynajmuje na miejscu. Dodatkowo filmowcy potrzebują pomocy przy bardziej oryginalnych zadaniach. Tak na przykład było w przypadku „Pań Dulskich” (reż. Filip Bajon), kiedy trzeba było wynająć zabytkowy samochód. Wybór padł na P70 z 1958 roku, którego właścicielem jest lubelski lekarz dr Roman Gawęda. Później mówił, że na użyczeniu auta zarobił „dobrą dniówkę”.

Sprawa druga to promocja miasta. Dobrze, interesująco pokazane może przyciągnąć turystów. Najlepszym tego przykładem jest Sandomierz, gdzie kręcony jest popularny serial „Ojciec Mateusz”. Każdy, kto był ostatnio w Sandomierzu, dobrze wie, że organizowane są wycieczki śladami ojca Mateusza, a ta postać firmuje lokalne przysmaki.

Jan Matysik, właściciel agencji reklamowej Cumulus, mówi jasno, że na filmach miasta mogą zyskać. Zwłaszcza w momencie, gdy te produkcje są promowane w gazetach, magazynach kolorowych i programach śniadaniowych. - Jeśli jest o nich dużo informacji, to te filmy, a zarazem miasta, stają się popularne - wyjaśnia ekspert i dodaje, że dzięki filmowi miasto może zmienić swój wizerunek.

- Warszawa zawsze kojarzyła mi się z brudną, betonową stolicą. Zmieniłem zdanie, gdy obejrzałem serial „Magda M.”. Tam pokazano zupełnie inną Warszawę - z malowniczymi zaułkami, romantyczną atmosferą. Myślę, że jeśli ktoś nie miał dobrego zdania o Lublinie, po obejrzeniu „Carte Blanche”, z Andrzejem Chyrą w roli tracącego wzrok nauczyciela, i scen kręconych np. w Zaułku Panasa zmienił zdanie - mówi Matysik.

Są też filmy, których wręcz nie sposób sobie wyobrazić w innym mieście. - Np. „Vicky, Christina, Barcelona”, a to też zachęca do odwiedzenia miejsca, gdzie film był kręcony - zaznacza Matysik i dodaje: - Trzeba też zauważyć, że jest całkiem spora grupa filmowych turystów. To osoby, które na żywo chcą zobaczyć miejsca, które widzieli na ekranie i które zrobiły na nich dobre wrażenie.

Jesteśmy też w serwisie INSTAGRAM. Obserwuj nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski