Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Smuda: Nie mogę dalej pracować w takich warunkach

Karol Kurzępa
Fot. Łukasz Kaczanowski
- Nie może być tak, że podpisuję nowy kontrakt i mam wdrażać system naprawczy, a klub nie wypłacił mi jeszcze czterech czy pięciu pensji z poprzedniej umowy. To byłoby nienormalne - mówi Franciszek Smuda, który do 30 czerwca pracował jako trener Górnika Łęczna.

W poniedziałek o godzinie 10 miał Pan zasiąść do rozmów z działaczami klubu na temat nowego kontraktu. Jak przebiegły rozmowy?
Nie było żadnych rozmów. W klubie są inne rozmowy, widocznie ważniejsze. Najprawdopodobniej moja nie jest taka ważna. Byłem w klubie dziś przez kilka godzin, ale potem poszedłem do domu.

Chce Pan jakoś skomentować zachowanie klubu wobec Pana?
To jest trudna sprawa, kiedy nie ma się podpisanych kontraktów z zawodnikami. Nie wiem od czego trzeba zaczynać, ale wiem, że nie mogę dalej pracować w takich warunkach.

Czy domyśla się Pan, czemu Pana tak potraktowano?
Nie wiem. Chyba za to, że ten zespół się tak wypromował (śmiech).

30 czerwca skończył się Panu kontrakt z Górnikiem. Jakie są pańskie dalsze plany?
Nie może być tak, że podpisuję nowy kontrakt i mam wdrażać system naprawczy, a klub nie wypłacił mi jeszcze czterech czy pięciu pensji z poprzedniej umowy. To byłoby nienormalne. I wyszło na to, że pracowałem w Górniku za darmo. Do tej pory dostałem jedną wypłatę. Nie zapłacono mi za poprzednią umowę, a teraz miałbym podpisać nową? Także raczej mnie w Łęcznej już nie będzie.

Podobno klub zaproponował Panu o połowę mniejsze wynagrodzenie...
Nie chce się do tego odnosić. Nie zawsze wszystko się kręci wokół pieniędzy. Choć wiadomo, że jako trener nie mogę dawać się poniżać. To samo dotyczy piłkarzy.

Ilu jest teraz zawodników w kadrze drużyny i na jakiej zasadzie odbywają się treningi?
30 czerwca był ostatni normalny trening. Potem nikt nie podpisał nowych kontraktów i trzeba było odwołać sparing ze Stalą Stalowa Wola, bo nie było kim w nim zagrać. Na poniedziałek były zaplanowane dwa treningi. Nie prowadziłem ich, tylko powiedziałem chłopakom jakie ćwiczenia mogą wykonać dla siebie i to wszystko. Mogę pracować z grupą 22-24 zawodników, a nie z sześcioma i firmować to własnym nazwiskiem. Zresztą już w grudniu kiedy obejmowałem Górnika część osób twierdziła, że robię błąd. Tymczasem drużyna zaczęła grać zdecydowanie lepiej.

Co z zawodnikami testowanymi w dotychczasowych sparingach?
Nie wiem co się z nimi dzieje. Przestałem się w chwili obecnej tym interesować. Nie chcę też nikogo „wsadzić na minę”. Piłkarze też chcą wiedzieć na czym stoją.

Czy Pana zdaniem dojdzie do zaplanowanego na najbliższą środę sparingu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza?
Prawdopodobnie ten mecz też się nie odbędzie. Chociaż, nie wiadomo co tam „na górze“ wykombinują.

Pracował Pan wcześniej w jakimkolwiek klubie, gdzie latem zapanował taki bałagan organizacyjny i aż tylu zawodników odeszło?
Nie. Takiego czegoś jeszcze w żadnym klubie nigdy w życiu nie doświadczyłem. To jest wręcz niesamowite. Powiem jednak o pozytywach. Ci zawodnicy sprawili mi wielką radość w pracy, w prowadzeniu treningów. Łyknęli bakcyla do gry ofensywnej i to wszystko się ładnie układało. Trener przychodząc do drużyny musi jak najszybciej rozpoznać umiejętności poszczególnych piłkarzy. Wtedy można poukładać odpowiednio zespół. Zrobiłem kilka roszad z Sasiem, Pitrym i to wypaliło. Wiedziałem, że ci zawodnicy będą w kręgu zainteresowań innych zespołów. Menedżerowie dzwonili i pytali o poszczególnych graczy. Natomiast eksperci telewizyjni często nasze mecze określali mianem spotkań kolejki. To wszystko wpłynęło na wypromowanie się tych piłkarzy. Jesienią byli w piłkarskiej trumnie i brakowało tylko gwoździa, żeby ją zamknąć. A teraz ci sami zawodnicy są gwiazdami i są rozchwytywani.

Większość z nich faktycznie znalazła zatrudnienie.
A telefon nadal dzwoni. Kluby pytają o Grzegorza Bonina, Pawła Sasina. Cóż, teraz Górnik musi się postarać o nowego trenera i zawodników do gry. Wcześniej były telefony w sprawie przyjścia do Łęcznej. Każdy się chciał wypromować. Podobnie, gdy byłem w Wiśle Kraków, to zawodnicy sami dzwonili do mnie i mówili, że zależy im na pokazaniu swoich umiejętności.

Do startu ligi pozostał niecały miesiąc, a Pan nie ma z kim trenować i kogo wystawić na sparing...
Niech sam mi pan powie, czy radziłby mi w takich okolicznościach tu zostać?

Kierując się sercem i sentymentem, to chyba by Pan został, ale rozum mówi co innego.
Można spytać chłopaków z zespołu. Oni od razu chcieli wiedzieć, czy zostaję na stanowisku. Na początku mówiłem im, że jak oni zostają, to ja też. Ale potem im powiedziałem, że nie może być tak, że zostanę tu sam.

Przecież słynnej Adamiakowej z reklamy Pan na boisku nie wystawi…
Dokładnie. Zdzisław Kapka też dużo tu pomagał. Mieliśmy prawie wszystkich nowych zawodników poukładanych na pierwszą ligę. Ale teraz, jak już wiemy, że tu nie zostajemy, to nie będziemy nikomu zawracać głowy.

Może pojawić się jakiś nagły zwrot w rozmowach z klubem?
Nie, raczej tego nie widzę. Tutaj jest teraz wersja oszczędnościowa, a to jest taki mały klubik. Siedem milionów długu… To niesamowite. Aż się nie chce wierzyć, że w takim małym klubie doszło do czegoś takiego. To może mieć miejsce w Legii, Wiśle, ale tu? A przecież zawodnicy nie zarabiają tutaj jak w najlepszych polskich klubach.

Jeszcze dzisiaj wraca Pan do domu, do Krakowa?
Nie, zostaje do czwartku. Muszę się rozliczyć z mieszkaniem, a dopiero w środę w nocy właściciel przyjeżdża z wakacji. Poza tym, mi tu jest przyjemnie. Jest fajne powietrze. Dawno w tak krótkim czasie się nie przywiązałem do miejsca i środowiska. Nie miałem wiele czasu na zwiedzanie regionu, ale często jeździłem do Lublina, który bardzo mi się podoba. Jest naprawdę fajne i tętniące życiem. Przez ten krótki okres poznałem wielu przyjaciół. Na Lubelszczyźnie mieszkają bardzo fajni ludzie. Szkoda mi tutejszego środowiska. Widać jaki w regionie jest głód na dobrą piłkę. Widać to było po frekwencji na trybunach na koniec sezonu. Przecież, gdy graliśmy pierwszy mecz w Lublinie z Piastem Gliwice to kibiców była garstka, a później ludzi przybywało. I były to głównie osoby z Lublina. Wielka szkoda.

Arkadiusz Onyszko, który właśnie odszedł z klubu, przyznał w jednym z wywiadów, że chyba się Pan zakochał w Górniku. To nie za mocne słowa?
Przez pięć miesięcy nie miałem żadnego konfliktu, dobrą atmosferę, a zawodnicy byli chętni do pracy, obojętnie czy „przyłożyłem” im w treningu czy nie. Nikt nie marudził, a nie zawsze spotyka się taką grupę. Zazwyczaj znajdzie się jakiś maruda lub czarna owieczka. A tej drużyny nie mogę się nachwalić. Ktoś mi niedawno powiedział „a po co ty z nich zrobiłeś taki zespół? Teraz zostałeś sam”.

Jakby piłkarze „kopali się w czoło”, to nikt by ich nie zechciał.
Nie, wtedy by nawet kulawy pies po nich nie przyleciał. Ale ja już wiedziałem, że tak będzie po którymś z kwietniowych spotkań, gdy zaczęły się telefony i pomyślałem sobie „ooo, źle się dzieje”. Później jeszcze w telewizji zaczęli ich coraz bardziej chwalić, co zrobiło im jeszcze lepszą promocję.

Oni też na boisku często pokazywali się z dobrej strony.
Tak. Przecież Śpiączka w rundzie jesiennej nie był podstawowym zawodnikiem, a wiosną co mecz bramkę strzelał. A ile jeszcze sytuacji nie wykorzystał! I jeszcze gdybyśmy nie mieli tych problemów z kontuzjami stoperów… To był kłopot. W składzie nie posiadasz nigdy sześciu stoperów, a w pewnym momencie czterech było jednocześnie kontuzjowanych. Mimo wszystko, jakoś dawaliśmy sobie radę. I może gdyby nie sędzia Frankowski to Górnik zostałby w Ekstraklasie… No i ten mecz „na żywo” w Lubinie… Gdyby nie on, może byśmy się utrzymali. W przeciągu czterech miesięcy zrobił się za silny zespół, żeby był kandydatem do spadku.

Ale teraz jest już „po herbacie”.
To była kumulacja wszystkiego. Brak wypłat… Dobrze, że oni nie mieli pensji przez trzy miesiące i nikt tego nie zgłosił do PZPN. Przecież byłby wtedy wolnym zawodnikiem. Trenowaliśmy i graliśmy na zasadzie: ja dla nich, a oni dla mnie. Dawno tak przyjemnie mi się nie pracowało.

Otrzymuje Pan telefony z innych klubów z pytaniami o swoją sytuację?
Ehh… Przecież jeszcze nikt nie napisał czy zostałem, czy nie zostałem w Łęcznej. Dopiero ten wywiad pójdzie jako pierwszy.

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski