Na sobotnio-niedzielnym turnieju Arena Lublin świeciła pustkami (dosłownie i w przenośni, bo słońce raziło odbijając się od wolnych krzeseł). - Pierwszego dnia było około 4800, drugiego 6200 widzów. Zrealizowaliśmy plan minimum przyzwoitości. Spodziewałem się co najmniej dwa razy lepszego wyniku - mówi Tomasz Rachwał, szef agencji Polish Sports Promotion, głównego organizatora turnieju.
Należy dodać, że nie chodzi tu o obecność kibiców na stadionie na jednym meczu, ale o liczbę wejściówek sprzedanych na cały dzień. Najwięcej, ok. 4 tys. fanów, obejrzało niedzielny finał. To raptem 1/4 pojemności stadionu. - Jesteśmy trochę rozczarowani frekwencją, ale z drugiej strony nie widzę, żebyśmy popełnili jakieś duże błędy organizacyjne - dodaje Tomasz Grodzki, prezes MOSiR.
Do rozgrywek współorganizowanych przez Urząd Marszałkowski dorzucił się także lubelski podatnik. Województwo wyłożyło około 800 tys. zł netto i mimo frekwencyjnej klapy z wydatku jest zadowolone, o czym mówi Dariusz Donica z Departamentu Promocji i Turystyki UM: - Przede wszystkim postrzegamy to wydarzenie jako inwestycję. Chcieliśmy zainwestować w imprezę, która na stałe wpisze się w kalendarz wydarzeń promujących woj. lubelskie w kraju i za granicą. Zwracamy uwagę, że taki turniej może ściągnąć do Lublina fanów z kraju i zagranicy, którzy będą tu nocować i się stołować. Wydane w ten sposób pieniądze są pośrednim zastrzykiem dla lubelskiej gospodarki - podkreśla.
Piłkarski turniej przegrał m.in. z sobotnim Kabaretonem i upalną pogodą, bo lublinianie tłumnie pojechali nad wodę. Pod względem promocyjnym organizatorzy nie mają jednak sobie nic do zarzucenia. - Budżet wydaliśmy na tyle efektywnie, na ile się dało. Użyliśmy tych samych sposobów promocji, co w przeszłości i których używamy choćby przy Supermeczu Lechii Gdańsk z Juventusem. Każdy region ma swoją specyfikę, nie jest powiedziane, że narzędzia, które sprawdziły się np. we Wrocławiu, sprawdzą się w Lublinie - tłumaczy Rachwał.
Wielu fanów zarzucało organizatorom, że zawodom brakowało lokalnego akcentu. - Moglibyśmy zrobić turniej, w którym zagrałyby Górnik Łęczna, Motor Lublin, Lublinianka i Huragan Wisznice, ale my nie chcemy czegoś takiego. Robimy trochę cyrk i nie ukrywamy tego, ale robimy cyrk, w którym chcemy pokazać poziom - mówi szef PSP.
Mimo słabych wyników sprzedaży turniej odbędzie się w następnych latach. - Jednokrotne wydanie pieniędzy na tego typu imprezę byłoby wyrzuceniem ich w błoto. Jeżeli mówimy o inwestowaniu, musimy mieć z tyłu głowy kilka edycji, by zbudować markę. Po jednej edycji nie będziemy na niej zarabiać, do tego potrzeba czasu - zaznacza Donica. - Chodzi nam o budowanie świadomości regionu i fajnego, wojewódzkiego produktu - wtóruje mu Rachwał. Jakie plany na następną edycję? Rozgrywki na pewno odbędą się w późniejszym terminie. - Poza tym wyciągniemy wnioski i będziemy budować produkt, który przyciągnie kibiców na lata - przekonuje szef agencji.
Słabe zainteresowanie ostatnimi imprezami ma także inny wymiar. Jeśli do końca roku Areny Lublin nie odwiedzi określona liczba widzów, miasto będzie musiało oddać część dotacji z Unii Europejskiej. - Wskaźniki do wyrobienia projektu wynoszą 360 tys. widzów w ciągu roku. Na chwilę obecną osiągnęliśmy ponad 200 tysięcy. Frekwencje ostatnich imprez nie satysfakcjonują nas, dlatego o promocję kolejnych MOSiR będzie dbał osobiście. Przed nami jeszcze m.in. impreza Eski, koncert Katie Melua czy mecz Polska - Rosja w futbolu amerykańskim - uspokaja Krzysztof Komorski, zastępca prezydenta ds. kultury, sportu i relacji zewnętrznych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?