Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gen.Piotr Makarewicz: Czy wszyscy w NATO będą na pewno chcieli umierać za Polskę? ROZMOWA

rozm.Tomasz Modzelewski
O polskich siłach zbrojnych rozmawiamy z gen. dyw. Piotrem Makarewiczem, przez ostatnie 5 lat przed przejściem do rezerwy dyrektorem Departamentu Kontroli MON.

W związku z ostatnimi wydarzeniami Polska wnioskowała, na podstawie art. 4 traktatu waszyngtońskiego o zwołanie Rady Północnoatlantyckiej. Tyle że art. 3 tego samego traktatu mówi o rozwijaniu własnych zdolności. Dlaczego zatem, gdy dochodzi do konfliktu, nie mobilizujemy siebie, tylko NATO? Pokazujemy, że jesteśmy zdani na innych?

Generalnie, patrząc na ostatnie wydarzenia, musimy uzmysłowić sobie kilka podstawowych prawd i to, jak wygląda sytuacja. Po pierwsze okazuje się, że nie mieli racji ci politycy i różnej maści eksperci, którzy twierdzili, że nagły wybuch wojny w Europie jest niemożliwy, że w najbliższej przewidywalnej przyszłości Europie nie grozi konflikt na dużą skalę czy wojna. Jak widzimy, niemalże z godziny na godzinę Europa stanęła u progu poważnego konfliktu, a może nawet i wojny. To przykład, jak dynamicznie i gwałtownie sytuacja może się zmieniać, co więcej, w jak niekorzystnym dla nas momencie sytuacja nas zastała.

To znaczy?
Mamy rozgrzebany system dowodzenia siłami zbrojnymi. Z końcem roku zlikwidowano stare struktury, które podobno były złe i nienadające się do niczego. Od początku roku zaczęły istnieć nowe. Ale istnieć, a nie działać, ponieważ do działania tych nowych struktur jest jeszcze daleko. Nowe organa dowodzenia są ciągle w fazie tworzenia, doskonalenia, sprawdzania, nabierania doświadczeń itp. Dowództwo Operacyjne, które powinno dowodzić siłami zbrojnymi w czasie konfliktu, przechodzi w nową strukturę. Centrum Operacji Lądowych nie zostało jeszcze sformowane i będzie tworzone dopiero około wiosny. Wszystko jest w ruchu, więc dla Polski to fatalny okres.

Czy także z innych powodów?
Popatrzmy na rozmieszczenie polskich sił zbrojnych. Na wschód od Wisły mieliśmy dwa związki taktyczne, a w tej chwili jest jedna dywizja, rozciągnięta na obszarze od Braniewa po Zamość. W wypadku wojny nigdy nie zbierze się w jednym rejonie ześrodkowania, nie będzie można tym dowodzić, co oznacza, że to związek taktyczny skazany z góry na porażkę. Jednostki rozmieszczone wzdłuż naszej północnej czy wschodniej granicy są jednostkami skadrowanymi, a więc sprzęt stoi w garażach bez załóg. Wątpię więc, biorąc jeszcze pod uwagę źle przeprowadzoną profesjonalizację, czy udałoby się w krótkim czasie rozwinąć te jednostki do etatu wojennego.

Z drugiej strony, chyba nigdy nie byłoby odpowiedniego momentu, aby tak dużą reorganizację armii przeprowadzić.
Ale można to robić inaczej, a nie w jednym dniu likwidować jedne struktury, zakładając, że od następnego nowe mają być już sprawne. Tak nigdy nie będzie. To trzeba robić na tzw. nakładkę, a więc stopniowo wygaszać poprzednie struktury, a równolegle budować nowe, tak żeby z chwilą wygaszenia kolejne już w pełni funkcjonowały; były sprawdzone, zgrane i gotowe do działania.

Zatem istotniejsza od np. zwiększa wydatków jest stabilna i trwale realizowana strategia?
Zwiększanie wydatków w sytuacji, kiedy środki będą marnotrawione, nie ma sensu. Najpierw trzeba to dobrze zaplanować.

Najważniejsze ćwiczenia związane z nowym systemem dowodzenia odbędą się pod koniec roku. Czy na chwilę obecną wiemy, na co Polskę stać?
To dobre pytanie. Podejrzewam, że ani kierownictwo MON, ani kierownictwo państwa nie wie, na czym stoimy. Proszę spojrzeć za wschodnią granicę: w ostatnich latach czy miesiącach przeprowadzono tam szereg ćwiczeń i sprawdzianów poszczególnych jednostek, okręgów czy nawet rodzajów sił zbrojnych. Na tej bazie można wyrobić sobie pogląd na temat zdolności, gdzie jest dobrze, a gdzie źle i na czym trzeba skupić działalność szkoleniową. U nas od dawna nie robi się tego typu sprawdzianów. Nawet po profesjonalizacji, która dokonała rewolucji w siłach zbrojnych, nie pokuszono się o przeprowadzenie cyklu niezapowiedzianych sprawdzianów, inspekcji, które mogłyby albo potwierdzić zdolności bojowe, albo zmusić kierownictwo do modyfikacji założeń. W tej chwili nie wiemy, tak naprawdę, do czego są zdolne nasze siły zbrojne, a do czego nie.

Przyjmijmy, że jest rok 2015. Mamy już orientację, co jesteśmy w stanie samodzielnie zdziałać? Na ile zmiany dały nam gwarancję poczucia bezpieczeństwa?
Sprawdziany nowego systemu dowodzenia i tego, na co nas stać, mają odbyć się pod koniec 2014 roku. Na razie nie wiemy, jaki będzie rezultat tych sprawdzianów. Nie zakładajmy z góry, że wszystko pójdzie dobrze. Może się okazać, że to wszystko nie działa i trzeba będzie znowu przeprowadzić reorganizację, a to zajmie kolejny rok czy nawet więcej lat. W związku z tym trudno powiedzieć, czy w 2015 roku będziemy posiadali odpowiednie zdolności obronne. Nie zaryzykowałbym takiej tezy.

Ledwo zaogniła się sytuacja za wschodnią granicą, a po internecie zaczęły krążyć zdjęcia sugerujące wzmożony ruch wojsk na terenie Polski. Informacje te są nieprawdziwe, ale sprawa ma też inny aspekt: procedura podnoszenia gotowości bojowej polskiej armii opiera się między innymi na dyrektywie szefa Sztabu Generalnego, a więc struktury, której rola właśnie jest
zmniejszana. Co by się zatem działo, gdyby właśnie teraz faktycznie trzeba było podnieść gotowość bojową?

To jeden z elementów chaosu, który panuje w związku z reformą dowodzenia, jak i zmianami w kompetencjach poszczególnych instytucji centralnych. Powstaje więc pytanie: kto odpowiada za wydanie dyrektywy, skoro Sztab Generalny ma być instytucją pomocniczą dla ministra obrony narodowej? Na analizę potrzeba czasu, którego możemy nie mieć. Natomiast ilustrujące ruchy wojsk zdjęcia w internecie to oczywiście nieporozumienie i niepotrzebne sianie zamętu. Wojsko się szkoli, może nawet nie z taką intensywnością, z jaką powinno, ale na poligony trzeba się przemieszczać i najczęściej robi się to przy pomocy kolei. Stąd też fotografie transportów załadowanych sprzętem. To jest normalne.

Podsumowując: mamy natowską gwarancję bezpieczeństwa, przynajmniej teoretycznie, bo np. Wielka Brytania wyklucza zdecydowane działania ekonomiczne, więc tym bardziej wątpliwe, czy poparłaby militarne. Jednocześnie przeprowadzamy akurat reformę Sił Zbrojnych RP. Na to nakłada się plan ćwiczeń, które odbędą się dopiero pod koniec roku. I nawet po nich możemy nie mieć pełnej wiedzy, co Polska jest w stanie w pełni samodzielnie zrobić w sytuacji konfliktu?
Dokładnie. Sprawdzanie zdolności bojowej powinno być przeprowadzane w sposób ciągły, aby w każdej sytuacji orientować się, gdzie mamy silne, a gdzie słabe punkty.

Tak zwana doktryna Komorowskiego przesuwa punkt ciężkości na własny potencjał obronny jako "podstawowy filar oraz gwarancję naszego bezpieczeństwa".
Doktryna jest jasno i wyraźnie zapisana w art. 26, pkt 1 Konstytucji RP, gdzie jest mowa o tym, do czego są przeznaczone Siły Zbrojne RP. Pierwszy, najważniejszy punkt doktryny mówi, że należy przenieść priorytety z udziału w misjach ekspedycyjnych na zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa bezpośredniego, w tym obrony państwa. To jest niejako powrót do konstytucyjnego przeznaczenia armii. A więc, czy dotychczas siły zbrojne były wykorzystywane zgodnie z konstytucją, czy też nie?

A nie były?
Z tych sformułowań wynikałoby, że było to mało konstytucyjne, a udział w tym miał obecny prezydent RP, który od kilku lat podpisuje postanowienia o wysyłaniu polskich kontyngentów za granicę. Punkt drugi mówiący o własnym potencjale obronnym jako podstawowym filarze i gwarancji naszego bezpieczeństwa jest oczywisty, a jednocześnie zadaje kłam opiniom wielu polityków i ekspertów, którzy obronę naszej ojczyzny powierzają całkowicie NATO. W świetle ostatnich wydarzeń powstaje pytanie, czy wszyscy w NATO będą na pewno chcieli umierać za Polskę? Tak jak nie wszyscy chcą teraz umierać za Ukrainę. Są przykłady: Wielka Brytania, Francja czy nawet Niemcy nie są chętni do posłużenia się ostrzejszymi sformułowaniami, a co dopiero mówić o jednogłośnym, bo to istotne, podjęciu decyzji o użyciu siły militarnej.

A to właśnie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania były, oprócz Rosji, stronami zawartego w 1994 roku porozumienia w sprawie broni jądrowej na Ukrainie. A teraz jakoś nie są skorzy do jednoznacznej obrony terytorialnej integralności tego państwa.
Więc własne siły i możliwości są bardzo istotne. To też nauka płynąca z obecnych wydarzeń, która powinna być wzięta pod uwagę. Jestem bardzo ciekawy, czy po uspokojeniu sytuacji, ponieważ sądzę, że tak się stanie, wyciągniemy z wszystkiego wnioski. Czy będzie to lekcja dla naszych decydentów. Bo jeśli nie, to co musiałoby stać się na świecie, żebyśmy zaczęli inaczej myśleć o naszym bezpieczeństwie? Strach pomyśleć.

Rozmawiał: Tomasz Modzelewski

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gen.Piotr Makarewicz: Czy wszyscy w NATO będą na pewno chcieli umierać za Polskę? ROZMOWA - Dziennik Bałtycki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski