Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gołota: Nie przyjaźniłem się z największymi gangsterami. Znaliśmy się i tyle

Robert Małolepszy
Andrzej Gołota
Andrzej Gołota FOT.BARTEK SYTA/Polskapresse
- "Pershing" nie był moim przyjacielem. Znaliśmy się i tyle - mówi Andrzej Gołota, bokser, w rozmowie z Robertem Małolepszym.

Kim Pan by był, gdyby nie boks?
(długie milczenie) Nie wiem. Tak w życiu wyszło, że od dzieciaka chodziłem na ten boks.

Nie brakuje opinii, że zostałby Pan gangsterem.
A dlaczego?

Bez żartów. Jak to dlaczego? Zawsze, jak przyjeżdżał Pan do Polski, wokół Pana kręcili się ludzie z półświatka. Z Polski musiał Pan uciekać przed wyrokiem za pobicie z użyciem groźnego narzędzia. Wcześniej rozbijał się Pan po lokalach i "dymił". "Pershing", pierwszy i najsłynniejszy przywódca mafii pruszkowskiej, był Pana przyjacielem. Mam mówić dalej?
"Pershing" nie był moim przyjacielem. Znaliśmy się i tyle. Z tobą też dość długo się znam. Masz mój telefon. Byłeś na wielu moich walkach. Teraz siedzimy i jemy razem kolację, czy to oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi?

To kim był dla Pana "Pershing"?
Kibicem. Bardzo wiernym. Bywał na moich walkach. Miałem wielu takich. Nikogo nie pytałem, czym zajmuje się w życiu.

We Wrocławiu podczas Pańskiej walki z Timem Whiterspoonem nie tylko siedział w pierwszym rzędzie, ale miał identyfikator Team Gołota, tak jak cała jego świta.
Naprawdę? Słowo, nie wiem dlaczego. Znaliśmy się, czasem rozmawialiśmy, ale to tyle. Może Ziggy (Rozalski, przez wiele lat menedżer i przyjaciel Andrzeja Gołoty - przyp. red) mu dał.

A propos Ziggy'ego. Wciąż się przyjaźnicie, bo jakoś ostatnio nie widać go w Pańskim otoczeniu?
Nie, z Ziggym nie mam już nic wspólnego. Jesteśmy rozliczeni.

Co to znaczy?
No razem robiliśmy interesy. Nieźle zresztą na tym wyszedłem. Kilkanaście lat temu zainwestowałem razem z nim w fitness klub w New Jersey.

Rocky Marciano Gym?
Dokładnie. I wiesz co, po tych wszystkich latach wrócił do mnie ten milion dolarów. Niezły interes zrobiłem, co?

Został Pan oszukany?
Nie. Tyle po prostu były warte te udziały. Tyle samo! Wyobrażasz sobie, ile bym zarobił, gdybym tą forsę zainwestował w coś innego?

Pan jest bogaty?
Zależy, co rozumiesz pod pojęciem bogaty.

Jest Pan milionerem?
Jak miałem milion dolarów na zainwestowanie wspólnie z Ziggym, to chyba jestem, nie?

Ile zarobił Pan w ringu?
A co to, urząd skarbowy jesteś?

No to niech Pan chociaż zdradzi, na której walce zarobił Pan najwięcej.
Najwięcej dostałem za drugą walkę z Riddickiem Bowe'em. Parę milionów to było.
Zainwestował Pan te pieniądze?
Część tak. W Ameryce jest tak, że jak wiesz, w co zainwestować, to nie możesz stracić. Ja kupuję apartamenty w Gold Coast. To taka super droga dzielnica Chicago. A potem je remontuję i wynajmuję. Żona właśnie nadzoruje remont kolejnego takiego apartamentowca.

Od kiedy boksuje Pan za drobne pieniądze?
Drobniejsze, ale nie drobne.

Ok. Ale lata lecą. Boks to nie są szachy. To naprawdę może Pana drogo kosztować.
No nie.

Czuje Pan te wszystkie ciosy, które spadły na Pańską głowę. Jak to jest?
Że niby co?

Nie ma co się oszukiwać. Wielu bokserów po zakończeniu kariery ma choćby kłopoty z mówieniem...
Chcesz mnie obrazić czy dostać boksa?

Jestem po prostu ciekaw...
Na pewno spada szybkość. To chyba widać u mnie. Nogi już tak nie pracują.

Bardzo brutalnie było to widać w walce z Tomkiem Adamkiem. To prawda, że chce Pan z nim walczyć jeszcze raz?
Jeśli dobrze pójdzie mi z Saletą, jeśli moja lewa ręka zacznie funkcjonować, tak jak powinna, to czemu nie. Nie chciałbyś rewanżu po takim laniu?

Ale przecież to Pan chciał bić się z Tomkiem. Ziggy twierdził, że inicjatywa wyszła od Pana.
Chyba żartujesz.

Został Pan wystawiony?
To chyba oczywiste.

Ale dlaczego?
Wykorzystali moje nazwisko. Tomek doskonale wiedział, jak ze mną boksować. Moja lewa ręka nie funkcjonowała. Znał wszystkie moje tajemnice.

A może po prostu był świetnie przygotowany przez trenera Gmitruka. A Pan już po prostu jest stary...
O, prosisz się, chłopie. Ale to prawda. Gmitruk to świetny fachowiec, ja jestem stary, ale to nie zmienia faktu, że Tomek wiedział rzeczy, których nie powinien.

Dlaczego teraz ma być lepiej?
Bo wreszcie naprawiłem tę nieszczęsną lewą rękę. 12 lat byłem jednorękim bandytą. Rozumiesz. Walczyłem bez lewej ręki. Jak ja mogłem zatrzymać tego Tysona bez lewej.

Ale czyja to wina?
No moja niestety.
Dlaczego wcześniej nie zrobił Pan w takim razie tej operacji?
Sam nie wiem. To była bardzo specyficzna kontuzja (a raczej uraz, który powstał po wypadku samochodowym - przyp. red). W środku barku zrobił mi się krwiak, którego nie było w ogóle widać. I ten krwiak uciskał na nerw. Ten nerw odpowiadał za pracę prostownika lewej ręki, który całkiem zanikł. Dopiero teraz go odbudowuję.

Dlaczego dopiero teraz?
Naprawdę trudno znaleźć lekarza, który zna się na takich sprawach, a może inaczej - ja po prostu długo nie mogłem na takiego trafić. Dopiero jak żona wygoniła mnie z domu i powiedziała, że jak nie naprawię ręki, to mam nie wracać, znalazłem w końcu dobrego medyka.

Żona ma dużo do powiedzenia w Waszym domu?
Bardzo dużo. Jest w końcu prawnikiem. Stawianie się może drogo kosztować. (śmiech)

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że nie doceniał Pan żony.
To prawda i dziś bardzo tego żałuję. Gdybym zawsze jej słuchał i gdyby to ona kierowała moją karierą, byłbym dziś...

Mistrzem świata?
Może i tak.

Czy to nie było tak, że Pan zawsze był sam? Że brakowało wokół Pana kogoś, komu mógł Pan bezgranicznie zaufać? Czy nie żałuje Pan, że nie zbudował wokół siebie porządnego teamu, tylko zawsze był takim sportowym outsiderem?
Widzisz, boks to taka dyscyplina, że jakiego teamu byś wokół siebie nie zbudował, jakiego trenera byś nie miał, to do ringu wchodzisz sam.

Pan w końcu lubi boks czy nie?
Boks to bardzo trudna dyscyplina. Nie ma drugiego sportu, nawet MMA takie nie jest, by dwóch gości przez prawie godzinę, jeśli to walka o tytuł, biło się wyłącznie po głowie.

Dlaczego Pan zaczął w takim razie uprawiać boks?
Spodobało mi się, choć miałem kryzys po pierwszym sparingu. Miałem wtedy 13 lat, a gość, z którym sparowałem, 19. Rozbił mi nos. Nie chciałem wracać na trening. Trener mi jednak pomógł. Powiedział, że mam robić krok w prawo i celować w jego nos. No i zadziałało. Po tym drugim sparingu poczułem, że to coś, co mi się podoba.

Jak Pan uciekał do Ameryki, to miał Pan świadomość, że to może być koniec z boksem?
Tak. Wyjeżdżałem do żony z myślą, że to już koniec.

Jak się Pan czuł jako kierowca ciężarówki?
Tak naprawdę nie pojechałem w żaden kurs. Zdążyłem zdać egzamin teoretyczny. A potem wróciłem do boksu.

Ogląda Pan czasem swoje stare walki?
Czasem tak. Ta druga z Bowe'em była niezła, co?

Jedna z najlepszych w historii boksu...
Dzięki.

Dlaczego Pan przegrywał najważniejsze walki swego życia?
Dużo błędów w życiu popełniłem. W boksie też. Kiedyś ci o tym opowiadałem (przed walką z Saletą przypomnimy w "Polsce" najciekawsze fragmenty wywiadu, w którym Andrzej Gołota zdradził nam kulisy wielu swoich porażek - przyp. red.), ale nie chcę już za bardzo wracać do tego, co było. Na pewno nie tylko ja byłem winien tych porażek.

Pan poza boksem ma jeszcze w życiu jakąś pasję, hobby?
Szczerze mówiąc, to nie mam za wiele czasu na hobby.
Jak wygląda Pański normalny dzień w Chicago?
Rano zawożę syna do szkoły.

Ale Andrzej junior ma już 15 lat.
Ale do szkoły ma 10 km. Zresztą bardzo się cieszę, że on wciąż chce, bym woził go do szkoły. Wtedy zawsze mamy czas pogadać. Wcześniej woziłem córkę. Żona mi mówiła - ciesz się tymi chwilami. Bo jak już Ola będzie miała prawo jazdy i samochód, to jedyną rzeczą, którą będzie od ciebie chciała, to kasa na benzynę.

I tak się stało?
Nie tylko na benzynę. (śmiech) Teraz jest studentką, to potrzeby ma dużo większe, ale ja lubię wydawać pieniądze na dzieci. Jak ja byłem dzieckiem, to nie miał kto na mnie wydawać, a poza tym, to w sklepach nawet adidasów nie było. Gdyby nie kadra, to nie wiem, jak bym wyglądał....

Potrafi Pan zaszaleć w centrum handlowym, zrobić użytek ze swoich platynowych kart kredytowych?
Moja żona ma już wszystko. Ja nie potrzebuję wiele. Ale córka potrafi mnie wyciągnąć do drogich, baaardzo drogich sklepów. Nie mam wyrzutów sumienia, bo ona szanuje potem te rzeczy. Długo ich używa.

Wróćmy do Pana rozkładu dnia.
Po zawiezieniu Andrzeja do szkoły jadę na trening. Potem jem coś na mieście i generalnie zajmuję się swoimi sprawami. W domu jestem pod wieczór, wtedy wszyscy się znów spotykamy. Wychodzimy z żoną na kolację. W weekend dochodzi kino, czasem spotkanie ze znajomymi. Żyjemy normalnie.

Umie Pan gotować?
Jajecznicę zrobię. Steki też piekę, jak znajomi przychodzą. Generalnie staram się jeść zdrowo. Unikam tłuszczów, cukru.

Pije Pan?
Jak każdy, czasami.

Ma Pan przyjaciół?
Znaczy gangsterów? (śmiech)

Nie, takich normalnych.
W Polce nie za wielu. W Ameryce, jak każda rodzina, mamy paczkę znajomych.

Nurkuje Pan jeszcze?
Ani nie nurkuję, ani nie skaczę ze spadochronem. Na narty ciągle jeżdżę. Miałem kiedyś jacht na Michigan, ale sprzedałem. Może znów się za to wezmę.

Jakim Pan jeździ autem?
Nic wielkiego. Lexus. Mam go już siedem lat. Uwierzysz, że nic się w nim jeszcze nie zepsuło? Absolutnie nic. Nawet głupia żaróweczka się nie przepaliła.

Uważa Pan, że miał udaną karierę?
Mimo że nie zostałem mistrzem świata, jestem zadowolony. Bo dużo w życiu przeżyłem. Bardzo dużo wokół mnie się działo.

Ma Pan marzenia?
Każdy ma. Na pewno w tych marzeniach są dzieci. To moja powinność dobrze je wychować.

Co będzie Pan robił, gdy skończy z boksem?
Żona na pewno coś mi wymyśli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gołota: Nie przyjaźniłem się z największymi gangsterami. Znaliśmy się i tyle - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski