Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gry i gierki: Do Brukseli ruszyć czas

Kazimierz Pawełek
W politycznym światku (raczej półświatku) powszechnie uważa się, że do Brukseli wysyła się ludzi zasłużonych, ale przeznaczonych do partyjnego odstrzału. Jest to dla nich coś w rodzaju politycznej emerytury czy też, jak kto woli, synekury, na podobieństwo humanitarnego traktowania starego psa, któremu pod koniec życia nie skąpi się miski strawy.

To jedna z kategorii tych, którzy trafiają do unijnego parlamentu. Oczywiście za wolą i zgodą swych panów, pardon, partyjnych liderów, którzy za wierną służbę dają im odpowiednio preferowane miejsce na listach wyborczych. Wybór ten mają potem tylko klepnąć wyborcy. I do Brukseli! Bowiem "brukselka" płaci najlepiej. Bywa jednak, chociaż ciągle rzadko, tak rzadko, jak rzadkie są włosy na głowie Józefa Oleksego, że wyborcy stają okoniem i wybierają swojego kandydata, odstawiając od "brukselki" i jej kasy faworyta: zasłużonego acz wysłużonego i niekoniecznie akceptowanego przez głosujących. Tak było w przypadku Mariana Krzaklewskiego, faworyta Donalda Tuska, Hanny Foltyn-Kubickiej, faworyzowanej przez pana prezydenta i jego brata oraz Jolanty Szczypińskiej, która swego cza-su dawała dyskretnie (i niedyskretnie także) do zrozumienia, że jest narzeczoną wodza wodzów i wodza pana prezydenta - Jarosława Kaczyńskiego. Inny z jego emeryckiej drużyny, Richard Francis Czarnecki, ksyw-ka "Woziwoda" i "Pielgrzym" z racji licznych pielgrzymek z partii do partii, wygrał o włos, i to bardzo c ienki, z kandydatem radiomaryjnym, Przemysławem Przybylskim. Sukces Czarneckiego, któremu nic się w życiu nie udało oprócz wyborów i zmian partyjnych barw, może świadczyć, że wyborcze poparcie dyrektora Tadeusza Rydzyka nie jest już decydujące. Z wyjątkiem Lublina…

Do Brukseli wybiera się także inna grupa osób. Są to zasłużeni acz niedocenieni, których ambicje polityczne wyrastają ponad miejsce przydzielone im przez partyjnych liderów. Lepiej dmuchać na zimne i odesłać ich na emigrację polityczną do parlamentu europejskiego, co spowoduje, że znikną z mediów i nastąpi spadek ich popularności. Niektórzy zadufani w swoje medialne sukcesy, nie uwierzą, że tak się stanie i powoli będą zacierać się w ludzkiej pamięci. A jednak… Boleśnie przekonał się o tym pan Zdzisław Podkański, którego pięć lat temu ostrzegałem, że nieobecni nie mają nie tylko racji, ale także miejsca w pierwszych partyjnych szeregach, a z czasem - nawet i w ostatnich. Teraz może to czekać na przykład panów Zbi-gniewa Ziobro i Jacka Kurskie-go. Jakże oni, a szczególnie ten drugi, będą mogli żyć bez codziennej obecności w telewizji i radiu? Jak im się bardzo znudzi nudny pobyt w nudnej Brukseli, to nie wykluczam, że zjawią się w kraju przed końcem kadencji. Już to kiedyś wypraktykował Michał Kamiński, który porzucił stolicę Belgii na rzecz służby u krajowego prezydenta. Teraz znowu jedzie do Brukseli. Ciekawe, na jak długo?

Poza nimi wyjeżdża jeszcze trzecia grupa parlamentarzystów, którzy zamienią się w nieefektownych pracusiów, taktujących swój wybór na serio. Ich nie czekają fajerwerki medialne tylko nieefektowna praca, niemal urzędnicza. Za nimi nie będą biegać dziennikarze, a na brukselskiej ulicy nikt ich nie rozpozna. To będzie dla niektórych nie do zniesienia. Na szczęście, a takie mam wrażenie, że tylko dla niektórych…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski