18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nastolatki korzystają z wolności na wakacyjnych obozach

Paulina Jęczmionka
Ten pierwszy raz, wakacyjny, nie zawsze wspominamy w dorosłości z sentymentem...
Ten pierwszy raz, wakacyjny, nie zawsze wspominamy w dorosłości z sentymentem... 123rf
Dagmara wymykała się ze znajomymi przez balkon, by na plaży, pijąc piwo, obejrzeć wschód słońca. Sylwia paliła haszysz podarowany jej przez nieznajomego Francuza. A Maciej pierwszy raz uprawiał seks. Przeczytaj, jak z wolności korzystają nastolatki podczas pobytów na wakacyjnych obozach i koloniach.

Prędzej czy później przychodzi taki moment, w którym dziecko sugeruje, że chciałoby wyjechać na wakacje z rówieśnikami. Dla rodziców jest to, z jednej strony, okazja do odpoczynku od wychowawczych obowiązków, ale z drugiej to także strach o bezpieczeństwo swojej pociechy. Zwykle jednak przeważa przekonanie, że wakacyjne wyjazdy są najlepszą szkołą samodzielności. Do tego na obozach i koloniach nad bezpieczeństwem dzieci czuwają opiekunowie.

Piwo na sportowo

17-letnia Dagmara na wakacje bez rodziców jeździ od ósmego roku życia. Na początku była najmłodszą uczestniczką większości obozów. Traktowano ją wtedy jak pupilka całej grupy. I choć grzecznie chodziła spać o przyzwoitych porach, wiedziała, że dla starszych koleżanek i kolegów wieczorem zaczyna się najlepsza zabawa. Sama po alkohol sięgnęła dopiero na obozie w ubiegłym roku.

- Pojechaliśmy niewielką grupą, z ludźmi, z którymi na co dzień trenuję, na obóz sportowy nad morze - opowiada Dagmara. - W trakcie dnia nie było mowy o hulankach i obijaniu się. Ciężko trenowaliśmy. Ale wieczorami, a właściwie nocami, znajdowaliśmy sobie wiele rozrywek.
Alkohol kupował pełnoletni już kolega. Pili głównie piwo. Spotykali się najczęściej w jednym z hotelowych pokoi albo wymykali się przez balkon na plażę.

- Staraliśmy się robić to jak najciszej, by nie zbudzić trenerów - wspomina Dagmara. - Ale nie było to łatwe, bo byliśmy już w szampańskich nastrojach. Na plaży przychodziło nam do głowy mnóstwo zwariowanych pomysłów. Czasem zostawaliśmy tam do rana, by zobaczyć wschód słońca. Kąpaliśmy się wtedy w morzu, zakradaliśmy na nieczynną zjeżdżalnię. Zbiegając po niej, robiliśmy dużo hałasu. Kilka razy przyłapał nas ochroniarz i straszył policją.

W trakcie tych nocnych przygód Dagmara i jej przyjaciele często poznawali inne, podobne do nich grupy. Wspólnie pili piwo, niektórzy wypalali pierwsze w swoim życiu papierosy. Pewnej nocy, przechodząc obok beach baru, zostali zaczepieni przez dwóch pilnujących lokalu studentów. Starsi koledzy zaprosili ich do środka. I do rana pili na koszt firmy.

Piliśmy w łazience

Podobne przygody miała na wakacyjnych wyjazdach Katarzyna, 19-letnia maturzystka. W podstawówce jeździła co roku na kolonię w polskie góry. Po kilku takich wyjazdach uczestnicy stanowili już zgraną paczkę, spotykającą się także w trakcie roku szkolnego. Kasia zawsze była w tym towarzystwie najmłodsza.

- Kupowaliśmy alkohol w Czechach, bo tam było taniej - opowiada maturzystka. - Poza tym, to była dobra wymówka przed opiekunami. Zawsze twierdziliśmy, że kupujemy prezenty dla rodziców.
Jednak Kasia przyznaje, że opiekunowie często wiedzieli, że ich podopieczni piją alkohol. I przymykali na to oko, jeśli młodzi zachowywali umiar.

- Kiedyś zamknęliśmy się całą grupą w łazience - wspomina Katarzyna. - Wydawało się nam, że to dobra kryjówka. Siedzieliśmy tam przez kilka godzin, popijając whisky i paląc papierosy. A za drzwiami czekały na nas opiekunki. Wszyscy mieliśmy później bardzo poważną rozmowę.
Kasia w swojej opowieści co pewien czas podkreśla, że alkohol nie miał być receptą na dobrą zabawę. Podczas tych wyjazdów było równie wiele trzeźwych dni. Dziś Kasia mówi o tych wydarzeniach z pewnym sentymentem. I wskazuje, że ważne, by znać pewną granicę. A jej jasnym wyznaczeniem powinni zająć się opiekunowie.

- Wyrobienie sobie silnej pozycji w oczach nastolatków jest bardzo trudne - mówi Marta Tracewska, wychowawca grup licealistów podczas wyjazdów na tzw. zielone szkoły. - Z jednej strony trzeba wypracować sobie u nich szacunek i posłuszeństwo, z drugiej bardzo ważny jest kontakt oparty na zasadach koleżeństwa. Młodzi chcą na takich wyjazdach poczuć swobodę, oderwać się od rodziców. My też przez to przechodziliśmy. Jeżeli opiekun wzbudzi w grupie zaufanie i sympatię, to wyznaczone przez niego zasady będą respektowane. Nie mają to być kategoryczne zakazy, ale jasne określenie granic bezpieczeństwa - dodaje Marta Tracewska.

Więcej nie zapalę

22-letnia Sylwia ma za sobą wiele młodzieńczych wyjazdów. Większość wspomina jako niesamowitą przygodę i okazję do poznania wspaniałych ludzi. Przyznaje, że na obozach i koloniach alkohol był zawsze obecny. Ale przypadki utraty kontroli nad samym sobą zdarzały się wśród uczestników bardzo rzadko.

- Nie pamiętam, byśmy ze strachem chowali się przed opiekunami - opowiada Sylwia, studentka z Poznania. - Piliśmy w hotelowych pokojach, na plaży, ale także w knajpkach. Raczej znaliśmy umiar. Jeśli ktoś totalnie się upijał, zwykle robił to w hotelu. Pilnowali go rówieśnicy, a jakby co, w pobliżu zawsze byli opiekunowie.

Ale wśród wspomnień Sylwii są i takie wydarzenia, które dziś nazywa zwykłą głupotą. Po tym, jak skończyła pierwszą klasę liceum, wyjechała na obóz do Hiszpanii. Po kilku dniach turnusu Sylwia poszła na plażę sama. Blisko niej swój koc rozłożył młody mężczyzna.

- Okazało się, że jest Francuzem - wspomina Sylwia. - Nie rozmawialiśmy o niczym poważnym. Wymieniliśmy podstawowe informacje na swój temat i podzieliliśmy się uwagami dotyczącymi hiszpańskiej miejscowości. W pewnym momencie zapytał mnie o papierosa. Poczęstowałam go, a on, chcąc się odwdzięczyć, zaproponował mi coś mocniejszego.
I dał dziewczynie w prezencie kostkę sprasowanego haszyszu. Sylwia należała do przeciwników tzw. miękkich narkotyków. Ale prezent przyjęła.

- Razem z koleżankami wypaliłyśmy skręta - mówi Sylwia. - Pamiętam, że był bardzo mocny, drapał w gardło. Początkowo miałam niesamowicie dobry humor. Nie mogłam przestać się śmiać. Potem było już tylko gorzej. Dostałam dziwnego napadu lęku wysokości. Bałam się przejść z balkonu do pokoju. Zrobiłam to, idąc na czworakach.

Entuzjazm i rozluźnienie przeszły jej zupełnie. Dziewczyna nie mogła patrzeć na wygłupy znajomych. Opanował ją nagły przypływ agresji. Nie chciała z nikim rozmawiać, krytykowała zachowanie rówieśników. Ulgę przyniósł sen. Ale następnego dnia rano pojawiło się zmęczenie i straszne wyrzuty sumienia.

- Było mi głupio - tłumaczy studentka. - A co gorsza nie mogłam znieść myśli, że złamałam granice, które już dawno sama sobie wyznaczyłam. Dziś już wiem, że haszyszu więcej nie tknę.

Pierwszy raz po rosyjsku

Wakacje są także czasem, w którym młodzi ludzie chętniej decydują się na rozpoczęcie inicjacji seksualnej. Przyczynia się do tego poczucie większej swobody, często także alkohol. Swój pierwszy raz przeżył na wakacyjnej kolonii Maciej, dziś kończący już studia mężczyzna. Swoją partnerkę poznał podczas pobytu w Bułgarii. Miał wtedy 17 lat. Wyjeżdżając na wakacje wcale nie przypuszczał, że to właśnie w tym czasie dojdzie do jego pierwszego seksualnego zbliżenia. Decyzję podjął spontanicznie.

- Mieszkaliśmy w hotelu, w którym przebywało kilka podobnych do naszej kolonii - mówi Maciej. - Pewnego dnia, obserwując grupę Rosjan, zwróciłem uwagę na jedną z dziewczyn. Później spotkaliśmy się w stołówce. I wtedy pierwszy raz coś między nami zaiskrzyło, choć nie zamieniliśmy ani słowa. Jeszcze tego samego dnia los się do mnie uśmiechnął, ponieważ nasze opiekunki zorganizowały polsko-rosyjski mecz siatkówki.

Szybko doszło do poznania pary. Wspólnie ze znajomymi wybrali się na dyskotekę. Jednak Maciej i Zoja, bo tak miała na imię 16-letnia Rosjanka, szybko odłączyli się od reszty. Wrócili do hotelowego pokoju. Ale tego wieczoru doszło tylko do pocałunku.

- Następnej nocy piliśmy piwo na plaży - wspomina Maciej. - Wtedy już okazywaliśmy sobie więcej czułości. Ale do samego zbliżenia doszło dopiero ostatniego dnia pobytu w Bułgarii. I to ona pomyślała o zabezpieczeniu.

Maciej podkreśla, że Zoja była jego pierwszą młodzieńczą miłością. Po powrocie do Polski jeszcze przez kilka miesięcy utrzymywał z nią kontakt. I choć ta znajomość nie miała szansy przetrwać, chłopak nie żałuje, że przeżył swój pierwszy raz z dziewczyną poznaną podczas wakacji. Bo, jak twierdzi, nie każdy wakacyjny pierwszy raz musi być pijacką głupotą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski