Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się zachód ze wschodem, a północ z południem pomieszały

Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński Archiwum
O Halloween słyszałem od dziecka - co by nie mówić także w okresie PRL amerykańska popkultura miała się u nas całkiem dobrze. Ale o walentynkach - trochę głupio się przyznać - po raz pierwszy usłyszałem dopiero w 1990 roku. I na dodatek nie u nas, a w Anglii. A ponieważ wówczas znałem angielski jeszcze słabiej niż dzisiaj, to kompletnie nie mogłem zrozumieć, o co w tych całych walentynkach chodzi.

Młodym szydercom przypomnę, że wtedy jeszcze nie było internetu i wikipedii, a poza tym w tamtych czasach nie chodziło o to, by znać siedem języków, tylko o to, by mieć cokolwiek do powiedzenia choćby w jednym.

Rok czy dwa później walentynki stały się w Polsce już nadzwyczaj popularne. Nie wiem, jak jest dzisiaj, specjalnie tego nie śledzę; tym bardziej, że mnie jakoś nigdy walentynki nie wciągnęły. Ale walentynkowy szał chyba minął, święto po prostu zadomowiło się na stałe w naszym kalendarzu, bo życie nie znosi próżni. Trzeba było zrekompensować i czymś wypełnić lukę po komunistycznym Dniu Kobiet i goździku w celofanie, 1 maja, 17 stycznia, że o 22 lipca nie wspomnę. Tak jak trzeba było Interwizję zastąpić Eurowizją, Sopot San Remo, a do skansenu wstydliwej niepamięci odesłać festiwale w Zielonej Górze i Kołobrzegu. (Choć, z ręką na sercu, każdy chyba przyzna, że Rosjanie fantastycznie wykonali hymn Polski w Soczi).

Zebrało mi się na wspominki nie tylko z powodu walentynek - niech się święcą, jak niegdyś święcił się 1 Maja - ale z bardziej osobistego powodu. Otóż kilka dni temu przy wejściu do jednego z pięknych sklepów w centrum Lublina zobaczyłem ostrzeżenie: "Uwaga! Bardzo śliskie schody!". Żeby nie było: pochwalam! Tak być powinno - do dziś odczuwam skutki poślizgu na kafelkowych schodkach 15 lat temu; według lekarzy mam trwały kilkuprocentowy uszczerbek na zdrowiu. Ale jednak to ze wszech miar słuszne ostrzeżenie jakoś ironiczno-zabawnie kontrastowało z przaśnym cementowym chodnikiem, pamiętającym głęboką komunę - na którym, z racji nierówności, można sobie skręcić nogę, ale trudno się pośliznąć. W ostatnim ćwierćwieczu tak zachłysnęliśmy się Zachodem i Południem, że zupełnie zapomnieliśmy, jaki mamy klimat; i że jesteśmy krajem Północy. Wszędzie pojawiły się marmury, kafelki, Włochy, Grecja i Hiszpania. Owszem, pamiętam, że kiedyś w Sienie, po ulewnym deszczu, na czworakach schodziłem po marmurowych schodach tamtejszej katedry - ale we Włoszech takie "śliskie" dni są dwa razy w roku, a u nas przez sześć miesięcy.

Piszę o duperelach: walentynkach i marmurach, bo o sprawach poważniejszych - np. tym, co wspólnie zrobiliśmy w ciągu 25 lat z Okrągłym Stołem - powiedzieli już wszystko telewizyjni mędrcy. A o pytaniu: "Jak żyć (panie premierze)?" nie wspomnę - bo ostatnio nawet panu Paprykarzowi wszystko się w tej materii totalnie pomieszało.

Codziennie rano najświeższe informacje z Lubelszczyzny prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski