– Myślę, że emocje przedmeczowe zżerały trenera. Zresztą nie dziwię się, bo każdy trener chciałby mieć zdublowanych zawodników na wszystkich pozycjach – twierdzi Zbigniew Jakubas, prezes i większościowy udziałowiec Motoru Lublin.
Latem do Motoru dołączyli: Chorwat Ivan Brkic (bramkarz), Słowak Marek Bartos (obrońca), Hiszpan Sergi Samper (pomocnik), Krzysztof Kubica (pomocnik), Senegalczyk Christopher Simon (pomocnik) i Niemiec Kaan Caliksaner (napastnik).
– Nie da zbudować się zespołu, wymieniając w rundzie więcej niż pięciu-sześciu graczy. Najgorszą rzeczą jest zapchać się zawodnikami. Jest na południu Polski klub, który właśnie tak zrobił, ściągając kilkunastu Hiszpanów i teraz będzie walczył o utrzymanie w 1. lidze – opisuje właściciel. – Nie jesteśmy Legią Warszawa czy klubem ustabilizowanym w Ekstraklasie, ale beniaminkiem. Do Motoru kolejki chętnych nie było. Mamy oczywiście świadomość tego, że brakuje nam trzech zawodników: napastnika, skrzydłowego i obrońcy. Na pozycji numer dziewięć rozważaliśmy od dziewięciu do dwunastu graczy, ale żaden z nich nie dawał gwarancji, że będzie wzmocnieniem. A każdy z tych zawodników to jest kilkadziesiąt grubych tysięcy, pod „stówę” wynagrodzenia – dodaje.
Transfer snajpera do Motoru był o krok
Motor Lublin tuż przed zakończeniem okienka miał możliwość sprowadzenia napastnika. Dlaczego zatem tak się nie stało? W kuluarach mówi się, że chodziło o Filipa Stojilkovicia, zawodnika SV Darmstadt 98 (2. Bundesliga).
– Ostateczną decyzję ma trener Mateusz Stolarski ze swoim sztabem, nie dyrektor sportowy i nie prezes. Taki mamy tutaj mechanizm. Koniec końców zadałem więc trenerowi pytanie i zastrzegłem, że jeśli faktycznie transfer okaże się niewypałem, to nie mamy już miejsca na kolejną dziewiątkę. Trener powiedział wtedy: „Nie, ja rezygnuję” – przytacza Zbigniew Jakubas.
– Dobry klub, dobrze funkcjonujący, to maksymalnie 25 zawodników w kadrze pierwszej drużyny. Oczywiście są kluby, którymi zarządza państwo lub państwowe spółki, gdzie w kadrze jest po 35 zawodników. Jeśli jeden transfer nie wyjdzie, biorą następnego piłkarza. Nasz klub nie jest z gumy. Załadowanie się piłkarzem bardzo kosztownym na dwa lata, który okazałby się niewypałem, zamknęłoby nam drogę na transfer zarówno w zimie, jak później w lecie – precyzuje.
Zbigniew Jakubas ostrzegł Michała Wlaźlika
Dyrektor sportowy Michał Wlaźlik na platformie X na bieżąco informował o planowanych wzmocnieniach. Wedle jego zapewnień nowy napastnik w Motorze miał być niemal pewny. Prawie do zamknięcie okienka podtrzymywał tę tezę. Pod koniec sierpnia udzielił też rozmowy portalowi Weszło. Medialna działalność dyrektora nie spodobała się prezesowi Jakubasowi.
– Mieliśmy bardzo twardą i krótką rozmowę. Przekazałem panu Michałowi, że jeśli jeszcze raz popełni taki wywiad z Weszło, który jest nam bardzo nieprzychylny, to następnego dnia dowie się z Weszło, że nie jest już dyrektorem sportowym. Mądrzy ludzie robią, a nie mówią, nie uprzedzają faktów – podkreśla prezes Jakubas.
O co gra Motor Lublin?
Po siedmiu meczach sezonu Motor (bilans: 2-3-2) zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli. Do rozegrania ma jeszcze zaległy mecz z Jagiellonią Białystok.
– Róbmy wszystko spokojnie. Naszym celem na ten sezon jest być w środku tabeli, a być może uda nam się ten cel jeszcze troszeczkę podnieść. Pamiętajmy jednak, że jeszcze czternaście miesięcy temu byliśmy w 2. lidze, a dziś jesteśmy w Ekstraklasie. Pokazujmy, że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta – apeluje właściciel.