Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wyglądają święta u znanych lublinian

Ewa Czerwińska
Gościmy w kuchniach: Ewy Głowackiej-Żuk, żony nowo wybranego prezydenta Lublina, Jana Strojnowskiego, męża Henryki Strojnowskiej, wicewojewody, i Mietka Jureckiego, kompozytora i znanego basisty.

Ewa Głowacka-Żuk, żona prezydenta Lublina
Dla Ewy Głowackiej-Żuk goście nie są zaskoczeniem. Na propozycję, że wpadniemy zobaczyć, jak przygotowuje wigilijną wieczerzę, przystała z ochotą. My natomiast dałyśmy się (z fotoreporterką Małgosią) kompletnie zaskoczyć: Zamiast kuchennego galimatiasu zobaczyliśmy w domu państwa Żuków gustownie i smacznie zastawiony wigilijny stół. To już?! - oniemiałyśmy. - Wszystko gotowe? Kiedy, jak? - dopytywaliśmy się pani Ewy - zdążyła zrobić te wszystkie śledziki, ryby, sałatki i - na deser - imponujący bananowiec z galaretką. - To wszystko się robi w minutę osiem - skromnie podliczyła gospodyni.

No więc w minutę osiem robi się, zdaniem pani Ewy, na przykład śledzie. Wystarczy przygotować bazę, czyli zwyczajne matiasy w oleju, a potem już wariacje na temat śledzika same przychodzą do głowy. Można śledzia zanurzyć w pomidorowym sosie, można polać jogurtem z posiekanym jabłkiem, można na sto innych sposobów.

Pałaszujemy. Sałatka z kurczakiem, kukurydzą i ananasem - smaczna i dietetyczna. Widać, że gospodyni kocha karmić gości. Na wigilię w domu Żuków w Świdniku do stołu zasiądzie ponad dwadzieścia osób. - Wreszcie jest gdzie przyjmować rodzinę i przyjaciół - mówi Ewa Żuk. - W tym domu, przy wielkim stole wszyscy się zmieszczą. Każdy z nas ma jakąś specjalizację. Ja - oczywiście śledzie we wszelkiej postaci. Moi rodzice zajmują się karpiem. Mama robi też rybę po grecku. Mój brat Sławek aprowiduje nas w mięsiwa. Stół ugina się od jadła, bo każdy z nas chce mieć w wigilii swój udział. Mąż robi świąteczne zakupy. W ogóle przed świętami panowie zajmują się między innymi siekaniem, w tym cebuli. Ja z naszą córką Agnieszką przygotowujemy stroiki ze świeżego świerku. Córka i syn przyjeżdżają na święta z Warszawy. Od najwcześniejszych lat nasze dzieci uczestniczą w przygotowaniach do świąt.

Odzywa się talent pedagogiczny - pani Ewa jest nauczycielką. Kocha swój zawód i uczniów, dla których organizuje wycieczki w góry za 70 złotych na trzy dni. - Mogłam pracować w banku, ale mnie to nie kręciło - uśmiecha się ekonomistka z wykształcenia. Wybrała szkołę zawodową. Ale gdyby nie ta ekonomia, nie poznałaby pewnie Krzysia, jak ciepło nazywa swojego męża. Pewnego lipcowego dnia w czasie strajków spotkali się w Świdniku na przystanku. On - pracownik uniwersytetu, ona - przyszła studentka. I tak się zaczęło. W małżeństwie są partnerami, a dom to dla nich ostoja. - Najważniejsze to bycie razem - podkreśla pani Ewa. Nawet teraz, kiedy mąż został prezydentem miasta, będzie przy nim. A już w piątek, jak co roku, całą rodziną staną przy stolnicy i będą robić kruche ciasteczka.

Jan Strojnowski, mąż wicewojewody
Jan Strojnowski, mąż wicewojewody Henryki Strojnowskiej, robi dwa rodzaje maku: wigilijny oraz w wersji nieortodoksyjnej. Czyli: jeśli cokolwiek z tego specjalnego deseru zostanie po wieczerzy, to już w Boże Narodzenie śmiało można dolać do tej resztki odrobinę brandy albo koniaku. Smakuje wyśmienicie. Taki mak, który w rodzinnym domu pana Jana zawsze był po prostu makiem, a nie jakąś kutią, to kluczowa potrawa wigilijnej wieczerzy. Niby prosta, a jednak wymaga precyzji. Bo mak trzeba przekręcić przez maszynkę aż trzy razy. Orzechy posiekać sumiennie, na małe cząstki. Nie za dużo, z wyczuciem sypnąć rodzynkami. A wszystko połączyć z roztopionym miodem.

Henryka i Jan Strojnowscy lubią szlachetną prostotę. Jeśli mak, to bez pszenicy, a śledzie bez wymysłów - po chłopsku, czyli z cebulką i olejem. Żadnych przypraw. Obydwoje też są zgodni co do wigilijnej zupy. Choć w domu rodzinnym pani Henryki jadło się żurek z grzybami, to jest czerwony barszcz z uszkami. A uszka to poważne wyzwanie. Podobnie pierogi. Trzeba nalepić. - Dzieci potrafią sporo zjeść - mówią państwo Strojnowscy. - A jeśli tak, to postawiliśmy im warunek: Albo pomagacie lepić, albo nie ma pierogów! No i lepią wszyscy. Dochodzi do pięknej integracji nad stolnicą.
Karp to męska rzecz. Drugie wigilijne wyzwanie dla pana Jana. Trzeba oprawić, usmażyć. Zwyczajnie, bez żadnych przypraw smakuje najlepiej. No i przy karpiu właśnie rywalizują dwie rodzinne tradycje małżonków. W domu pani Henryki w Wałbrzychu jadło się rybę z chlebem, u pana Jana w Lublinie - z ziemniakami z wody. Różnica niewielka, a wszystko godzi oczywiście mak.

Trzecie świąteczne zadanie dla głowy domu to pastowanie i froterowanie parkietów. Choinkę ubiera Julia, 23-letnia studentka politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Prezenty przynosi Aniołek. A po wigilijnej kolacji obowiązkowo kolędy! Kolędowanie to tradycja w domu Strojnowskich. "Bracia, patrzcie jeno" to ulubiona pieśń bożonarodzeniowa pana Jana. - Podoba mi się ten zwyczaj - przyznaje Henryka Strojnowska. - W moim rodzinnym domu słuchaliśmy kolęd z płyt. Od 28 lat państwo Strojnowscy spędzają razem święta. Lubią wyrwać się z domowych pieleszy na spacer, tylko we dwoje. Fotografują zimę.

Mietek Jurecki, kompozytor i basista
W progu domu państwa Jureckich w Dąbrowicy wita nas para niezwykle towarzyskich psów. Obszczekują serdecznie. Trenują głos przed wigilijną nocą. Bo, że coś tam wtedy szczekną do człowieka, to rzecz pewna. Podobne nadzieje wiąże Mietek Jurecki, basista i kompozytor, z kotami. Czarny właśnie przysypia na kuchennym stole, a jego beżowego kumpla wypędziliśmy gadaniem z kryjówki na półce w salonie.

Na kanapie u państwa Jureckich (pani Ola jeszcze w pracy), można znów być dzieckiem. - Pamiętam: Nosy przytulone do szyby i wypatrujemy z rodzeństwem pierwszej gwiazdki - opowiada pan Mietek. - O, jest! Eeee, gdzie tam! To tylko samolot przeleciał. I czekało się dalej. Bez gwiazdki w moim rodzinnym Wrocławiu nie było wigilii. Ale nam, dzieciakom, nawet nie o te przysmaki chodziło, tylko o prezenty, które przynosił Aniołek. Teraz sam jest Aniołkiem. Ale jak to z kobietami bywa - trudno im dogodzić. Przed laty, w czasach nieubłaganej równości społecznej kupił żonie buciki w Stanach. Zobaczył i się zachwycił: Pantofelki jak z bajki, te kokardki, te kolorki - pierwsza klasa. Kupił dwie pary, triumfująco wręczył prezent. Żonie oczy się natychmiast zaświeciły i równie szybko zgasły. - Kupiłem za małe! Nieszczęście taki prezent! - przyznaje się bez bicia. I teraz nie ryzykuje. Woli czterem kobietom swojego życia (żona i trzy córki) ofiarować własne towarzystwo przy zakupach oraz kartę kredytową.

Aniołek robi swoje, ale z siebie też trzeba coś dać. Chcesz prezent? Śpiewaj kolędę. Z muzykiem w rodzinie nie ma przeproś. A jak - zdarza się - na święta zjedzie cały rodzinny Wrocław, to od Jureckich niesie się cały chór. - Trzeba się dobrze najeść, żeby mieć siły kolędować - żartuje pan Mietek. Wydał kilka płyt z kolędami, to wie co mówi.

Uszka i pierogi (prezent od sympatycznej sąsiadki) w zamrażarce. Na wigilii będzie tradycyjnie dwanaście potraw. Czerwony barszcz, karp i dużo ciepła. Jak u mamy i taty we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski