Co roku w Polsce odbywa się kilkanaście jarmarków. Niektóre, jak choćby gdański Jarmark Dominikański, są od naszego większe, bogatsze, lepiej wypromowane. Z większością z nich jest jednak jak z zabawkami, które były motywem przewodnim tegorocznej edycji Jagiellońskiego - przypominają te nowoczesne, plastikowe, z napisem "Made in China". A nasz jarmark to raczej tradycyjny drewniany konik. Nie ma układów scalonych. Nie świeci, nie strzela z oczu laserami, nie gra "Lambady" po wciśnięciu guzika. Ma za to duszę i jest autentyczny. A tego w Chinach się podrobić nie da.
Tę autentyczność Jagiellońskiego można było sprawdzić wszystkimi zmysłami. Słuchając wykonawców muzyki tradycyjnej - tych na dużej scenie na placu Po Farze i tych na błoniach pod Zamkiem, podziwiając wystawione na stoiskach rzeźby i obrazy, próbując tradycyjnych potraw, dotykając drewnianych, słomianych, żelaznych mebli, ozdób, zabawek... A w końcu - tańcząc na oryginalnej miejskiej potańcówce.
Był na jarmarku jeszcze jeden element potwierdzający, że blisko mu do tradycji, ale znacznie bardziej ulotny - atmosfera. Żarty przy kuflu piwa, przypadkowe przyjaźnie, dobite targi, radość z punktów zdobytych w którejś ze starych gier, zachwyty turystów.
Nie wiadomo, jak dokładnie było na lubelskich Jarmarkach Jagiellońskich w XV czy XVI w., ale można zakładać, że podobnie. Ciekawe, czy wtedy lublinianie też przechwalali się, że mają najlepszy jarmark w Polsce?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?