Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kameleon w fabryce meblościanki

Sylwia Hejno
Na wystawie "Firma" w Galerii Białej.  Oczywiście trójwymiarowość to złudzenie.
Na wystawie "Firma" w Galerii Białej. Oczywiście trójwymiarowość to złudzenie. materiały organizatora
Z Janem Mioduszewskim, artystą ze słabością do mebli, rozmawia Sylwia Hejno.

Kiedy fabrykant mebli stał się Pana artystycznym alter ego?
Pierwsze prace pod szyldem "Fabryki Mebli" pokazałem w 2002 roku. Fascynowały mnie wtedy meble znalezione. Przynosiłem je do pracowni i przekształcałem - nakładałem na siebie rysunki na kalce i powstawały figury niemożliwe. Nie myślałem wtedy o budowaniu wokół tego jakiegoś większego scenariusza. Interesuje mnie styl mieszkania z lat siedemdziesiątych, taki z brązową meblościanką i tanimi kryształami. Swego czasu jeździłem po domach znajomych i zostawiałem im swoje prace np. na dobę, żeby sprawdzić, jak te "podrobione" meble funkcjonują obok prawdziwych.

Kiedyś na warszawskim Muranowie, na śmietniku wystawiłem swoje przedstawienia mebli obok wyrzuconych sprzętów i się schowałem, żeby zobaczyć, jak ludzie zareagują. Czekałem, czekałem, w międzyczasie ochlapała mnie taksówka, a nikt nie zauważył, że niektóre meble to podróbki. Gra iluzji została wygrana.

Jak często Pan wygrywa z widzem?
Trudno ocenić, czy nabranie kogoś jest zwycięstwem, czy porażką. Iluzja jest pociągająca z bardzo różnych powodów, to gra w istnienie-nie-istnienie obiektów. Co ciekawe, gdy na wystawie pokazuję prawdę i fałsz obok siebie, podejrzliwość widza kieruje się w stronę prawdy. Kolejna sprawa: Ta sama sytuacja inaczej funkcjonuje na żywo, a inaczej na fotografii - tu najłatwiej się nabrać. Raz gdy przedstawiłem dokumentację prac, komisja stypendialna prawie uznała, że ktoś omyłkowo wysłał zdjęcia starych mebli. Innego razu dziennikarka Rzeczpospolitej uwierzyła w mój opis działania oddychającego manekina na wystawie "Stan wojenny", podczas gdy tym manekinem byłem ja. Prawdziwą satysfakcję miałem, gdy z moimi meblami udało mi się zrobić desant na rektorat ASP.

Zdaje się, że wyśmienicie się Pan bawi.
Tak, chociaż równie ciężko pracuję. Czasem się śmieję, że się zamykam w pracowni z "modelką" i spędzamy razem długie godziny. Modelką jest jakaś stara szafka.
W 2003 r. na festiwalu "Sąsiedzi dla sąsiadów" w Warszawie przebrał się Pan za starą, obdrapaną ścianę. Jaki był społeczny odzew tej akcji?

W sumie stałem jedenaście godzin przez dwa dni. "Ściana" na warszawskiej Pradze to był pierwszy performance, jaki zrobiłem w życiu. Założeniem była mimikra z otoczeniem, malarstwo na kostiumie. Wyobrażałem sobie, że będzie trochę jak w pracowni, czyli będę ja i moja praca. Ale reakcja przeszła moje oczekiwania. Z balkonu ktoś rzucał we mnie czereśniami, inna osoba mi groziła, jedna pijana dziewczyna oblewała mnie wodą, a dwie staruszki powiedziały, że bardzo dobrze, że tak stoję, bo może administracja nareszcie zwróci uwagę, że kamienica wymaga remontu. To była przygoda. Z czasem zacząłem robić takie rzeczy w galeriach dla nieco innej publiczności. Te prace również sygnuję "Fabryka Mebli". To rodzaj prywatnego teatru.

Pana "firma" rzuca widzowi różne tropy - od zabawy po pewien manifest. O co w tym szalbierstwie chodzi?
Nie do końca odpowiada mi interpretacja sztuki jako wyszukanej formy spędzania wolnego czasu. Nie uważam również, że sztuka to wyłącznie zabawa i gra. A jeśli gra, to bardzo na serio, o poważnych konsekwencjach. W wystawie, którą prezentuję w Galerii Białej, wypowiadam się o pracy. O etosie pracy i niewoli pracy. Wystawa ta dotyczy trademark, strategii marketingowych, mitu sukcesu. Na jakiej płaszczyźnie ta metaforyczna sytuacja zostanie odczytana, to już nie moja rzecz. Wydaje mi się, że jakaś nadmierna jednoznaczność w moich pracach odbierałaby widzowi wolność.

Jan Mioduszewski

Urodził się w 1974 roku w Warszawie. Studiował w PWSSP im. W. Strzemińskiego w Łodzi i ASP w Warszawie. W 2002 roku założył własny zakład produkcyjny "Fabryka Mebli". Od tamtej pory konsekwentnie opatruje tym szyldem swoje prace i mebluje kolejne galerie. Jest autorem tzw. nieruchomych performance' ów, malarskich obiektów, instalacji i interwencji w przestrzeni publicznej. Aby upodobnić się do otoczenia, występował w "stroju" ściany i drewna. Jego prace były prezentowane za granicą. Był stypendystą MKiDN.

W Galerii Białej na ul. Narutowicza 32 możemy oglądać jego wystawę pt.: "Firma". Jest czynna do 15 stycznia od pon. do pt. w godz. 11.00 - 17.00

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski