Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kanun Dukagjiniego, czyli... nieprzerwane pasmo zemsty

Jacek Gallant
Dolina Rugova w Górach Przeklętych. Kanion ma 25 km długości i leży blisko granicy z Czarnogórą. Utworzył go strumień Pećka Bistrica.
Dolina Rugova w Górach Przeklętych. Kanion ma 25 km długości i leży blisko granicy z Czarnogórą. Utworzył go strumień Pećka Bistrica. Jacek Gallant
Jestem w Kosowie już kilka tygodni i ciągle szukam źródeł prawdy o tym kraju. O tym dlaczego jest tu tyle waśni, nienawiści i niezrozumiałych dla cudzoziemca problemów. Oczywiście zarówno mieszkańcy Kosowa jak i Serbii przedstawiają swoje racje, ale trudno przyznać słuszność którejkolwiek ze stron, ponieważ prawda o konflikcie między nimi leży gdzieś pośrodku i chyba tylko historycy rozwikłają ten problem za kilkadziesiąt lat. Dziś bowiem, będąc nawet tu na miejscu, nie można zweryfikować wielu przedstawianych tez. Problem jest zbyt świeży, aby bez emocji rozstrzygnąć o prawdzie historycznej Kosowa.

Zacznijmy od tego, że trwa spór historyków o to, kto pierwszy zajął ziemie obecnego Kosowa. Jedni twierdzą, że Albańczycy, inni obstają przy Serbach.

Są tacy, którzy w oparciu o różnorodne badania twierdzą, że pierwsi byli tu Serbowie zjednoczeni przez Stefana Niemanicza, który w 1217 roku koronował się na króla Serbów.

Niektórzy chętnie powołują się na mity, m.in. ten o bitwie na Kosowym Polu. Bitwa ta w 1389 roku przyniosła porażkę Serbom, a terytorium zostało opanowane przez Imperium Osmańskie. Przywódca serbski - książę Łazarz Hrebelejanowić, zamordowany przez Turków - jest uznawany w tym micie jako uosobienie szczególnego przymierza Serbów z Bogiem. Dlatego nawet dziś politycy podkreślają, że dzieje tego narodu są "historia świętą".

Zwolennicy opcji albańskiej przytaczają historię Ilirów, którzy mają być protoplastami Albańczyków zamieszkujących te ziemie jeszcze w czasach starożytnych. Potem Serbowie i Albańczycy mieli tu razem żyć i pracować. Przez całe średniowiecze oba narody były pod panowaniem tureckim, a przed turecką ekspansją bronił ich Skanderbeg (Gjergj Kastrioti Skënderbeu). W ten sposób stał się bohaterem narodowym dla wielu Kosowian i Albańczyków.

Przed wybuchem I wojny światowej Kosowo zostało włączone do Serbii.

Wówczas ponad 80 procent mieszkańców stanowili Albańczycy. II wojna światowa sprawiła, że Albańczycy sprzymierzyli się najpierw z Włochami, a potem z Niemcami i weszli w skład elitarnych jednostek SS. To wywołało oczywiście konflikt z Serbami, którzy jako sprzymierzeńcy Aliantów walczyli nie tylko z Niemcami, ale i z Albańczykami.

W 1945 roku Kosowo formalnie uzyskało autonomię, która zyskała praktyczny wymiar dopiero w 1974 roku w nowej Konstytucji Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii.

Po śmierci Josipa Broz Tito, w 1980 roku, dążenia niepodległościowe krajów byłej Jugosławii były coraz silniejsze. Na skutek protestów i demonstracji ludności albańskiej w Kosowie wprowadzono stan wyjątkowy. Na fali protestów antyalbańskich, w 1987 roku Slobodan Milosević po objęciu władzy prowadził politykę, w wyniku której usunięto Albańczyków ze wszystkich istotnych stanowisk - zastąpiono ich Serbami.

Przez kolejne lata trwał opór Albańczyków wobec Serbów, którzy nieprzerwanie prowadzili antykosowską działalność. Ibrahim Rugova - kosowski pisarz - założył Demokratyczną Ligę Kosowa. Ta spowodowała, że 2 lipca 1990 roku lokalny parlament ogłosił Kosowo siódmą republiką Jugosławii. Potem wybuchła wojna domowa, w której uczestniczyły wszystkie kraje wchodzące jeszcze do niedawna w skład Jugosławii. Przedstawiciele ONZ, USA, Rosji i państw UEDo włączyli się do mediacji w sprawie zaprzestania walk. Z czasem wojna wygasła. Nie ma więc Jugosławii, a są okaleczone wojną nowe państwa, które potrzebują spokoju i pomocy. Pomocy z zewnątrz.

Działania wojenne trwały w Kosowie do 2008 roku.

Wtedy to w lutym parlament Kosowa na specjalnej sesji jednomyślnie (109 głosów "za", 0 przeciwnych, przy bojkocie posiedzenia przez 11 przedstawicieli serbskich) uchwalił 12-punktową deklarację niepodległości prowincji. Spokojną egzystencję miała zapewnić młodemu państwu misja pokojowa wojsk KFOR (z upoważnienia ONZ) i Eulex (Unii Europejskiej).

Gdy dowiaduję się dziś o szczegółach i skali nieszczęść, jakie spotkały zarówno kosowskich Albańczyków, Bośniaków, Chorwatów, Czarnogórców, Macedończyków i Serbów podczas wojny, czuję ogromne współczucie dla nich wszystkich. Bo wszyscy są tu pokrzywdzonymi. Wszyscy też mają w tych wydarzeniach swój udział i swoją winę. Ale winnymi zajmą się prokuratorzy i sędziowie międzynarodowi.

Nie sposób jednoznacznie potępić UÇK (Ushtria Çlirimtare e Kosovës - Armia Wyzwolenia Kosowa), którą obarcza się odpowiedzialnością za dyskryminowanie Serbów, niszczenie cerkwi, handel bronią, narkotykami oraz ludźmi i ich narządami. Wszak UCK była też armią wyzwoleńczą.

Podobnie nie jest łatwo orzec o winie Serbów, którzy nie pozostawali dłużnymi wobec Kosowian, a bronili swojego - ich zdaniem - dawnego terytorium. Winni mordów w Srebrenicy, Mostarze (Bośnia i Hercegowina) i wielu innych miejscach na Bałkanach są lub będą osądzeni. To wymaga czasu i spokoju. Spokoju na Bałkanach.

Nie chcę powiedzieć, że należy już zapomnieć o tych haniebnych wydarzeniach. Stanowczo nie. O tym należy pamiętać, aby nigdy więcej takie historie się nie powtórzyły. Ale rany wojenne jeszcze się nie zabliźniły. Rozmawiając z Kosowianami, Serbami, Bośniakami, Czarnogórcami i Macedończykami wyraźnie wyczuwa się chęć zemsty na tych, którzy zadali ból ich najbliższym.

Ten proces zabliźniania ran wymaga czasu. Zwłaszcza, że jak powiedzieli mi napotkani w Prisztinie Kosowianie mówiący po polsku (jest ich tu około 200), nadal obowiązuje tu Kanun Dukagjiniego. To kodeks obyczajowy wprowadzony przez albańskiego księcia Lekë Dukagjiniego (1410-1481), który za najważniejszą zasadę przyjmował prymat honoru rodu nad dobrem jednostki oraz prawo i obowiązek krwawej zemsty.

Zasady Kanunu były przekazywane drogą ustną i do dziś są stosowane w Kosowie i Albanii. Te kontrowersyjne i starodawne zapisy są wciąż stosowane i nie pozwalają wielu rodzinom zapomnieć o dawnych krzywdach. Stąd też potrzebna jest międzynarodowa pomoc. Sami Kosowianie nie wybaczą dawnym prześladowcom. Miejmy jednak nadzieję, że to pasmo zemsty kiedyś się skończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kanun Dukagjiniego, czyli... nieprzerwane pasmo zemsty - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski