Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karmią zwierzęta bez GMO. Rewolucja w żywieniu i w portfelu

Ewelina Sikorska
AGW
Producent wieprzowiny za kilogram wagi żywej z uwagi na tucz bez GMO, dostaje o złotówkę więcej niż kolega po fachu.

- GMO? Dziękuję. Jeśli chodzi o żywienie i zdrowie mojej córki, nie chcę ryzykować - mówi Izabela Finkenstein, grudziądzanka. Jak podkreśla, w markecie dokładnie sprawdza etykiety i, mimo różnicy w cenach, chętniej sięga po droższe produkty pod szyldem „wolne od GMO”.

Choć badania nie potwierdziły, by pasza GMO przechodziła na produkty odzwierzęce, kolejni gracze z branży mleczarskiej, wychodząc naprzeciw rosnącym wymaganiom konsumentów, oferują mleko od krów karmionych paszami wolnymi od modyfikacji genetycznych. Na sklepowych półkach standardem są już także jaja od kur karmionych paszą zbożową opartą o soję wolną od GMO.

Tak promują wieprzowinę

Grupa hodowców świń rasy puławskiej, wykorzystując do karmienia trzody chlewnej polskie rośliny bobowate (dawniej strączkowe), produkuje wieprzowinę żywioną paszami wykonanymi z roślin niemodyfikowanych genetycznie.

Motorem projektu „Kujawsko-pomorska wieprzowina produkowana z wykorzystaniem polskiego białka pochodzenia roślinnego” jest Sławomir Homeja, rolnik z Chomętowa (gmina Szubin, powiat nakielski, woj. kujawsko-pomorskie).

- Nasz pilotażowy program ma promować system żywienia trzody chlewnej oparty na krajowych źródłach białka roślinnego - łubinach, grochach. Chcemy minimalizować wykorzystanie pasz GMO (soi genetycznie modyfikowanej) - wskazuje Homeja. I dodaje: - Dla władz priorytetem powinno być bezpieczeństwo żywnościowe kraju, powinniśmy jak najwięcej wykorzystywać nasze białko, a nie dawać zarabiać farmerom zza oceanu. Od 2015 roku z prof. Wojciechem Kapelańskim, Kujawsko-Pomorskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Minikowie, zakładem Kwieciński, restauracją Ostromecko i masarnią Władysławowo próbujemy promować wieprzowinę rasy puławskiej tuczoną paszami wykonanymi z roślin niemodyfikowanych genetycznie. W zeszłym roku, podczas Forum Rolniczego Gazety Pomorskiej, poznałem Janusza Walczaka, szefa Solidarności Rolników Indywidualnych Regionu Kujawsko-Pomorskiego. Po pół roku współpracy udało się mu namówić zarząd Solidarności na złożenie projektów do Funduszu Promocji Mięsa Wieprzowego, ruszają dwa przedsięwzięcia. Efekt będzie można zobaczyć niedługo na rynku bydgoskim. Pomysł spodobał się też wicewojewodzie Józefowi Ramlau, który powołał zespół do wypromowania kujawsko-pomorskiej wieprzowiny tuczonej bez GMO.

Sławomir Homeja podaje, że rolnicy, którzy tuczą w ten sposób zwierzęta, otrzymują od zakładów zapłatę o złotówkę wyższą niż cena żywca na wagę żywą. Podkreśla zarazem, że dokładne dane dotyczące opłacalności będą znane po przeprowadzeniu programu.

- Mamy sprawdzić dwa systemy żywienia - wyjaśnia. - W dwóch gospodarstwach opartych na koncentratach wykonanych z roślin niemodyfikowanych genetycznie dwóch różnych firm, w jednym gospodarstwie - system oparty na bazie premiksów witaminowo-mineranych i roślinach niemodyfikowanych genetycznie. Po tym doświadczeniu będzie można powiedzieć coś więcej o opłacalności. Z moich ogólnych wyliczeń, w moim gospodarstwie wynikło, że przy cenie śruty sojowej modyfikowanej genetycznie - 1600 złotych, a łubinu żółtego - 1200 złotych, bilans zerował się. Na pewno tucz bez GMO jest opłacalny w wypadku, gdy rolnik uprawia te rośliny w swoim gospodarstwie.

Zachód dostrzegł potencjał

Hodowca z Chomętowa podkreśla, że duży wpływ na jego decyzję odnośnie żywienia zwierząt, miało spotkanie z prof. Wojciechem Kapelańskim.

- Po doświadczeniu profesora można stwierdzić, że tucz bez GMO jest opłacalny, niestety przedstawiciele związków rolniczych i organizacji nie byli tym tematem zainteresowani - opowiada Homeja. - Dopiero współpraca z Solidarnością i wojewodą, w ramach projektu „Kujwsko-Pomorska wieprzowina...”, spowodowała lekkie zainteresowanie środowiska tym tematem. Obecnie nawet firmy duńskie reklamują w telewizji ogólnopolskiej ten system żywienia. Obawiam się, że przespaliśmy dwa lata sprzeczając się, czy można żywić bez GMO, czy to się opłaca. Okazuje się, że firmy zachodnie już dostrzegają potencjał w tym produkcie.

Homeja podkreśla, że promocja tego typu żywienia zwierząt może wyróżnić rolniczy handel detaliczny. - Wyróżnienie wieprzowiny może być przydatne w małych gospodarstwach, które powinny proponować tego typu rozwiązania małym, lokalnym zakładom przetwórczym - opowiada. - Mile byłaby widziana pomoc Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w wypromowaniu rolniczego handlu detalicznego oraz krótkich łańcuchów dostaw. Ostatnie półtora roku, moim skromnym zdaniem, KOWR przespał. Jest jednak światełko w tunelu, obecne władze KOWR zaprosiły nas do udziału w Bitwie Regionów w Myślęcinku, to okazja do wypromowania naszych produktów, czyli krótkiego łańcucha dostaw, który jest elementem projektu, oraz rolników zajmujących się rolniczym handlem detalicznym. Nawiązałem kontakt z przedstawicielami konsorcjum Moja Soja, którym udało stworzyć konsorcjum i pozyskać pieniądze z działania Współpraca. W październiku odbędą się pierwsze zbiory. Mam nadzieję, że uda się wykorzystać krajową soją niemodyfikowaną genetycznie w naszym projekcie. Tego typu działanie zacieśni powiązania między rolnikami a zakładami przetwórczymi nie tylko w branży mięsnej, ale również w branży paszowej, która stawia na polskie białko.

Wspomniany prof. Wojciech Kapelański z bydgoskiego Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego zajął się stroną teoretyczno-merytoryczną projektu „Kujawsko-pomorska wieprzowina produkowana z wykorzystaniem polskiego białka pochodzenia roślinnego”.

- Chciałem odpowiedzieć na pytanie, czy możliwe jest, a jeśli tak, to na ile, zastąpienie importowanej śruty sojowej GMO białkiem roślin bobowatych. Okazało się, że da się to zrobić - opowiada naukowiec. - W dużej mierze zależy to od składu mieszanki, a przede wszystkim - od tego, jaki premiks się zastosuje. Na krajowym białku świnki rosną równie dobrze, jak na soi. Ba, w niektórych przypadkach nawet nieco lepiej. Tyle wykazało doświadczenie. Pan Sławek zainspirował mnie. To człowiek, który chce coś zrobić i nie odpuszcza. Na co dzień ma kontakt z rolnikami, przekonuje ich - z dobrym skutkiem, aby stawiać na białko roślinne pochodzenia krajowego.

Janusz Walczak, szef Solidarności Rolników Indywidualnych Regionu Kujawsko-Pomorskiego, podchodzi do GMO wyjątkowo sceptycznie.

- Może w tym pokoleniu nic się nie stanie, ale kto wie, czy w kolejnych nie pojawią się jakieś zmiany genetyczne? - zastanawia się głośno. - GMO to wielki znak zapytania. Dla przykładu, kiedyś konsumenci wierzyli, że po margarynie będą mieli serce jak dzwon. Potem ktoś dowiódł, że to masło jest najzdrowsze. Podkreślmy, że w latach 60. czy 80. - kiedy Polska nie należała do Unii Europejskiej, i nie istniała na światowym rynku - tuczyliśmy tradycyjnie. Krajowe białko, nasze zboża, dodatki mineralne - na tym koniec. Zwierzęta rosły dłużej, ale mięso było smaczne i zdrowe. Jeśli chodzi o moją hodowlę, w styczniu sprzedałem ostatnie tuczniki, właśnie czekam na loszki „puławiaka”. Już wcześniej niewiele korzystałem z soi, starałem się raczej wykorzystywać łubiny, groch - swoje produkty, ale teraz już stuprocentowo wchodzę w system żywienia bez GMO.

„Gratyfikacja się im należy”

Daleko nam do Austrii, gdzie niemal wszystkie produkty nabiałowe pochodzą od krów żywionych paszami bez GMO, ale i polscy konsumenci bez najmniejszego problemu znajdą sery czy mleko od krów karmionych paszami wolnymi od modyfikacji genetycznych.

- Nie ma żadnych badań potwierdzających, że GMO przenika z żołądka krowy do mleka. Może za pięćdziesiąt lat okazać się coś innego, ale na ten dzień nie ma powodów do obaw - wskazuje Waldemar Broś, który stoi na czele Zw. Rewizyjnego Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. - Amerykanie dość szeroko badali ten temat, a przecież - mają największy budżet na naukę.

Rolnicy, którzy dostarczają surowiec wyprodukowany w systemie żywienia bez GMO, muszą liczyć się ze sporym reżimem. - Jakaś gratyfikacja ze strony mleczarni im się należy. Ci hodowcy ponoszą przecież wydatki związane choćby z badaniami - dodaje Waldemar Broś.

GMO ma zagorzałych przeciwników, ma także gorących zwolenników. W tej ostatniej grupie jest profesor Piotr Węgleński, biolog i genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, który podkreśla, że nie ma żadnych dowodów na jego szkodliwość. - GMO jest w użyciu od czterdziestu lat i dotychczas nie było ani jednego przypadku, by komukolwiek zaszkodziło - stwierdza. - To, co się robi w przypadku roślin, to po prostu wprowadzenie jednego genu z bakterii, by uczynić daną roślinę odporną na atak owadów.

O produkcji żywności bez GMO porozmawiamy podczas 5. edycji Forum Rolniczego Gazety Pomorskiej w Bydgoszczy. Wydarzenie, w którym w zeszłym roku wzięło udział pół tysiąca osób, jest zaplanowane na 5 października

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karmią zwierzęta bez GMO. Rewolucja w żywieniu i w portfelu - Gazeta Pomorska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski