Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Katastrofa jest wpisana w rozwój”. Rozmowa o słowach, które nazywają wojenne lęki, i ich autorze Józefie Czechowiczu

Joanna Jastrzębska
Joanna Jastrzębska
Łukasz Kaczanowski
119 lat temu urodził się autor „Poematu o mieście Lublinie”. O poezji Józefa Czechowicza, jego różnych obliczach i wierszach na czas wojny rozmawiamy z prof. Aleksandrem Wójtowiczem, kierownikiem Muzeum Literackiego im. Czechowicza.

Jest coś, czego nie wiemy o Czechowiczu po 119 latach od jego urodzenia?

O, jest wiele rzeczy. Nie wiemy o nich i nie będziemy wiedzieć, bo Czechowicz był osobą, która zmarła względnie młodo i miała bardzo rozległe kontakty ze środowiskami literackimi, które jednak nie skrystalizowały się na tyle, żeby stać się przedmiotem rozpraw naukowych. Nie wiemy wciąż wszystkiego o jego aktywnościach lubelskich, ani o tym co robił, kiedy mieszkał w Warszawie. Zawsze bardzo przemawiają do wyobraźni informacje o tym, jak wyglądała młodość – czy Czechowicz zapowiadał się na poetę? Na ile był wrażliwy i jaki to był typ wrażliwości? Jak wyglądało jego dzieciństwo?

Jest trochę białych plam.

Tak, ale cały czas mam cichą nadzieję, że uda się znaleźć jeszcze nieznane teksty Czechowicza.

Jakie na przykład?

Wiemy, że w latach 20. pisał powieść, w listach nazywał ją „powieścią filmową”. Z tym tekstem mierzył się dość długo, ale nie znamy efektu finalnego, być może ją zarzucił, a być może ukończył. To zresztą podobna sytuacja do zaginionej powieści Brunona Schulza „Mesjasz”, na którą wciąż wiele osób czeka. Mam nadzieję, że doczekamy się jednej i drugiej.

Jeśli jesteśmy przy prozie – Czechowicz debiutował opowiadaniem, a jednak pamiętamy go głównie jako poetę.

Jego wiersze miały niesłychanie duży wpływ na to, co się później działo w naszej liryce lat 30., ale i później. Przecież młody Tadeusz Różewicz sięga po manierę zapisu, która jest niemalże żywcem wzięta od Czechowicza. Dzisiaj jednak chcemy go czytać inaczej. 9-tomowe „Pisma zebrane” uświadomiły nam, jak wielką spuściznę zostawił po sobie autor, który zginął w wieku 36 lat. Ze wspomnianych tomów wyłania się sylwetka artysty, który był nie tylko poetą, ale i dramatopisarzem, publicystą i dziennikarzem, autorem projektów scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych, jak również twórcą literatury dla dzieci.

Człowiek wielu talentów.

Dorastał w epoce, w której artyści marzyli o połączeniu wielu różnych sztuk. Był też dzieckiem epoki, która niejako w swoim kodzie genetycznym miała ciekawość świata i tego, jak wygląda nowoczesne życie. Czechowicz pisał wiersze, ale jednocześnie cały czas wyładowuje się w innych formach wyrazu, bo szuka właściwego języka, który pozwoli opowiedzieć wszystko, co się dzieje dookoła i powstaje na jego oczach.

Znalazł?

Taka wyraźna sygnatura autorska pojawiła się już w „Kamieniu”, debiutanckim tomie, a w kolejnych wybrzmiewała coraz mocniej. Szczególne charakterystyczne dla jego twórczości jest budowanie podszytych niepokojem obrazów, które przewijają się przez jego poezję, nasyconą oniryzmem i wyraźnymi wpływami surrealizmu. Ale Czechowicz miał też niesłychaną umiejętność kształtowania płaszczyzny brzmieniowej wierszy. To była świadoma, subtelna muzyczność, ale nie prosta, katarynkowa, tylko o wiele bardziej wyrafinowana. Wiedział dobrze, jak inni wielcy poeci, że poezja jest nie tylko ciągiem obrazów, ale i dźwięków.

Radiowa wrażliwość na dźwięk?

Na pewno coś w tym jest. Radio było zresztą jednym z fundamentów ówczesnej rzeczywistości i narzędziem, które transmitowało nowoczesność do najdalszych zakątków świata. Czechowicz pracował w redakcji radiowej, pisał też teksty o tym, czym jest radio, czym powinno być i jak wykorzystać w nim poezję. Warto przypomnieć, że „Poemat o mieście Lublinie” został przygotowany jako słuchowisko radiowe i wyemitowany na antenie Polskiego Radia.

Czechowicz postrzegał bycie poetą inaczej niż jego starsi koledzy po fachu, czyli Skamandryci.

Jego całe pokolenie czuło się nieco niedowartościowane. Skamandryci, czyli Tuwim, Wierzyński, Lechoń, szybko stali się niemal celebrytami. Byli rozpoznawalni, uwielbiani i traktowani jak ikony poezji. W cieniu sukcesu skamandryckiego osadzało się dużo mniejszych lub większych poetyckich osadów goryczy. Czechowicz był z grupy poetów, którzy mieli trudniejsze wejście w literaturę. Nie było mu też łatwo przebić się w Warszawie, podobnie zresztą jak wielu jego innym rówieśnikom.

Nie wiodło mu się w Warszawie, ale w Lublinie się nim zachwycamy. Może obiektywne spojrzenie na jego twórczość przysłania to, że pochodził z naszego miasta? Może jednak nie był tak wspaniałym poetą?

Osoby spoza Lubelszczyzny widzą w nim często bardzo nowoczesnego, niesłychanie subtelnego twórcę i piewcę prowincji rozumianej w dobrym sensie – jako miejsce, które pozwala człowiekowi poczuć silniejszy związek z ziemią i przestrzenią, w którym żyje. Ale rozumiem drugie dno tego pytania – na ile jego twórczość wytrzymuje zestawienie z dorobkiem najwybitniejszych autorów. Wydaje mi się, że całkiem dobrze. O tym, że jest traktowany jako jeden z najważniejszych poetów minionego stulecia, świadczą nie tylko liczne rozprawy naukowe, ale przede wszystkim znaczna ilość przedruków jego wierszy. Czechowicz jest wciąż czytany, jego wrażliwość poetycka wytrzymuje próbę czasu.

Czemu Czechowicz nie przebił się szerzej do podręczników szkolnych?

Jego wiersze można znaleźć w podręcznikach. Kontaktują się z nami autorzy, którzy proszą o zdjęcia albo ilustracje dotyczące wierszy Czechowicza. Wiemy, że to świetny poeta, żeby pokazać w szkole podstawowej na czym właściwie polega poezja, jak pięknie można operować słowem.

W lubelskiej szkole podstawowej wiemy, a w warszawskiej?

To zależy na pewno od programów szkolnych, ale z pewnością i w stołecznych szkołach wspomina się o Czechowiczu, to w końcu jeden z najważniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego, a więc okresu, w którym nie brakowało wybitnych talentów poetyckich. Wydaje mi się jednak, że najlepszym sprawdzianem aktualności jego wierszy jest indywidualna lektura, która pozwala sprawdzić, co nam dziś rezonuje w tej poezji, co słyszy w niej współczesny odbiorca. Ale odbiorca samodzielny, a nie przymuszany, żeby nauczyć się jej na pamięć albo napisać o tym pracę zaliczeniową.

W „Inwokacji” z debiutanckiego tomu Czechowicz stwierdził, że „człowiek to transformator”. A czy jego możemy uznać za transformatora?

Czechowicz był dzieckiem epoki, która odkryła, że świat zmienia się bardzo szybko. Pierwszą lekcją nowoczesności, jaką szybko zresztą odrobili ówcześni artyści, było to, że rzeczywistość stała się nie tylko dynamiczna, ale jednocześnie niestabilna, że jej jasne i ciemne strony są nierozerwalnie sprzęgnięte. Wypadki i katastrofy są zatem niejako wpisane w rozwój, stają się jego konsekwencją – tak mówią filozofowie tego czasu. Im szybciej będzie następował postęp, tym więcej wyładowań, bo energia nie zawsze się kanalizuje tak jak trzeba. Niekiedy wybucha w niekontrolowany sposób. Można więc powiedzieć, że rozwijając się, niejako przyśpieszamy tę katastrofę – rozwój jest jej rewersem. Kiedy Czechowicz miał 11 lat, wybuchła pierwsza wojna światowa – względnie stabilny świat, jaki znał z dzieciństwa, nieodwracalnie się rozpadł. Kiedy przyszedł 1918 rok był świadkiem wielu trudności pierwszych lat istnienia państwa, można powiedzieć, że zaczął dorastać razem z nim. I szukać sobie w nim miejsca. W latach 20. potrzeba było wielu dziennikarzy, więc w pierwszej kolejności sięga się po poetów, bo Ci sprawnie operują słowem. Czechowicz nie tylko pisał wiersze, ale pracował też w prasie. Napisał m.in. artykuł o pierwszej ofierze komunikacji miejskiej w Lublinie. I nagle okazuje się, że nowoczesność przychodzi nie tylko jako lepsza organizacja życia, ale poruszającym się po ulicach miasta autobusem, który niesie zagrożenie.

I tu pojawia się wątek m.in. „Kuriera Lubelskiego”.

To jest bardzo ciekawa rzecz – poeta, który jest redaktorem. Funkcja taka daje poczucie, że bierze się sprawy w swoje ręce, współuczestniczy w życiu kulturalnym. Czechowicz w Lublinie bardzo szybko zaczyna karierę prasową, bo operuje świetnym piórem i ma zmysł organizacyjny, wie, jak należy prowadzić czasopismo, co jest w nim ciekawe. Jest też wyczulony na potrzeby prasy i rynku, pisuje nawet wierszyki reklamowe. Wynika to poniekąd z faktu, że w międzywojniu poeta coraz częściej jest już nie tylko poetą, lecz pracuje także zawodowo. U Czechowicza zaciera się granica pomiędzy poetą a redaktorem, poniekąd zajmuje miejsce po dwóch stronach barykady: jest równocześnie krytykiem i właśnie poetą.

I transformatorem.

Tak, redaktor musi transformować nie tylko dlatego że „przepuszcza”, ale też konsultuje, poprawia i pomaga autorom nadać tekstowi ostateczny kształt. Ale „transformator” w twórczości Czechowicza może mieć także inne znaczenie: transformator to jest energia, a w przypadku Czechowicza – nadmiar energii. Był duchem niespokojnym, miotanym przez różne sprzeczności.

Przeżył wojnę i o niej pisał, więc jego twórczość jest dziś bardzo aktualna.

Pierwsza wojna zupełnie zmieniła kształt świata. Mogło się po niej wydawać, że najgorsze pomruki historii mamy za sobą, ale wybuchła kolejna: polsko-bolszewicka. Józef, zapatrzony w starszego brata, wziął udział w walkach. Ale z tematami wojennymi często bywa tak, że autorzy nie mówią o nich od razu. Potrzeba kilku lat, dekady albo więcej, żeby doświadczenia się uleżały. Czechowicz pisał o wojnie „na raty”, nie do końca wiedząc, jaki język wybrać. Co jest ciekawe – najlepiej o wojnie pisze w opowiadaniach. Tak jakby to właśnie proza była miejscem, w którym można opowiedzieć o traumie.

Mamy sprzeczność, bo w prozie musimy zachować porządek i kolejność, a wojna to chaos.

Z traumą tak właśnie jest. Mówienie o niej, fabuła, budowanie ciągów przyczynowo-skutkowych wyzwala i daje poczucie odcięcia się od tych doświadczeń. Ale echa wojny pobrzmiewają również w wierszach Czechowicza. Zdumiewające, jak dużo w jego wczesnej poezji jest odprysków wojny, jak często pojawiały się akcesoria militarne. Wojna, której hałas umilkł za oknem, wciąż pobrzmiewała w poezji.

Poezja o wojnie jest dobrą lekturą na czas wojny w Ukrainie?

Wiersze Czechowicza pokazują jednostkę, która jest miotana różnymi przeżyciami niedającymi się łatwo uporządkować. Zrodziły się z niepokoju, lęku, wstrząsów i dlatego dobrze korespondują z naszymi obawami o jutro i potwornymi przeczuciami, z którymi musimy sobie radzić obecnie. Poezja Czechowicza rodzi się z głębokiego niepokoju i być może dlatego ułatwia nazwanie lęków, które nie zawsze potrafimy opisać własnymi słowami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski