Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazik Staszewski: Weteran, który zaczyna od nowa [ROZMOWA]

Marek Zaradniak
Kazik Staszewski  wraz z Kwartetem ProForma wykonuje m.in. piosenki swego ojca Stanisława Staszewskiego
Kazik Staszewski wraz z Kwartetem ProForma wykonuje m.in. piosenki swego ojca Stanisława Staszewskiego Szymon Starnawski/Polska Presse
Kazik Staszewski rozprawia o polityce, religii i konfrontacji świata islamu z cywilizacją europejską. A to wszystko w związku z płytą nagraną z poznańskim kwartetem ProForma.

Dlaczego postanowił Pan dokonać "Wiwisekcji"? Pytam w podwójnym znaczeniu tego słowa, także o płytę nagraną z poznańskim kwartetem ProForma?
Kazik Staszewski: Dlaczego? Ja nawet dokładnie nie wiem, co to znaczy wiwisekcja. Wiem, co to sekcja. Zadaję się już na tyle długo z chłopakami z Poznania i na tyle długo gramy, że postanowiliśmy z tej znajomości stworzyć wartość na dłuższy czas. Ja jestem wprawdzie weteranem polskich scen, ale wiem z doświadczenia, że zawsze tworzenie kolejnego projektu, to start od nowa. Może nie w czystej postaci na zasadzie, że kapela zbiera się pierwszy raz i tworzy pierwsze piosenki. Jednak dla słuchaczy identyfikacja zjawiska, które się nazywa Kazik i Kwartet ProForma, jest jak podróż, która znowu się zaczyna. Ta płyta w dużym stopniu ma charakter promocyjny i niesie informację, że oto istniejemy, gramy i proszę nas oczekiwać.

Współpraca z kwartetem ProForma zrodziła się ponoć z niezłej awantury?
Kazik Staszewski: Początków nie pamiętam, szczerze mówiąc. Rzeczywiście były dość niesympatyczne i dlatego wyrugowałem je z głowy - słałem pogróżki z sądem w tle do przyszłych kolegów. Potem to już trzeba by ich spytać, dlaczego po kiepskim wejściu przy nagraniu małej płyty EP-ki z piosenką "The Death Is Not The End" Boba Dylana, spopularyzowanej przez Nicka Cave'a, chcieli ze mną pracować. Potem były dwa koncerty. Jeden charytatywny, a drugi w nieistniejącym już klubie mojego syna. Wszystko to było jednak okazjonalne. Może po wypiciu alkoholu składaliśmy jakieś deklaracje, że będzie świetnie, ale nie przybierały one jakiegoś realnego kostiumu. Dopiero koniec roku 2013 przyniósł pierwszy koncert w Przemyślu, na który były sprzedawane bilety. A potem przez cały rok 2014 nasza aktywność koncertowa powolutku rosła i zrodził się pomysł, aby utrwalić to na płycie, zwłaszcza że w 2014 roku nie miałem zamiaru przygotowywać żadnych premierowych piosenek. Więc dobrze się stało, że powstał skład, z którym mogłem publicznie i od nowej strony zaprezentować takie rzeczy, których praktycznie na żywo nie wykonywałem.

Co w takim razie decydowało o doborze repertuaru, który znalazł się na tym albumie?
Kazik Staszewski: Trudno mi mówić, bo tak naprawdę dowiadywałem się od kolegów, co wchodzi do repertuaru. Więc może Marcin opowie o tym

Marcin Żmuda: Od samego początku mamy w repertuarze piosenki Taty Kazika. Poprzerabialiśmy je na swój sposób i stąd wzięła się historia z grożeniem sądem, o której mówił Kazik. Rzecz polegała na tym, że w ramach "Poznania poetów" zorganizowaliśmy koncert, a Kazik usłyszał o tym w Warszawie. Ja do końca nie wiem, jak się to rozniosło po kraju. Nie uważaliśmy wtedy, że robimy coś wielkiego. I wtedy przyszedł mail od Kazika, że może warto byłoby poinformować, iż robimy takie rzeczy. Potem zapadła cisza, a potem padł pomysł, aby Kazik gościnnie zaśpiewał jedną zwrotkę na naszej płycie. Obyło się bez kłopotów.

Mówimy o piosenkach Taty Kazika. Jakie miał Pan relacje z ojcem?
Kazik Staszewski: Praktycznie zerowe, bo gdy miałem 4 lata, on wyjechał do Francji. Potem w 1971 roku jakimś cudem wypuścili nas z mamą do niego. Miałem wtedy 8 lat. To już dobrze pamiętam. Zresztą nawet lata, gdy był w Polsce pamiętam jeszcze zaskakująco dobrze, jeśli sobie uzmysłowię, ile miałem wtedy lat. Korespondowaliśmy ze sobą. On narzekał, że piszę do niego za mało listów, ale myślę, że miał trochę wyidealizowany obraz mnie jako syna. Taki trochę na odległość, bo w stosunku do dzieciaka z pierwszej czy drugiej klasy należy jeszcze postawić pytanie, czy mu się chce pisać listy. Moje wyglądały mniej więcej tak: "Kochany Tatusiu. Przyślij mi komiks Tarzana i gumy do żucia i coś tam jeszcze. Mam trzy piątki z polskiego, dwie z przyrody, jedną z matematyki. Całuję Kazio". Były to urocze listy dziecka, przez które jednak przebija niechęć do słowa pisanego i pragnienie, żeby tam siedział. Opisywałem mu też historie rodzinne mojej babci, z którą miał jak najgorsze relacje, więc to nie mogło go cieszyć, ale ja oczywiście nie byłem tego świadomy. Miałem niecałe 10 lat, gdy umarł. Więc tak cała historia moich relacji się skończyła. Mama przywiozła jakieś rzeczy po nim. Organy. Jakieś instrumenty senegalskie czy marokańskie. Jego gitara zaginęła, ale się odnalazła. Posiada ją jego kolega Ludwik Lewin, ale wzbrania się, aby ją oddać. A twierdzi, że chciał oddać 20 lat temu, ale ja ponoć nie chciałem jej przyjąć. Ja sobie tego nie przypominam. Tak świadomie zacząłem poznawać mojego tatę pod koniec lat 80. i to dzięki impulsowi, który przyszedł do mnie trochę od innych ludzi. Tamte relacje były takie dziecięce, a praktycznie ich nie było. Albo były bardzo ograniczone. A potem to były już relacje z pamięcią o moim ojcu, a nie z konkretną, żyjącą osobą.

A jakim Pan jest ojcem i dziadkiem?
Kazik Staszewski: To jest pytanie do moich dzieci i do moich wnuków. Starałem się jak najlepiej, ale jak mówił Tytus z komiksu "Tytus, Romek i A'tomek": chciałem dobrze, a wyszło źle. Więc nie wykluczam, że może i tak też było. Nie wiem. Chciałem dobrze, chciałem jak najlepiej, ale nie ma recepty. Gdyby była, to byśmy tu żyli w raju na Ziemi.

Na tej płycie śpiewa Pan też piosenki Toma Waitsa, Kurta Weilla, Nicka Cave'a, a nawet Tadeusza Chyły. To Pana idole?
Kazik Staszewski: Nawet nie. Toma Waitsa nie znałem, dopóki nie otrzymałem oferty opracowania jego piosenek. Tadeusz Chyła i Silna Grupa Pod Wezwaniem kojarzą się też z postacią Kazimierza Grześkowiaka. Uważam ich za najbardziej niedoceniony skład z przełomu lat 60. i 70. Pamiętam z dzieciństwa jak przez mgłę, że byli tolerowani przez władzę, ale podobnie trochę jak Niemen, tylko że z innej mańki, uznani za dziwolągów czy niemalże chuliganów i pijaków. To kapela kompletnie zapomniana, a szkoda i właściwie ten jedyny longplay, który nagrali, nigdy nie został wznowiony w wersji kompaktowej. Tego można posłuchać tylko łatając jakieś składanki Chyły czy Grześkowiaka, ale w całości tego wydawnictwa nie ma. Szkoda. Dlatego postanowiłem przypomnieć te piosenki z własnej perspektywy. Pamiętam, że liczyłem, iż wśród Polaków obudzi to zainteresowanie Silną Grupą pod Wezwaniem, ale specjalnie nie obudziło.

A Nick Cave?
Kazik Staszewski: To wielki twórca, chociaż też na początku nie byłem pod jego wrażeniem. Birthday Party to była dla mnie historia niestrawna i muszę powiedzieć, że zaraziłem się nim przy okazji najbardziej komercyjnego wydawnictwa, czyli "Ballady Morderców" gdzie są duety z PJ Haervey czy z Kylie Minogue. Dopiero potem się trochę cofnąłem i dziś jest to dla mnie wielki artysta. Ale też doceniłem go post factum. Czy to są moi idole? Nie. Aż tak gorących uczuć do nich nie mam. Idolami są teraz dla mnie The Unforth z Kapsztadu.

Dlaczego?
Kazik Staszewski: Bo to kapela absolutnie nowatorska. Już mi się wydawało, że nic nie jest w stanie zakręcić mnie w muzyce. A tu okazało się, że jednak tak. Myślałem, że Rege Againt The Machine to była ostatnia kapela, która mnie kręciła. I tak było przez lat 20, ale pojawili się Unforth....

A Kurt Weill?
Kazik Staszewski: To muzyczny uniwersytet. Jeśli piosenki Toma Waitsa rozebrało się, okazywały się prostymi formami. Natomiast w przypadku Kurta Weilla na wiele sposobów można zagrać akompaniament do piosenek, które powymyślał. "Micky Majcher" graliśmy tak jak Pan Bóg przykazał. Dopiero gdy dostarczono nam nuty, okazało się, że akompaniament jest zupełnie inny i tę historię stworzył ktoś kto się naprawdę znał na tej robocie. To jest dobra szkoła poznawania kompozycji.

Jedyną nową piosenką na płycie jest "Kalifat". To komentarz do bieżących wydarzeń?
Kazik Staszewski: To był komentarz powstały przed wydarzeniami, które rozegrały się w redakcji "Charlie Hebdo". A dodam przy okazji, że mój tata czytał tę gazetę. To potworna gazeta. Niewątpliwie stoimy u progu bardzo poważnej konfrontacji między islamem a cywilizacją zachodnią i w swojej gnuśności jesteśmy na tę konfrontację kompletnie nieprzygotowani. Pamiętajmy, że islam ma 1300 lat. A co chrześcijanie wyprawiali, gdy ich religia miała 1300 lat? Pamiętajmy, że dziś technika jest o niebo lepsza.

A co powinniśmy zrobić, aby się przygotować na tę konfrontację?
Kazik Staszewski: Pan się mnie pyta? W obecnej sytuacji to uciekać, gdzie pieprz rośnie. W takich krajach jak Francja, Hiszpania, Wielka Brytania, Niemcy sytuacja zaszła już o wiele za daleko. Nie ma możliwości na zintegrowanie tej mocno czującej swoją odrębność strony i rasowej, i religijnej. Zachód może się tylko i wyłącznie cofać, najwyżej opierając się o siłę Stanów Zjednoczonych, w których jeszcze pewne idee stanowią o sile narodu. Oni to biorą zresztą z innej mańki. Nie tak religijnie. Jest to melanż dumy narodowej z Bogiem. Jest tylko pytanie, czy Stanom Zjednoczonym będzie się chciało stawać w obronie zdegenerowanej Europy? Podejrzewam, że nie za bardzo, bo do tej pory to, w co by nie umoczyli rąk, było pełną porażką. Począwszy od Korei do dzisiaj.

Islam, Bóg, chrześcijaństwo. Jaki jest Pana stosunek do religii?
Kazik Staszewski: Religia jest wymyślona. Bóg jest wymyślony. Tak jak kiedyś śpiewałem, że Bóg jest wielki, ale większy jest ten, co go stworzył. To dobra sytuacja terapeutyczna, aby móc w kryzysowych sytuacjach poczuć się lepiej. Na przestrzeni wieków pod różnymi hasłami niosła wiele zła. Wielu ludzi zginęło w imię idei religijnych. Myślę też, że jest to też szukanie sensu przez człowieka, bo rodzimy się, w wieku lat 20 paru osiągamy szczyt możliwości fizycznych. W wieku lat 30, 40 - szczyt możliwości intelektualnych, które trwają. A potem rozpoczyna się starość, upadek, umieranie. Gdyby obejrzeć ten proces z punktu widzenia sytuacji laboratoryjnej, to jest przej...e. Dlatego człowiek wymyślił sobie Boga, aby mieć duszę nieśmiertelną i poczuć się lepiej.

Jest Pan wierzący?
Kazik Staszewski: Nie.

A jaki jest Pana stosunek do polityki. Czy na przykład tak jak Paweł Kukiz wystartowałby Pan w wyborach prezydenckich?
Kazik Staszewski: Nie. Zajmuję się rzeczami o wiele bardziej wartościowymi. Nie wystartowałbym w wyborach prezydenckich. Mam jedno życie i spędzam je w sposób rozwijający dla mnie. A bycie politykiem to zajęcie, które z jednej strony degeneruje, ale też i nie wyobrażam sobie, aby mogło być przyjemne. Bo jaka jest przyjemność w sprawowaniu większej lub mniejszej władzy?

W ubiegłym roku wydał Pan jako Zuch Kazik płytę "Zakażone piosenki" z pieśniami masowymi ze Wschodu i Zachodu. Co decydowało o ich doborze?
Kazik Staszewski: Skoro nie miałem w roku 2014 wydawać niczego nowego, firma płytowa przycisnęła mnie, żeby coś wyszło. Akurat graliśmy z Zuchem Kazikiem szósty czy siódmy koncert, a gramy raz w roku tylko na Zacieraliach więc zgodziłem się. Ale pomysł i dobór repertuaru to sprawa Mirka Jędrasa, czyli Zaciera. Ja tylko przez dwa dni nagrywałem linie wokalne. Chciałem nawet podkreślić mój dystans do tego, bo sam nie byłem przekonany, czy śpiewanie piosenek po części pochodzących z systemu totalitarnego jest dobrym i czytelnym żartem dla wszystkich. Bo dla niektórych nie jest to wesołe.

Na początku powiedział Pan, że ta płyta powstała dlatego, iż założył Pan, że w roku 2014 nie będzie żadnych nowych piosenek. W takim razie, kiedy będzie płyta Kazika z nowymi piosenkami?
Kazik Staszewski: Kolejność mam poukładaną. Teraz pracujemy nad nową płytą z Kultem. Prace są daleko posunięte, choć przerwaliśmy je w grudniu, ponieważ rok 2015 jest bardzo obfity w różnego rodzaju wydarzenia, więc nie było czasu, żeby zrobić jedną czy dwie próby. Wrócimy do tego w maju i będzie to pierwsza rzecz, którą zamierzam zrobić. A potem trzeba się będzie zabrać za premierowy materiał z Kwartetem ProForma.

A koncerty?
Kazik Staszewski: Też, ale śmieję się, że jak na razie to główną informacją jest ta o koncertach odwołanych. Sytuacja, moim zdaniem, jest gorsza nawet niż w zeszłym roku, bo do tej pory zagraliśmy tylko 3 koncerty.

Dlaczego?
Kazik Staszewski: Bo się słabo sprzedają bilety. Ludzie jeszcze nie ogarniają, czym jest Kazik z Kwartetem ProForma. Mimo dokooptowania weterana, mamy status kapeli nowej. Reguły nie ma, ale daję sobie trzy lata, aby wszystko zatrybiło. Na razie spokojnie. Nie ma paniki.

Kazik Staszewski

urodził się 12 marca 1963. Jest wokalistą, saksofonistą, autorem tekstów . Występuje solo, ale także z grupami Kult, ElDupa, Kazik Zuch, Kazik na Żywo i Kwartetem ProForma

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kazik Staszewski: Weteran, który zaczyna od nowa [ROZMOWA] - Głos Wielkopolski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski