Data premiery nie jest jeszcze znana. Wiemy natomiast, że publikacja jest już ukończona i będzie zatytułowana "Kentomania. Miś Polskiej Koszykówki". - Spisywanie wspomnień zajęło kilka lat - mówi 64-letni autor powieści. - Odbyłem swego rodzaju literacką podróż, cofając się do czasów gry na etapie liceum, aż do wyjazdu do Polski. Opisałem swoją perspektywę z życia Amerykanina w komunistycznym kraju. Wspominam te czasy jako niezwykle barwne. Jestem w kontakcie z pewnym wydawnictwem, którego nazwy jeszcze nie chciałbym ujawniać. Fakt, że moja książka zostanie wydana w Polsce, daje mi mnóstwo pozytywnej energii - dodaje Washington.
Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, za sprawą tego zawodnika, Lublin zakochał się w koszykówce. Podpisując kontrakt w styczniu 1979 roku, Amerykanin został pierwszym czarnoskórym zawodnikiem w historii polskiej ligi. Do drużyny ściągnął go legendarny trener Zdzisław Niedziela.
Filigranowy, mierzący zaledwie 173 cm koszykarz z USA z miejsca stał się ogromną gwiazdą i idolem lubelskich kibiców. Mecze Startu oglądało wówczas po trzy tysiące osób. Chętnych było zdecydowanie więcej, ale podczas spotkań lubelska hala przy Alejach Zygmuntowskich pękała w szwach i zdobycie biletów nie było łatwe. Do kas ustawiały się długie kolejki. Wszyscy chcieli zobaczyć Kenta w akcji. Co ciekawe, nawet treningi drużyny, z uwagi na Washingtona, obserwowało po kilkaset osób.
- Kolejki, które wtedy ustawiały się po bilety, sięgały aż do mostu na Bystrzycy - wspominał przed laty na łamach Kuriera Jerzy Żytkowski, były koszykarz Startu i kolega z drużyny Washingtona. - To było prawdziwe szaleństwo. Zakłady pracy rozdawały wtedy wejściówki na mecze, a ktoś, kto zdobył bilet w inny sposób, był prawdziwym szczęściarzem. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej albo później coś wywołało takie zainteresowanie. Dla nas, zawodników to również było wydarzenie. Kent to był wspaniały człowiek, świetny w obyciu, zabawny. Nauczył nas całkowicie nowego podejścia - podkreślał.
Amerykanin występował na pozycji rozgrywającego i wyróżniał się świetnym wyszkoleniem technicznym, był bardzo szybki, skuteczny oraz potrafił zrobić z piłką dosłownie wszystko. Jego sztuczki na parkiecie były dla polskich kibiców czymś niesamowitym. Lublin przeżywał „kentomanię”, a zespół Startu wygrywał mecz za meczem, osiągając znakomite rezultaty. Trener Niedziela oparł grę czerwono-czarnych na Washingtonie, dzięki czemu lublinianie dwukrotnie sięgnęli po brązowe medale mistrzostw Polski.
- Okres spędzony w Lublinie wspominam niezwykle miło. Wszyscy traktowali mnie tam fantastycznie. W niedalekiej przyszłości muszę ponownie odwiedzić to miasto - przyznaje Washington.
Występami sportowca ze Stanów Zjednoczonych interesował się nie tylko cały Lublin, ale również reszta naszego kraju, a nawet gazety z jego ojczyzny. W 1980 roku Washington został wybrany na najlepszego koszykarza ligi przez dziennik "Sport". 12 miesięcy później odszedł do Zagłębia Sosnowiec, a następnie wyjechał na dwanaście lat do Szwecji, gdzie zakończył karierę w 1995 roku, w wieku 39 lat. Amerykanin poznał w Skandynawii swoją przyszłą żonę i rozpoczął pracę w roli trenera żeńskich drużyn koszykarskich. Później zdecydował się przenieść wraz z rodziną do USA i do dziś mieszka w rodzinnym New Rochelle, w stanie Nowy Jork. Niebawem przejdzie na emeryturę.
Zawodnik zza oceanu został zapamiętany w Polsce także ze względu na pamiętny wkład w naszą... kinematografię. Na fali swojej popularności, Kent zaliczył bowiem epizod w słynnej scenie z filmu „Miś”, w której grający główną rolę Stanisław Tym „przemienił się” na chwilę w czarnoskórego koszykarza.
ZOBACZ TAKŻE:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?